Sporym echem w Internecie odbił się wywiad, jakiego Roman Imielski (dziennikarz „Gazety Wyborczej”) udzielił portalowi Euractiv.com.
WIĘCEJ: „Wyborcza” nie da rady bez państwowego wsparcia?
Szczerze mówiąc, sporo w tej rozmowie racji i sensownych myśli - zwłaszcza o tym, że należy walczyć ze zjawiskiem „fake-newsów”. Nie wiem tylko, czy forma czegoś na kształt grantów lub dotacji z UE (przyznawanych dla redakcji) jest najwłaściwszą odpowiedzią na zalewające media społecznościowe informacje nieprawdziwe, zmanipulowane i zmyślone, ale z pewnością czeka nas debata na ten temat. Tak jak wciaż jesteśmy przed dyskusją o tym, jak - zwłaszcza w gorącym czasie kampanii wyborczej - wyłapywać wrzutki medialne nieprzyjaznych państw, służb specjalnych, grup hakerskich, etc.
Warto tutaj sięgnąć po analizę Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i poczytać, jak Niemcy wyciągają lekcję z wpływu mediów społecznościowych na kampanię w USA.
Nie mówiąc już tym, że czasem to tytuły należące do Agory musiałyby być poprawiane, korygowane i weryfikowane pod względem naciągania, manipulacji i ściemy. Ale zostawmy te złośliwości, bo że koszula bliższa ciału, to warto zwrócić uwagę na jeden szczególny fragment wywiadu Imielskiego. I tutaj już zgody nawet na podstawowym poziomie nie ma.
W rozmowie z serwisem Euractiv.com Roman Imielski był bowiem łaskaw stwierdzić, że „Gazeta Wyborcza” ma obecnie dwa główne problemy. Jakie?
Pierwszy dotyczy pieniędzy, ponieważ rząd przestał zamieszczać reklamy w naszej gazecie. Drugi dotyczy dostępu, ponieważ nowy rząd i partia rządząca nie rozmawiają już z naszymi dziennikarzami. Jesteśmy największym dziennikiem opiniotwórczym w Polsce i powinniśmy mieć szansę przeprowadzenia wywiadów z prezydentem, premierem i innymi członkami rządu
— ocenił.
Zacznijmy od drugiej sprawy. „Wyborcza” żali się, że najważniejsi politycy w Polsce nie chcą udzielać wywiadu na jej łamach. Nieświadomy Czytelnik może odnieść wrażenie, że to jakiś wyjątek, wydarzenie, które nie miało miejsca.
Przez osiem lat rządów Platformy nie mogliśmy się (po szeroko rozumianej prawej stronie) doprosić o wywiady z najważniejszymi osobami w naszym kraju. Ani premier Tusk, ani premier Kopacz, ani jej najważniejsi ministrowie, ani nawet później Maciej Lasek czy prof. Andrzej Rzepliński - nikt nie chciał rozmawiać, udzielać wywiadów. Chlubnymi wyjątkami byli szeregowi posłowie PO - ale przecież i posłowie PiS rozmawiają dziś z „Wyborczą”.
To kiepskie standardy, ale wprowadzone w czasach Platformy. PiS tylko (i aż) wszedł z rozkoszą w wygodne buty poprzedników. Jakoś nie słyszałem w roku 2012 czy 2014 ubolewań ze strony publicystów „GW, że Tusk i spółka unikają konserwatywnych mediów.
Ale ciekawszy jest pierwszy wątek. Wyhamowanie z ogłoszeniami zamieszczanymi w „Wyborczej” przez ministerstwa i spółki Skarbu Państwa ma być dowodem na to, że źle się dzieje w Polsce.
Jak zauważa serwis Wirtualnemedia.pl:
Przypomnijmy, że zgodnie z przepisami wprowadzonymi wiosną ub.r. ministerstwa i spółki państwowe zrezygnowały z wykupywania reklam w prasie i swoje ogłoszenia publikują tylko na własnych serwisach internetowych
— czytamy.
