Powstaje coraz więcej portali i mediów, które wręcz ścigają się w tym, kto ogłosi większy banał, jeszcze banalniej komentowany.
W Polsce zamiera publiczna debata intelektualna, natomiast mamy całe tabuny domorosłych estetów, którzy nie analizują rzeczywistości, lecz ją estetyzują. Najwięcej takich po stronie dziennikarzy i komentatorów, ludzi nauki i kultury, najczęściej uważających się za inteligentów, i to inteligentów z misją. Mamy powielane w setkach tysięcy, o ile nie w milionach kopii, bo teraz wszystko jest masowe i natychmiast dostępne, pseudodysputy o tym, dlaczego coś jest brzydkie, choć powinno być ładne, czyli sielankowe. Brzydkie są spory, konflikty interesów i idei, intelektualne prowokacje, odważne pytania i niebanalne, czyli niepoprawne odpowiedzi. Ładny jest wielokrotnie przemielony banał, dający poczucie bezpieczeństwa i przynależności do wspólnoty banalistów, czyli towarzystwa wzajemnej adoracji. I to towarzystwo ma głębokie poczucie misji w powielaniu banałów, choć inteligenci powinni się zajmować ich obnażaniem. Powstaje coraz więcej portali i mediów, które wręcz ścigają się w tym, kto ogłosi większy banał, jeszcze banalniej komentowany, ale nazywany czymś wyjątkowo ważnym. I kiedy już wybrzmią wszystkie trywialne komentarze, wspólnota banalistów podsumowuje debatę wyjątkowo odkrywczym sądem, że coś jest brzydkie, a powinno być ładne. A ładne oznacza w zasadzie wyłącznie intelektualną martwotę, a przynajmniej drętwotę, bo tym się zawsze kończy estetyzowanie zamiast analizowania.
Zza powszechnego estetyzowania zamiast krytycznego i twórczego myślenia wyzierają pensjonarskie marzenia o spokoju, ciepełku, zgodzie i dążeniu do tego, żeby wszystko było ładne. Estetyzowanie w publicznej debacie jest wyłącznie stratą czasu, bo ani nie stawia ciekawych pytań, ani nie znajduje interesujących odpowiedzi. Jest tylko wyrazem inteligenckiej bezradności, przede wszystkim intelektualnej. Rozczulając się nad sobą i litując, bo do tego się to ostatecznie sprowadza, estetyzujący inteligent ma poczucie dobrze wykonanej roboty, choć obiektywnie to ewidentnie puste przebiegi. Estetyzowanie nie wymaga bowiem żadnego wysiłku, więc prowadzi do kompletnego intelektualnego rozmemłania. Innymi słowy, estetyzowanie to skrajna łatwizna. Obawiam się, że ogromna większość publicznych debat w Polsce to estetyzowanie służące rozczulaniu się i litowaniu nad sobą inteligentów, wiecznie czymś zawiedzionych. Klasyczny etos inteligenta polegał nie tylko na byciu sumieniem narodu, ale przede wszystkim na stawianiu przenikliwych diagnoz, prowokowaniu do krytycznej refleksji i szukaniu rozwiązań - jak trudne by nie były. Ale przede wszystkim ten etos polegał na działaniu, a nie estetyzowaniu, czyli w sumie rozczulaniu się i litowaniu nad własną bezradnością.
