Co czeka nas 11 stycznia w Sejmie? To chyba najczęściej powtarzane polityczne ostatnich dni w polskiej debacie publicznej, co zresztą nie może dziwić, bo to tak naprawdę sprawa dotycząca kondycji polskiej demokracji i tego, czy i w jaki sposób będzie obradował parlament tworzący prawo dla nas wszystkich.
Oczywiście najbardziej pożądanym scenariuszem, oczekiwanym zresztą przez większość społeczeństwa, byłby kompromis zawarty między liderami większości rządowej a opozycją. Byłaby to pozytywna odpowiedź na pytanie o choćby minimalny poziom dojrzałości i odpowiedzialności elit politycznych, których przedstawiciele zasiadają w Sejmie.
O to jednak będzie trudno. Prowadzone rozmowy (bo, wbrew codziennym naparzankom w mediach, takowe się odbywają) napotykają na różne przeszkody. A to Ryszard Petru „pali” kompromisowe propozycje, ogłaszając je za wcześnie w mediach (jak w przypadku włączenia Senatu w scenariusz konsensusu), a to górę biorą ambicje i lęki polityków po obu stronach barykady.
Jeśli chodzi o prywatne aspiracje części polityków, to w grę wchodzą tak, wydawałoby się, proste sprawy jak choćby rewolucyjny entuzjazm części parlamentarzystów PO czy Nowoczesnej. Zwłaszcza młodzi posłowie widzą w okupacji sali plenarnej sposób na realny wpływ na rzeczywistość, nie bacząc na spadające notowania swoich partii, negatywny odbiór w społeczeństwie czy coraz mocniej przyklejane do nich łatki „oszołomskich”, nieobliczalnych ugrupowań. Lepiej, w ich mniemaniu, trwać w coraz mniej zrozumianym proteście, niż wrócić do codziennej frustracji przegrywanych głosowań i ogólnej apatii. Na te ambicje nakłada się zresztą brak faktycznej kontroli liderów partii i podważane przywództwo tychże.
Ale są i rzeczywiste lęki. Po stronie opozycji panuje pewne przekonanie, według którego wykonanie kroku w tył i akceptacja dla zamieszania wokół głosowania nad ustawą budżetową, zemści się w przyszłości. Według tego myślenia PiS może wykorzystać kiedyś którąś z okazji czy awantur, przenieść obrady do Sali Kolumnowej, uniwersyteckiej auli czy innego miejsca w Polsce, i przegłosować projekty ustaw większością konstytucyjną, a może i zmienić całą ustawę zasadniczą.
Nie lekceważyłbym tych obaw - nie dlatego, że są realne, ale dlatego, że po stronie prawicy występuje podobna obawa. Ta z kolei dotyczy scenariusza, w którym nastąpi powtórka awantury z 16 grudnia. Przy okazji innego głosowania nad ważną ustawą opozycja może - według tego przekonania - znów użyć metody blokowania mównicy i wymusić na obozie władzy jakieś ustępstwa, powtórzenie głosowań i spotęgować chaos.
Wzajemna niechęć i brak zaufania tylko potęgują te lęki - co z tego, że obiektywnie nieracjonalne, skoro rzeczywiste.
Wreszcie - opozycja marzy o użyciu siły. Scenariusz, w którym Straż Marszałkowska bądź inna siła porządkowa wyprowadza siłą wierzgające nogami posłanki Gajewską i Pomaską byłby dla „totalnej” opozycji idealny. Obrazki dla zachodnich mediów potwierdzające tezy o coraz brutalniejszej twarzy władzy - gotowe i podane na tacy. Nikt nie wchodziłby wówczas w szczegóły i zadawał pytań. Przemówiłyby nagrania i krzyki. Taki scenariusz wykluczył jednak w rozmowie z wPolityce.pl marszałek Sejmu Marek Kuchciński. Namawiający dziś, także na prawicy, do takiego scenariusza, świadomie lub nie wpisują się w scenariusz próby obalenia rządu. Tyle że z innej strony niż obóz III RP.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Co czeka nas 11 stycznia w Sejmie? To chyba najczęściej powtarzane polityczne ostatnich dni w polskiej debacie publicznej, co zresztą nie może dziwić, bo to tak naprawdę sprawa dotycząca kondycji polskiej demokracji i tego, czy i w jaki sposób będzie obradował parlament tworzący prawo dla nas wszystkich.