Pewne rzeczy szybko umykają pamięci. Odsyłam więc do fragmentu nagrania z rozmowy Jacka Krawca (ówczesnego prezesa Orlenu) z Pawłem Grasiem. Obaj są zdumieni, że jedna ze spółek Skarbu Państwa śmiała wykupić jedno ze stosunkowo niewielkich ogłoszeń czy reklam w tygodniku „wSieci”.
JK: Chłopaki są sprytne, ku..a, albo mają więcej czasu, albo mniej przyzwoitości, mi nie wpadło do głowy przez sześć lat, a tu ku..a, je..ni, jeszcze Klesyk [prezes PZU] skurwiel, wiesz, że on „wSieci” ogłoszenia daje?
PG: No widziałem właśnie.
JK: Ja mówię, co ty ku..a, odpi….lasz? A on, że to klienci potencjalni. Wiesz, już się ustawiają, k..wa, media, już widać.
PG: tak, tak, prokuratura też już widać coraz dziwniejsze werdykty wydaje, już czeka, patrzy na sondaże.
Równocześnie tytuł „Gazety Wyborczej” aż puchł od kolejnych ogłoszeń, reklam i innych dodatków wykupywanych przez struktury rządowe i firmy zależne od Skarbu Państwa. Wtedy to była demokracja w czystej, krystalicznej wręcz postaci. Dziś - niemal zamach stanu, bo ogłoszenia zostają na stronach internetowych resortów, a czasem nawet jakaś reklama pojawi się w „Do Rzeczy” czy „wSieci”.
Chciałoby się powiedzieć za Krawcem i Grasiem: „Co oni, k… a, odp…alają?!”.
W gruncie rzeczy problem polega bowiem na tym, że Agora musiała się przesunąć na medialnej, politycznej mapie Polski. Nie ma już niekwestionowanego autorytetu „Gazeta Wyborcza” (choć wciąż jest silna, zasobna i potrafi narzucić temat opinii publicznej), nie ma już niemal monopolu Czerskiej na ogłoszenia i reklamy spółek Skarbu Państwa (choć i takie się pojawiają w „GW”, a samorządy i prywatne firmy wciąż dają potężny zastrzyk w tej kwestii), nie ma już wyłączności na jedynie słuszną wykładnię.
Nawet w kwestii przyznawania tytułów Ludziom Wolności musieli się przesunąć - wystarczy zestawić dwa symboliczne zdjęcia.
Niemal wszystko, co stało się w tej kwestii w ostatnich kilkunastu miesiącach świadczy o poszerzeniu wyboru, większym pluralizmie, wyrównaniu szans po ponad dwudziestu latach dominacji, jeśli nie hegemonii niektórych środowisk.
„Wyborczej” życzę w zasadzie dobrze - potrzebna jest polskiej demokracji redakcja, która będzie patrzeć na rzeczywistość z perspektywy liberalnej, czasem lewicowej, niechby nawet ideologicznie zacietrzewionej. „GW” wciąż przedstawia punkt widzenia, wrażliwość i sposób myślenia wielu Polaków - to nasi współrodacy, powinni mieć swoich reprezentantów i w Sejmie, i w mediach. Nawet jeśli ich reprezentanci często, zbyt często, przesadzają w swoich ocenach - od tego są polemiki i cała debata publiczna.
WIĘCEJ: Piotr Skwieciński Nie można nikogo usuwać z narodu. Po pogrzebie „Inki” i „Zagończyka”
W tym sensie „Wyborczej” będę bronił. Ale czasy dominacji się skończyły. Gdybym chciał być złośliwy, odesłałbym do tekstów, jakie ukazywały się w 2012 roku, w czasach najbardziej zabetonowanych rzadów Tuska i Platformy. Media III RP kpiły wówczas z naszego sklepiku z kubkami i torbami z logo wPolityce.pl.
Wówczas dało się istnieć bez strumienia pieniędzy publicznych. Może po kilku miesiącach zaciskania pasa podobna myśl zakiełkuje i na Czerskiej. Może będzie trzeba zainwestować w kubki i torby, ale proszę nam wierzyć - to nie jest koniec świata.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/325084-czerska-traci-pozycje-hegemona-i-to-ma-byc-dowod-na-koniec-demokracji-moze-trzeba-zainwestowac-w-kubki-i-torby-z-ktorych-tak-szydzono-przed-laty
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.