Paszteciki wigilijne zjedli, imię Belzebuba wypisali na drzwiach, rosyjskie piosenki zaśpiewali z mównicy. To wymiar folklorystyczny. Był też poważny: chcieli wywołać „kryzys państwa” i kryzys ekonomiczny przez zablokowanie możliwości uchwalenia budżetu, zwoływali bojówki pod Sejm, pisali instrukcję jak zrobić krwawy majdan.
Finał na szczęście jest dla Polski pozytywny: ten pucz się nie udał. Opozycja chciała przesilenia na śmierć i życie, chciała tragedii, a wyszła jej groteska. Sylwestrowe wyjazdy jej liderów pokazały jak cynicznie grali tą sprawą, a finansowe szachrajstwa w KOD unaoczniły iż naprawdę chodzi im tylko o kasę.
Całość daje jasny obraz: tak zwana blokada Sejmu, to sięgnięcie po prymitywną przemoc w parlamencie, jest dziś problemem nie dla rządzących, a dla opozycji. Każdy dzień tego protestu pogrąża wszystkich razem. I nie ma znaczenia czy Petru porzuci protest czy będzie w nim trwał, nie mają żadnej wagi gierki Schetyny miotającego się od dystansu do radykalizmu. W końcu prowadzili to razem, jako „zjednoczona opozycja”, i wszystko to obciąża ich wspólnie. Punkt kulminacyjny tej historii jest za nami i wnioski są oczywiste. Czynnik czasu pracuje teraz na rzecz Prawa i Sprawiedliwości. Jak chcą siedzieć i się dalej ośmieszać - niech siedzą. Każdy dzień oznacza miesiące na odzyskiwanie ponoszonych teraz strat.
Ale po ludzku rozumiem dlaczego tak trudno im z tej sali wyjść. Klęska tego protestu zamyka ostatni akt (zaczęty w połowie grudnia) siłowego anulowania wyniku wyborów z 2015 roku. Pucze, puczyki, chamska przemoc i próba ściągnięcia na Polskę sankcji unijnych i amerykańskich nie dały efektu. Koniec. Widzimy się przy następnych wyborach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/322686-autodestrukcja-opozycji-dzis-to-ona-ma-duzy-problem-a-prawo-i-sprawiedliwosc-ma-czas