Oczywiście najbardziej pożądanym scenariuszem, oczekiwanym zresztą przez większość społeczeństwa, byłby kompromis zawarty między liderami większości rządowej a opozycją. Byłaby to pozytywna odpowiedź na pytanie o choćby minimalny poziom dojrzałości i odpowiedzialności elit politycznych, których przedstawiciele zasiadają w Sejmie.
O to jednak będzie trudno. Prowadzone rozmowy (bo, wbrew codziennym naparzankom w mediach, takowe się odbywają) napotykają na różne przeszkody. A to Ryszard Petru „pali” kompromisowe propozycje, ogłaszając je za wcześnie w mediach (jak w przypadku włączenia Senatu w scenariusz konsensusu), a to górę biorą ambicje i lęki polityków po obu stronach barykady.
Jeśli chodzi o prywatne aspiracje części polityków, to w grę wchodzą tak, wydawałoby się, proste sprawy jak choćby rewolucyjny entuzjazm części parlamentarzystów PO czy Nowoczesnej. Zwłaszcza młodzi posłowie widzą w okupacji sali plenarnej sposób na realny wpływ na rzeczywistość, nie bacząc na spadające notowania swoich partii, negatywny odbiór w społeczeństwie czy coraz mocniej przyklejane do nich łatki „oszołomskich”, nieobliczalnych ugrupowań. Lepiej, w ich mniemaniu, trwać w coraz mniej zrozumianym proteście, niż wrócić do codziennej frustracji przegrywanych głosowań i ogólnej apatii. Na te ambicje nakłada się zresztą brak faktycznej kontroli liderów partii i podważane przywództwo tychże.
Ale są i rzeczywiste lęki. Po stronie opozycji panuje pewne przekonanie, według którego wykonanie kroku w tył i akceptacja dla zamieszania wokół głosowania nad ustawą budżetową, zemści się w przyszłości. Według tego myślenia PiS może wykorzystać kiedyś którąś z okazji czy awantur, przenieść obrady do Sali Kolumnowej, uniwersyteckiej auli czy innego miejsca w Polsce, i przegłosować projekty ustaw większością konstytucyjną, a może i zmienić całą ustawę zasadniczą.
Nie lekceważyłbym tych obaw - nie dlatego, że są realne, ale dlatego, że po stronie prawicy występuje podobna obawa. Ta z kolei dotyczy scenariusza, w którym nastąpi powtórka awantury z 16 grudnia. Przy okazji innego głosowania nad ważną ustawą opozycja może - według tego przekonania - znów użyć metody blokowania mównicy i wymusić na obozie władzy jakieś ustępstwa, powtórzenie głosowań i spotęgować chaos.
Wzajemna niechęć i brak zaufania tylko potęgują te lęki - co z tego, że obiektywnie nieracjonalne, skoro rzeczywiste.
Wreszcie - opozycja marzy o użyciu siły. Scenariusz, w którym Straż Marszałkowska bądź inna siła porządkowa wyprowadza siłą wierzgające nogami posłanki Gajewską i Pomaską byłby dla „totalnej” opozycji idealny. Obrazki dla zachodnich mediów potwierdzające tezy o coraz brutalniejszej twarzy władzy - gotowe i podane na tacy. Nikt nie wchodziłby wówczas w szczegóły i zadawał pytań. Przemówiłyby nagrania i krzyki. Taki scenariusz wykluczył jednak w rozmowie z wPolityce.pl marszałek Sejmu Marek Kuchciński. Namawiający dziś, także na prawicy, do takiego scenariusza, świadomie lub nie wpisują się w scenariusz próby obalenia rządu. Tyle że z innej strony niż obóz III RP.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/322517-co-czeka-nas-11-stycznia-kilka-mozliwych-scenariuszy-opozycja-marzy-o-wariancie-silowym-ale-dla-wszystkich-byloby-lepiej-by-chryja-rozeszla-sie-po-kosciach