Absolutnym przeciwieństwem łatwego estetyzowania i wynikającego z niego intelektualnego rozmemłania było to wszystko, co najlepszego zostawili nam tacy pisarze i publicyści jak Bolesław Prus, Aleksander Świętochowski, Stanisław Cat-Mackiewicz, Adolf Nowaczyński, Józef Mackiewicz, Melchior Wańkowicz, Ksawery Pruszyński, Juliusz Mieroszewski, Karol Zbyszewski, Ignacy Matuszewski, Jerzy Stempowski, Gustaw Herling-Grudziński, Adolf Bocheński, Stanisław Stroński, Wojciech Wasiutyński, Adam Skwarczyński, Mieczysław Grydzewski, Andrzej Bobkowski, Jerzy Giedroyc, Stanisław Piasecki, Włodzimierz Bączkowski, Wojciech Stpiczyński, Kazimierz Czapiński czy Stefan Kisielewski. To, co jeszcze wyróżnia tych niebanalnych Polaków, to szeroka wiedza, która chroni przed banałem i estetyzowaniem. One często wynikają bowiem z nieuctwa, dyletanctwa, powierzchowności, intelektualnego lenistwa. Współcześnie takie cechy nie odstręczają od zabierania głosu w publicznych debatach, a można odnieść wrażenie, iż ich nosiciele zdecydowanie w dyskusjach dominują. Stąd miałkość, kiczowatość i banał tych debat. Banaliści uważają bowiem, że samo zabieranie głosu przykrywa ich niedostatki i czyni pełnowartościowymi uczestnikami publicznych debat. W rzeczywistości jest odwrotnie: zabieranie głosu na poziomie skrajnego banału bardzo takich ludzi obnaża.
Celebracja banału stała się niestety podstawowym zajęciem sfrustrowanych i litujących się nad sobą inteligentów. Najnowszym tego przykładem niech będzie to, co się działo po ujawnieniu wniosków Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna dotyczących Lecha Wałęsy. Wszystko zdominowały pensjonarskie westchnienia i uniesienia oraz banalne dywagacje pseudohistoryczne, także w wykonaniu polityków. Tymczasem najważniejsze w tym wszystkim było kłamstwo, jego wpływ na rzeczywistość oraz odpowiedzialność za kłamstwo w polityce, czyli na poziomie państwa. Taka odpowiedzialność za kłamstwo, która na przykład doprowadziła do impeachmentu prezydenta Richarda Nixona czy próby impeachmentu prezydenta Billa Clintona (w sprawie znacznie mniejszej wagi). Sprawa TW Bolka była kłamstwem założycielskim III RP, więc wszechstronna analiza powstania, rozpowszechnienia i ochrony tego kłamstwa bardzo dużo mówią o Polsce przed i po 1989 r. Wszystko inne jest wtórne. I szczególnie od polityków można by wymagać, żeby skupili się na istocie rzeczy, bo to dotyczy także ich funkcjonowania w życiu publicznym. Te wszystkie dywagacje o pokręconym życiorysie pierwszego przewodniczącego „Solidarności” i prezydenta w latach 1990-1995 angażują emocjonalnie, ale niewiele wnoszą do refleksji o państwie zbudowanym na kłamstwie i do debaty o wieloaspektowych skutkach tego stanu rzeczy. Taka debata właściwie się nie toczy, bowiem zastąpiło ją powszechne estetyzowanie, czy sprawa TW Bolka jest brzydka czy brzydcy są ci, którzy się nią zajmują. A to są sprawy absolutnie drugorzędne.
Powszechna celebracja banału w debacie publicznej jest groźna nie tylko dlatego, że klajstruje prawdziwe problemy. Jest groźna z tego powodu, że rzeczywistość sobie, a debata o niej sobie. Co oznacza, że publiczna debata w Polsce (i nie tylko u nas, gdyż te procesy są globalne) staje się fikcją czy artefaktem. I tym bardziej się nimi staje, im jest bardziej emocjonalna, bo emocje nie pozwalają na chłodną analizę i racjonalny osąd. To, że w publicznym obiegu mamy ogrom przeestetyzowanego banału sprawia, że nawet jeśli się pojawiają wartościowe analizy, diagnozy i strategie, są przykrywane tym banalnym chłamem. I nie zmienia tego wszechobecne przekonanie banalistów, że są dobrymi, aktywnymi obywatelami, gdyż zabierają głos. W rzeczywistości jest to tylko produkowanie wielkich ilości śmieci, które przykrywają to, co ważne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/326043-polskie-zycie-publiczne-to-celebracja-banalu-kicz-i-rozczulanie-sie-nad-soba-bezradnych-inteligentow