W „Gazecie Wyborczej” ukazała się rozmowa z koordynator KOD na Podkarpaciu i członkiem Rady Regionów KOD Kubą Karysiem. Działacz Komitetu Obrony Demokracji mówi o swoim rozczarowaniu działaniami Mateusza Kijowskiego i rozłamie w organizacji.
Ile pan lub pańskie firmy zarabiacie na KOD-zie?
— spytała dziennikarka.
Rozumiem, że to ponury żart. Mogę długo opowiadać, ile dołożyłem. Zresztą jak większość KOD-erów, nie tylko z Podkarpacia. Wielu z nas może też opowiedzieć, jak zaniedbali swoje prace i życie zawodowe. Ja mam to szczęście, że naszymi firmami od roku zajmuje się już tylko moja żona i to jest jej „darowizna” dla KOD-u
— odpowiedział koordynator KOD na Podkarpaciu.
Karyś zapytany, co czuł, kiedy dowiedział się, że firma Mateusza Kijowskiego zarobiła ponad 90 tysięcy zł na zleceniach od KODu, chociaż Kijowski zapewniał, że nie pobierał za pracę żadnych pieniędzy.
Co pomyślałem? Raczej tego nie opublikujecie
— stwierdził.
Mówił, że nie miał pojęcia, jak wygląda działalność Kijowskiego. Opowiadał, że jeżeli KOD na Podkarpaciu zamawia jakieś materiały, zawsze kierował się kryterium najniższej ceny.
I oglądamy wszyscy każdą złotówkę pięćdziesiąt razy, więc na przykład nasz miesięcznik „KOD-karpacie” drukujemy we Wrocławiu, bo tam jest najtaniej. I myślałem, że tak to działa w całym KOD-zie
— powiedział Karyś.
Kiedy dowiedział się o aferze fakturowej natychmiast zadzwonił do Kijowskiego i poprosił o wyjaśnienia.
On mi powiedział, że był jakiś ryczałt, padła kwota z bardzo grubsza podobna do tej, która pojawiła się potem w mediach. Mnie to troszkę uspokoiło, bo uważam, że lider takiego ruchu powinien po prostu zupełnie legalnie pobierać wynagrodzenie, choć nie mogę uwierzyć, że to ukrywa i podpisuje jakieś faktury nie wiadomo skąd. A potem wybuch i te wszystkie rzeczy ze strony Mateusza, które padły, o niezręczności i tak dalej
— relacjonuje.
Przyznał, że po aferze z Kijowskim KOD traci działaczy i poparcie.
Mimo wielu rezygnacji w całym KOD-owym świecie, jeżdżę po Podkarpaciu, przekonując wszystkich do jednego: „Nie rzucajcie legitymacją, błagam. To jest wasza legitymacja, nie jakichś ludzi, którym nie ufacie. Sami na nią zapracowaliście. Wiem, że to wielkie słowa, ale, cholera, Polska was potrzebuje”
— mówił.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W „Gazecie Wyborczej” ukazała się rozmowa z koordynator KOD na Podkarpaciu i członkiem Rady Regionów KOD Kubą Karysiem. Działacz Komitetu Obrony Demokracji mówi o swoim rozczarowaniu działaniami Mateusza Kijowskiego i rozłamie w organizacji.
Ile pan lub pańskie firmy zarabiacie na KOD-zie?
— spytała dziennikarka.
Rozumiem, że to ponury żart. Mogę długo opowiadać, ile dołożyłem. Zresztą jak większość KOD-erów, nie tylko z Podkarpacia. Wielu z nas może też opowiedzieć, jak zaniedbali swoje prace i życie zawodowe. Ja mam to szczęście, że naszymi firmami od roku zajmuje się już tylko moja żona i to jest jej „darowizna” dla KOD-u
— odpowiedział koordynator KOD na Podkarpaciu.
Karyś zapytany, co czuł, kiedy dowiedział się, że firma Mateusza Kijowskiego zarobiła ponad 90 tysięcy zł na zleceniach od KODu, chociaż Kijowski zapewniał, że nie pobierał za pracę żadnych pieniędzy.
Co pomyślałem? Raczej tego nie opublikujecie
— stwierdził.
Mówił, że nie miał pojęcia, jak wygląda działalność Kijowskiego. Opowiadał, że jeżeli KOD na Podkarpaciu zamawia jakieś materiały, zawsze kierował się kryterium najniższej ceny.
I oglądamy wszyscy każdą złotówkę pięćdziesiąt razy, więc na przykład nasz miesięcznik „KOD-karpacie” drukujemy we Wrocławiu, bo tam jest najtaniej. I myślałem, że tak to działa w całym KOD-zie
— powiedział Karyś.
Kiedy dowiedział się o aferze fakturowej natychmiast zadzwonił do Kijowskiego i poprosił o wyjaśnienia.
On mi powiedział, że był jakiś ryczałt, padła kwota z bardzo grubsza podobna do tej, która pojawiła się potem w mediach. Mnie to troszkę uspokoiło, bo uważam, że lider takiego ruchu powinien po prostu zupełnie legalnie pobierać wynagrodzenie, choć nie mogę uwierzyć, że to ukrywa i podpisuje jakieś faktury nie wiadomo skąd. A potem wybuch i te wszystkie rzeczy ze strony Mateusza, które padły, o niezręczności i tak dalej
— relacjonuje.
Przyznał, że po aferze z Kijowskim KOD traci działaczy i poparcie.
Mimo wielu rezygnacji w całym KOD-owym świecie, jeżdżę po Podkarpaciu, przekonując wszystkich do jednego: „Nie rzucajcie legitymacją, błagam. To jest wasza legitymacja, nie jakichś ludzi, którym nie ufacie. Sami na nią zapracowaliście. Wiem, że to wielkie słowa, ale, cholera, Polska was potrzebuje”
— mówił.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/323307-alez-oni-sie-zra-lider-kod-podkarpacie-komitet-podzielil-sie-na-agresywne-grupy-murarzy-murem-za-mateuszem-i-zolnierzy