Rosja nie może liczyć, że będzie łatwo mogła wejść np. na Łotwę, czy do Estonii i je opanować
mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony narodowej.
wPolityce.pl: Komentując obecność wojska NATO w Polsce minister obrony Antoni Macierewicz powiedział: „Jałta się skończyła”. Jak odbiera Pan te słowa?
Prof. Romuald Szeremietiew: Oczywiście doceniam to, że pojawia się u nas jednostka sił lądowych USA. Mam nadzieje, że zjawią się także bataliony z innych państw natowskich, które mają trafić na Litwę, Łotwę i do Estonii. Cieszy, że te jednostki są lokowane na terenie Europy Środkowej, oprócz Polski zwłaszcza na terenie państw nadbałtyckich - moim zdaniem te państwa najbardziej potrzebują tego typu wojskowej obecności NATO. To wszystko ma ogromne znaczenie, ale trzeba też na to spojrzeć z trochę innej perspektywy, niekoniecznie ekscytując się, że oto po raz pierwszy żołnierze amerykańscy w większej liczbie są w naszym kraju.
Jaka to perspektywa?
W moim przekonaniu obawę musi budzić, że w Polsce ciągle upatrujemy gwarancję bezpieczeństwa narodowego w pomocy zewnętrznego ośrodka, aktualnie USA, którego decyzje nie zależą od nas. Zwróciłem uwagę na wypowiedź ministra obrony narodowej, który stwierdził, że obecność amerykańskiej brygady „daje nam poczucie że nigdy nie będziemy sami, że nikt nas nie zdradzi”. Oczywiście można mieć takie poczucie a nawet przekonanie, że w razie zagrożenia bezpieczeństwa sojusznicy nie postąpią tak, jak prezydent USA w czasie II wojny światowej, kiedy Polska została zdradzona. Nie chcielibyśmy powtórki z przeszłości i jakiejś neo-Jałty, o potrzebie czego zresztą mówi prezydent Putin. Wierzymy, że tak nie będzie. Ale wiara to za mało i warto pamiętać, że w przypadku zdrady decyduje o tym nie ten, kto jest zdradzany, ale ten, kto zdradza. Więc…?
To znaczy, że nasze bezpieczeństwo nie do końca jest pełne?
Nasze bezpieczeństwo narodowe powinniśmy po pierwsze opierać o czynniki, na które mamy wpływ. To jest kwestia właściwego systemu obrony kraju, a także relacje z naszymi sąsiadami, podobnie jak my zagrożonymi rosyjskim imperializmem i zbudowania z nimi wspólnoty bezpieczeństwa w naszym regionie. Oczywiście należy zabiegać o pomoc potężnych sojuszników, ale jak zauważył wybitny teoretyk sztuki wojennej Carl von Clausewitz, wśród środków, które ma państwo do obrony pomoc sojuszników znajduje się na końcu listy.
Jak obecność żołnierzy amerykańskich na wschodniej flance NATO zmienia rozkład sił w regionie. To początek drogi, ale chyba znamienny?
Rozgrywka, którą toczy Rosja z zachodem nie ma jeszcze wymiaru starcia zbrojnego (wojna na Ukrainie jednak tym nie jest). Rosja grozi użyciem siły, zbroi się w środki ofensywne, ale jak na razie chciałby osiągać zakładane cele pokojowo, stosując szantaż siłą i wymuszając tym sposobem ustępstwom Zachodu. Rosja dąży do tego, żeby odzyskać panowanie nad „bliską zagranicą”, zająć strefę wpływów, tj. terytoria, które przedtem były pod panowaniem Związku Sowieckiego. Wiadomo, że w tej strefie znajduje się nie tylko Ukraina, ale także kraje nadbałtyckie, które już należą do NATO. No i reszta Europy Środkowej, a więc także Polska. Na szczycie NATO w Warszawie zapadły decyzje o umocnieniu flanki wschodniej, a to oznacza, że poza siłami Polski, krajów nadbałtyckich i Rumunii, bo ona też leży w strefie zainteresowania Rosji, znajdą się jeszcze wojska innych państw NATO, zwłaszcza USA. W tej sytuacji Rosja nie może liczyć, że będzie łatwo mogła wejść np. na Łotwę, czy do Estonii i je opanować.
Coś więcej NATO powinno jeszcze zrobić, żeby zagwarantować ten stan?
Potrzebna jest stała, a nie tylko „rotacyjna” obecność no i stałe bazy NATO, takie jak chociażby na terenie Niemiec. Byłbym też zbudowany, gdyby Stany Zjednoczone uznały, że Polska jest ważnym wojskowo sojusznikiem. Np. Izrael otrzymuje każdego roku od Stanów Zjednoczonych około 3,1 miliarda dolarów. Dodatkowo Amerykanie zgodzili się na odrębne finansowanie izraelskiego programu antyrakietowego. Gdyby Polska została podobnie potraktowana, to nie zastawialibyśmy na co nas stać „rakietowo” w obronie przestrzeni powietrznej i czy możemy uzbroić polskie lotnictwo w samoloty F-35. Cele te udałoby się bowiem zrealizować z pomocy amerykańskiej.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Rosja nie może liczyć, że będzie łatwo mogła wejść np. na Łotwę, czy do Estonii i je opanować
mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony narodowej.
wPolityce.pl: Komentując obecność wojska NATO w Polsce minister obrony Antoni Macierewicz powiedział: „Jałta się skończyła”. Jak odbiera Pan te słowa?
