Tekst ukazał się w tygodniku „wSieci”.
To była wigilia jakich sporo, jacyś ludzie, jakieś nieszczere życzenia. I wtedy do mojej matki podeszła ona. Zmęczona życiem, ale rozpromieniona, ze łzami szczęścia w oczach.
Niech się pani nie gniewa, że tak wycałowałam pani męża, ale my dzięki niemu będziemy mieli po raz pierwszy od dziesięciu lat trzeźwe święta.
Jakie on ma szczęście, ten mój ojciec, pomyślałem. Bo choćby to były tylko te jedne święta, choćby potem cała praca ojca, psychologa od alkoholików, miała runąć, to jednak jest coś. Trzeźwe święta. A ja mogę pisać sobie a muzom, mogę najmądrzejsze nawet (no dobra, wiem, że akurat najmądrzejszych to nie mogę) teksty publikować, ba, mogę mieć rację! I co? I gucio.
No i raz jeden trafiło się ślepemu Mazurkowi ziarno. Pięć lat temu przyszło mnie do głowy, by napisać felieton o Szewachu Weissie – facecie, którego nie znałem, o którym wiedziałem tylko, że lubią go wszyscy. A jak kogoś lubią wszyscy, to ja go zwykle nie lubię, tak mam od dziecka. Ale w końcu pal licho, fajny czy nie, warto o nim napisać. Przypomniałem sobie bowiem awanturę sprzed lat w brytyjskiej prasie o „polskich obozach śmierci”. Ktoś tak napisał, MSZ za Sikorskiego (to mu trzeba oddać) prostowało, a dalej poszło jak w tym dowcipie, znacie prawda? „Dlaczego nie odzywaliście się do mnie przez tyle miesięcy?”. „A wiesz, po twojej ostatniej wizycie zginął nam złoty pierścionek”. „No, ale…”. „Wiemy, wiemy. Po kilku dniach się znalazł, ale niesmak pozostał”.
Tu było tak samo, niesmak po „polskich obozach” pozostał. I wtedy jedna z gazet zacytowała dużą wypowiedź prof. Szewacha Weissa, byłego szefa Yad Vashem i przewodniczącego Knesetu, ambasadora w Polsce – tak go przedstawiono. I Szewach w swoim stylu pozamiatał: żadnych polskich obozów nie było, to manipulacja, Polacy przodują wśród „sprawiedliwych”, jego uratowali Polacy etc. Na nas może to nie robi wrażenia, ale Anglikom opadły szczęki.
No i w miarę pisania owego felietonu rósł we mnie taki zapał, aż napisałem, że Szewach powinien dostać Orła Białego. Powtarzałem to co roku, również na tych łamach. Byłem przekonany, że choć to pomysł dobry i tylko niechcący mój, to skończy się jak zwykle, na niczym. Taki bowiem los felietonisty, że ma swoje szajby, na które inni spoglądają wyłącznie jak na nieszkodliwe dziwactwa, a nikt serio potraktować nie chce (Zaremba tak ma z teatrami szkolnymi). Teraz było identycznie. Kancelaria Bronisława Komorowskiego odpisała jednemu z entuzjastów tego pomysłu, że „prezydent nie przewiduje”. Ja też nie przewidziałem, że się trafi Andrzej Duda i że niewykonalne stanie się faktem. Tak, czasem coś się udaje i to naprawdę jest kapitalne.
Mnie Szewach Weiss uzmysłowił, jak silna jest we mnie niewypowiedziana tęsknota do Polski, której nie ma, Polski, która swą siłę i bogactwo kultury budowała na wpływie ludzi wielu narodowości i wielu tradycji. Szewach jest jak skalny ostaniec – jednym z niewielu dowodów na to, że tu kiedyś był inny świat i był to świat fascynujący i przebogaty. Tematyka polsko-żydowska jeszcze kilkanaście lat temu nie była żadnym elementem przypominania tradycji Rzeczypospolitej. Była zawłaszczona przez „Wyborczą”, która Żydów potraktowała skrajnie przedmiotowo, czyniąc z nich pałkę, którą okładała swych wrogów. Nie myślisz jak my – jesteś antysemitą. Nie podoba ci się pedagogika wstydu, chcesz poczuć dumę ze swego państwa – jesteś antysemitą i na dodatek szowinistą.
A guzik! Ja chcę czuć dumę z państwa, w którym żyli, kochali się i nie znosili, ale którego potrafili wspólnie bronić Polacy, Tatarzy, Rusini, Żydzi. Nie jestem ślepy, wiem, że to współistnienie wielu narodowości bywało nie tylko trudne, lecz wręcz krwawe. Ale gdzie takie nie bywało?! A jednak się udało, byliśmy tu razem i możemy być z tego dumni. Tak jak i możemy być dumni z państwa, które swój największy order daje dziecku z Borysławia cudem uratowanemu z Holokaustu. Szewachu, wiem, że kochasz swój Izrael, nie odbieram Ci tego. Ale pamiętaj o jednym. Jesteś tu u siebie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/323867-mozemy-byc-dumni-z-panstwa-ktore-swoj-najwiekszy-order-daje-dziecku-z-boryslawia-cudem-uratowanemu-z-holokaustu