— Są lepsi od was, bo są gorsi – mówił gen. Zambik do płk. Molibdena w „Rozmowach Kontrolowanych”. Przypomina mi się ta scena (z kultową opowieścią o dzierganiu na drutach i „robotniku młotem wykuwającym sierp”), gdy patrzę na zabawy opozycji. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że dla Prawa i Sprawiedliwości oni są najlepsi, bo… są najgorsi.
Czyż może bowiem być jeszcze gorzej z kondycją naszej kochanej opozycji (wyłączamy klub Kukiz ‘15 i na szczęście coraz częściej PSL)? Czy można się bardziej pogrążać, ośmieszać, kompromitować, podważać swoje własne słowa, postawy? Czy można działać w jeszcze większym chaosie? Pewnie jednak można, skoro tydzień w tydzień zaskakują kolejnymi groteskowymi działaniami. Ale i tak już zapewniają obozowi władzy dobre wejście w kolejny rok.
Kuriozalne i trudne do zrozumienia jest już nawet dla ich własnych sympatyków okupowanie sejmowej sali obrad w czasie Bożego Narodzenia i kreowanie się na prześladowanych, podczas gdy cały naród wśród swoich rodzin normalnie spędzał Święta. (Przy okazji – przesiadując na sali plenarnej łamią zarządzenie swojego marszałka – Bronisława Komorowskiego, który podpisał regulamin Sejmu stanowiący, że nawet posłowie nie mają na nią stępu poza terminami obrad.) A propos – dziewczyny z Nowoczesnej tak głośno walczące o rozdział państwa od Kościoła, a nawet deklarujące się jako ateistki chętnie pozowały przy wigilijnym stole i opłatku. Wyborcy mogą tego nie pojąć…
O wolności mediów najgłośniej gardłują ci, którzy dławili ją podsłuchując dziennikarzy; wysyłając ABW do redakcji „Wprost”, by próbować siłą odebrać nagrania kompromitujące najważniejszych ludzi w rządzie; wprowadzając do władz TVP (nie tylko na stanowisko prezesa, ale i wiele dyrektorskich) urzędników prosto z ministerstwa kultury, a następnie przeprowadzili czystki wśród pracowników (przy cichym akompaniamencie wielkich redakcji); rozwalając na wydane pod śmietnikiem przez rzecznika rządu polecenie „Rzeczpospolitą” i „Uważam Rze” (wówczas najpopularniejszy tygodnik opinii – krytyczny wobec rządu Tuska).
Walczą o demokrację metodami anarchistycznymi, korzystając ze wsparcia bojówek Antify, a wszystko pod przewodnictwem faceta niepłacącego alimentów, bezrobotnego, rzekomo na utrzymaniu rodziny, którego już własne środowisko wytyka jako nabywającego podejrzanie za dużo dóbr materialnych jak na brak zarobków…
A najlepsze, że mówimy o opozycji, której spora część jeszcze przed chwilą pełniła najwyższe funkcje w państwie. W Sejmie protestują byli: premier, wicepremierzy, ministrowie, marszałkowie. To po prostu wstyd.
Nowoczesna zapowiadała skupienie się na gospodarce. Zamiast tego skupia się na reżyserowaniu histerycznych występów swoich parlamentarzystek. Nie pamiętam, by w ostatnich tygodniach ktoś od Ryszarda Petru zająknął się na temat kluczowego dla polskiej racji stanu bezpieczeństwa energetycznego i skandalicznego ukłonu Berlina wobec Moskwy ws. gazociągu OPAL.
Platforma niedawno powołała gabinet cieni. Miał obradować co tydzień. Chyba na dobre nie zaczął, bo państwo opozycjoniści zaczęli zabawę w stan wyjątkowy.
Przed rokiem wszyscy oni wieszczyli załamanie się finansów państwa. Tymczasem rząd znalazł ponad 30 mld, m.in. poprawiając ściągalność podatków i nie miał żadnego problemu ze sfinansowaniem 500+. Dziś już nikt nie podniesie ręki na program, na którym opozycja początkowo nie zostawiała suchej nitki. Więcej – coś, co sama potępiała w czambuł, teraz chce poszerzać.
