Rzucony przez Jadwigę Staniszkis pomysł, aby Andrzej Rzepliński kandydował na prezydenta w ogóle mnie nie dziwi. Były prezes Trybunału Konstytucyjnego od końca 2015 roku zachowuje się tak, jakby prowadził kampanię wyborczą. Stał się w tym czasie jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy opozycji antypisowskiej. Zrobił to świadomie, bo – jak sądzę – nie zamierza wycofać się z życia publicznego.
Zapewne Andrzej Rzepliński już widzi się – oczami wyobraźni – w roli prezydenta. Ja też, znając narcystyczną naturę byłego prezesa TK, jestem w stanie wyobrazić go sobie na tym stanowisku: pełnego egzaltacji, napuszonego, chrząkającego z dezaprobatą – byłaby to taka francuska prezydentura – nie w sensie ustrojowym lecz właśnie w bizantyjskim stylu sprawowania władzy.
Dlatego też sądzę, że jedynym powodem powstrzymującym p. Rzeplińskiego przed ogłoszeniem się już dziś przyszłym prezydentem Polski jest oczekiwanie na delegację obywateli, którzy przedstawią mu swoją błagalną prośbę, aby wziął na swoje barki brzemię odpowiedzialności za kraj. Po rytualnym wahaniu, próbach hamletyzowania, Andrzej Rzepliński z ciężkim westchnieniem i pod wieloma warunkami zgodzi się zadośćuczynić oczekiwaniom społecznym. Zanim do tego dojdzie – dzień po dniu – kamery i mikrofony wszystkich liberalnych mediów będą wpatrzone w okno gabinetu Andrzeja Rzeplińskiego, za którym ten będzie toczył dramatyczny bój z własnymi myślami.
Pytanie tylko, kto – którzy konkretnie obywatele – wyślą do byłego prezesa błagalne poselstwo, bo sama Jadwiga Staniszkis to jednak trochę za mało. Raczej nie należy oczekiwać, że zrobią to partie parlamentarne. Andrzej Rzepliński pokazał się jako trudny i bardzo konfliktowy partner, co było wygodne w walce z PiS, ale staje się poważną przeszkodą w ewentualnej bliższej współpracy. Ostatecznie można sobie wyobrazić ewentualne negocjacje z Nowoczesną, o ile p. Rzepliński zgodziłby się na teczkę premiera dla Ryszarda Petru.
Znacznie łatwiej natomiast wyobrazić sobie delegację ze strony wspieranego przez „Gazetę Wyborczą” Komitetu Obrony Demokracji. KOD był formacją czerpiącą energię z konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego. Gdy konflikt ten wygasł, to i KOD zwiądł. Ewentualna kandydatura Andrzeja Rzeplińskiego pozwala ponownie ożywić i scementować środowiska wokół KOD osłabione aferą fakturową Mateusza Kijowskiego.
Ten scenariusz może jednak napotkać dwa problemy. Po pierwsze wybory prezydenckie są dopiero w 2020 roku i wiele jeszcze może się zdarzyć. Po drugie, nie do końca jasna jest dalsza kariera Donalda Tuska w Unii Europejskiej. Gdyby został zmuszony do powrotu do Polski, to z pewnością nie chciałby być odsunięty na dalszy plan. Odbudowa swojej pozycji wokół prezydentury mogłaby się dla Tuska okazać dość racjonalnym rozwiązaniem. Ale wtedy opozycja miała kolejny twardy orzech do zgryzienia. Bo jeśli p. Rzepliński rozochoci się wizją prezydentury, to żaden Tusk go nie powstrzyma. A tam gdzie dwóch liberalnych kandydatów się bije, tam trzeci (prawicowy) korzysta.
Cóż, chyba znowu ciężkie czasy czekają opozycję…
W aktualnym „wSieci”: „Balanga, kawior i kasa”. Jak wyglądały rządy prezesa Andrzeja Rzeplińskiego w Trybunale Konstytucyjnym? To trzeba przeczytać!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/325185-andrzej-rzeplinski-z-pewnoscia-widzi-sie-w-roli-prezydenta-jednak-jest-w-tej-wizji-dosc-osamotniony
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.