Starożytni władcy otaczali się mędrcami, obecnie korzystają z dziennikarzy
— ubolewał Emil Cioran.
Przykra to prawda, dziś nawet durnie mogą dzięki „dziennikarzom” uchodzić za tęgie łby. „Dziennikarzy” biorę w cudzysłów, ponieważ - nad czym ja ubolewam - nierzadko bywają tyle samo warci, co te „tęgie łby”.
Weźmy taką uważającą się za polityka Joannę Scheuring-Wielgus. Strach otworzyć lodówkę, żeby nie ukazała się w niej głowa tej prezeski Rzeczpospolitej Babskiej i zaczęła snuć swe „mądrości”. Albo kolejny gejzer intelektu, który dzięki ledwie kilkunastu tysiącom wyborczych głosów pojawił się w Sejmie, pani Kamila Gasiuk-Pihowicz… Nie są to na naszej scenie politycznej jedyne takie osobliwości, które w swej prostocie, czy - mówiąc bez ogródek - bezdennej głupocie robią cyrk z niby poważnego parlamentu, nadrzędnego organu władzy państwowej, gdzie decyduje się o losach całego narodu. Jeśli to mają być te i ci najwybitniejsi z wybitnych reprezentanci polskiego społeczeństwa, to dobranoc, Polsko…!
Biegają tacy wybrańcy jak z pieprzem od studia do studia, od wczesnego ranka do późnego wieczora, i - o zgrozo! - zamiast ostracyzmu ze strony mediów i dziennikarzy, znajdują u nich posłuch. Ba, są zapraszani i wręcz otaczani przez gromadę „reporterów”. Zrobić małpę?, zrobić osła…? - proszę bardzo, ja panu/pani nie przerywałem! Idzie taki nowoczesny, dumny, inteligentny inaczej poseł Ryszard Petru sejmowym korytarzem, przybija piątkę z koleżanką polityczką aż echo niesie po suficie, bałaknie coś do podsuwanych mikrofonów i leci ten nieszczęsny kabarecik. Wstyd! Jest mi koszmarnie wstyd.
W całym tym przekazie sięgnęliśmy już dna. Sejmici nie mają czasu na pracę, a jedynie na kretyńskie popisy w mediach przeróżnych, na warcholenie, blokady, wrzaski, skandowania, śpiewogry, recytacje… - ot, „politycy” i ich „misyjne” przekaźniki w eterze i na papierze. Zastanawiam się, jak długo jeszcze będą trwały te igrzyska filisterstwa? Co jeszcze musi się wydarzyć, aby wreszcie się to skończyło? Niestety, to nie jest kabaret, taka jest żenująca aż do bólu rzeczywistość w naszym kraju. Czy „politycy” z losowego przypadku i skundleni przedstawiciele mojego zawodu doprawdy nie zdają sobie sprawy z tego, że przeciętnym Polkom i Polakom chce się już przez nich, za przeproszeniem, rzygać…?!
Po wokalno-recytatorskich popisach posłanki, wcześniej ministry Joanny Muchy z Platformy (z nazwy) Obywatelskiej, po bezczelnym grzebaniu w cudzych rzeczach przez sejmowych prostaków, którzy nie widzą w tym nic niewłaściwego, władca sześciu króli już zapowiedział do mikrofonów noworoczną burdę w polskim parlamencie… - to nie zły sen, to wydarza się naprawdę! Im durniej i głośniej, tym lepiej, absurd goni absurd!Ma rację Paweł Kukiz, który nie raz już w nieparlamentarny sposób wyraził się o całej tej czeredzie. Zamiast merytorycznego dyskursu programowego, rzeczowej polemiki, mamy nieustające, nieśmieszne pajacowanie, nieokrzesanie i pospolite chamstwo na - zdawałoby się - salonach polityki.
Z przykrością stwierdzam, że decydujący wkład mają w tym właśnie media. Bez udziału dziennikarzy, bez kamer i mikrofonów wszystkie te osobniki nie miałyby szans na wyjście z cienia i na publiczne „zaistnienie”. Zamiast napiętnowania lub choćby zlekceważenia i pomijania tych, którzy z polskiej polityki robią maglarnię, media stały się ich promotorami. Co więcej, poszczególni „dziennikarze” sekundują tej paranoi, prezentują jak dobro publiczne, a nawet sami przeistaczają się w ludowych trybunów wzywających do zrobienia „Majdanu w Warszawie”.
Filozof, eseista i teoretyk nihilizmu Cioran wiedział, co pisał. Czy współczesne dziennikarstwo upadło już całkowicie i stało się sprostytuowanym zawodem usługowym, służącym do kreowania kretynów na mędrców? Starożytni Grecy mieli sposób na społecznych szkodników: głosowanie. Wkładali do glinianych skorupek zwitki z wypisanymi nazwiskami tych, których chcieli się pozbyć z kraju. We współczesnym, cywilizowanym, demokratycznym świecie nikt nie sięga do tak drastycznych środków. Wystarczy rozważny wybór przy urnach i - jeśli zrządzeniem ordynacji wyborczej, za sprawą ledwie kilkunastu tysięcy niefortunnie oddanych głosów - nazywanie po imieniu i medialne bojkotowanie oszołomstwa. Nie chodzi o ograniczanie wolności słowa i wyrażania poglądów, lecz o odróżnienie tego, co warto upowszechniać, a co nie warte jest nawet funta kłaków. W przeciwnym razie możemy zapłacić za to my wszyscy słoną cenę. Po prawdzie, już zaczęliśmy płacić, co, niestety, widać, słychać i czuć…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/321445-igrzyska-filisterstwa-czy-politycy-opozycji-i-skundleni-dziennikarze-nie-pojmuja-ze-polakom-chce-sie-juz-przez-nich-rzygac
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.