Prof. Romuald Szeremietiew: Oczywiście doceniam to, że pojawia się u nas jednostka sił lądowych USA. Mam nadzieje, że zjawią się także bataliony z innych państw natowskich, które mają trafić na Litwę, Łotwę i do Estonii. Cieszy, że te jednostki są lokowane na terenie Europy Środkowej, oprócz Polski zwłaszcza na terenie państw nadbałtyckich - moim zdaniem te państwa najbardziej potrzebują tego typu wojskowej obecności NATO. To wszystko ma ogromne znaczenie, ale trzeba też na to spojrzeć z trochę innej perspektywy, niekoniecznie ekscytując się, że oto po raz pierwszy żołnierze amerykańscy w większej liczbie są w naszym kraju.
Jaka to perspektywa?
W moim przekonaniu obawę musi budzić, że w Polsce ciągle upatrujemy gwarancję bezpieczeństwa narodowego w pomocy zewnętrznego ośrodka, aktualnie USA, którego decyzje nie zależą od nas. Zwróciłem uwagę na wypowiedź ministra obrony narodowej, który stwierdził, że obecność amerykańskiej brygady „daje nam poczucie że nigdy nie będziemy sami, że nikt nas nie zdradzi”. Oczywiście można mieć takie poczucie a nawet przekonanie, że w razie zagrożenia bezpieczeństwa sojusznicy nie postąpią tak, jak prezydent USA w czasie II wojny światowej, kiedy Polska została zdradzona. Nie chcielibyśmy powtórki z przeszłości i jakiejś neo-Jałty, o potrzebie czego zresztą mówi prezydent Putin. Wierzymy, że tak nie będzie. Ale wiara to za mało i warto pamiętać, że w przypadku zdrady decyduje o tym nie ten, kto jest zdradzany, ale ten, kto zdradza. Więc…?
To znaczy, że nasze bezpieczeństwo nie do końca jest pełne?
Nasze bezpieczeństwo narodowe powinniśmy po pierwsze opierać o czynniki, na które mamy wpływ. To jest kwestia właściwego systemu obrony kraju, a także relacje z naszymi sąsiadami, podobnie jak my zagrożonymi rosyjskim imperializmem i zbudowania z nimi wspólnoty bezpieczeństwa w naszym regionie. Oczywiście należy zabiegać o pomoc potężnych sojuszników, ale jak zauważył wybitny teoretyk sztuki wojennej Carl von Clausewitz, wśród środków, które ma państwo do obrony pomoc sojuszników znajduje się na końcu listy.
Jak obecność żołnierzy amerykańskich na wschodniej flance NATO zmienia rozkład sił w regionie. To początek drogi, ale chyba znamienny?
Rozgrywka, którą toczy Rosja z zachodem nie ma jeszcze wymiaru starcia zbrojnego (wojna na Ukrainie jednak tym nie jest). Rosja grozi użyciem siły, zbroi się w środki ofensywne, ale jak na razie chciałby osiągać zakładane cele pokojowo, stosując szantaż siłą i wymuszając tym sposobem ustępstwom Zachodu. Rosja dąży do tego, żeby odzyskać panowanie nad „bliską zagranicą”, zająć strefę wpływów, tj. terytoria, które przedtem były pod panowaniem Związku Sowieckiego. Wiadomo, że w tej strefie znajduje się nie tylko Ukraina, ale także kraje nadbałtyckie, które już należą do NATO. No i reszta Europy Środkowej, a więc także Polska. Na szczycie NATO w Warszawie zapadły decyzje o umocnieniu flanki wschodniej, a to oznacza, że poza siłami Polski, krajów nadbałtyckich i Rumunii, bo ona też leży w strefie zainteresowania Rosji, znajdą się jeszcze wojska innych państw NATO, zwłaszcza USA. W tej sytuacji Rosja nie może liczyć, że będzie łatwo mogła wejść np. na Łotwę, czy do Estonii i je opanować.
Coś więcej NATO powinno jeszcze zrobić, żeby zagwarantować ten stan?
Potrzebna jest stała, a nie tylko „rotacyjna” obecność no i stałe bazy NATO, takie jak chociażby na terenie Niemiec. Byłbym też zbudowany, gdyby Stany Zjednoczone uznały, że Polska jest ważnym wojskowo sojusznikiem. Np. Izrael otrzymuje każdego roku od Stanów Zjednoczonych około 3,1 miliarda dolarów. Dodatkowo Amerykanie zgodzili się na odrębne finansowanie izraelskiego programu antyrakietowego. Gdyby Polska została podobnie potraktowana, to nie zastawialibyśmy na co nas stać „rakietowo” w obronie przestrzeni powietrznej i czy możemy uzbroić polskie lotnictwo w samoloty F-35. Cele te udałoby się bowiem zrealizować z pomocy amerykańskiej.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/323440-nasz-wywiad-prof-szeremetiew-zolnierze-usa-w-polsce-to-dobry-krok-ale-potrzebna-jest-stala-obecnosc-wojsk-i-stale-bazy-nato-jak-na-terenie-niemiec?strona=1