Ogłaszali radykalne osłabienie pozycji Polski na arenie międzynarodowej i izolację Kaczyńskiego przez Zachód, a tu do prezesa PiS przyjeżdża Rudolph Giuliani, prawa ręka Donalda Trumpa (przy okazji sztorcując Kraśkę w telewizyjnym wywiadzie), Reuters stawia lidera Prawa i Sprawiedliwości tuż za nowym prezydentem USA (a przed Merkel, Putinem czy May) w rankingu polityków, na których będzie skupiona uwaga świata w 2017 roku („Polska jest liderem wagi ciężkiej w państwach dawnego ZSRR. Moskwa próbuje uwieść swoich starych radzieckich sojuszników, ale napotyka przeszkodę w postaci Jarosława Kaczyńskiego”), w temacie największej bolączki, jaką jest kryzys imigracyjny, elity europejskie coraz głośniej powtarzają to, co od dawna głosi PiS, a Warszawa stała się wyrazistym liderem Grupy Wyszehradzkiej, do której przyklejają się kolejne państwa (Bułgaria, Belgia, Słowenia, Chorwacja i Austria dokooptowane zostały do listopadowego spotkania Czwórki ws. imigrantów – w tym ostatnim kraju znów pojawiają się postulaty wejścia do V4).
Jeden z największych banków wraca w polskie ręce – źle, bo ma rzekomo oznaczać nieprzewidywalność dla klientów.
O działania polityczne oskarżane jest ministerstwo sprawiedliwości, bo prokuratura zatrzymuje faceta, który ze swojego biura senatorskiego uczynił nieźle zarabiające przedsiębiorstwo usługowe, sprawę innego sąd każe rozpoznać na nowo, bo za poprzedniej ekipy wymiar sprawiedliwości nie chciał temu ważnemu politykowi zrobić krzywdy (mimo że obywatel prezydent dużego miasta – jak stwierdziło 5 instytucji za poprzedniej władzy – kłamał w sprawie co najmniej kilkuset tysięcy zł swojego majątku), a wobec trzeciego – kochanego na salonach sędziego – śledztwo zmierza w kierunku podejrzenia o fałszywe zawiadomienie o przestępstwie. W tym samym czasie jednodniowym królem memów zostaje poseł Suski dopytujący o „carycę” w pomorskim sądownictwie, podczas gdy mało kto interesuje się sednem prac komisji śledczej ws. afery Amber Gold – odkrywającymi patologie w organach ścigania i wymiarze sprawiedliwości przesłuchaniami prokuratorów, sędziów, kuratorów sądowych.
Na szczęście elektroniczne środki przekazu są dziś bardziej spluralizowane niż jeszcze przed rokiem (przy wszystkich swoich mankamentach – czasem toporności, a czasem wręcz lizusostwie w mediach publicznych). Na szczęście po okrojeniu karygodnych „dotacji” dla „GW” czy „Newsweeka” również rynek prasowy powoli (bardzo powoli – struktura własnościowa prasy lokalnej woła o pomstę do nieba) zaczyna się zmieniać na dobre. Jest wreszcie coraz silniejszy internet i jak zawsze bardzo aktywni w nim Polacy. Jest więc już niewspółmiernie trudniej farbować rzeczywistość niż w ciągu ostatnich kilku lat.
A zderzenie narracji opozycji z rzeczywistością pokazują sondaże. Nawet ten zamówiony dla stacji niosącej niemal na sztandarach walkę z PiS – jest druzgocący. Według tego badania (przeprowadzonego już po awanturze przed Sejmem) partia rządząca umocniła się na prowadzeniu aż o 5 pkt. procentowych.
Sądząc po zapowiedziach opozycyjnych liderów, ich okołobożonarodzeniowe szopki będą kontynuowane w pierwszych tygodniach stycznia. To dla Polski i zła i jednocześnie dobra wiadomość. Zła – bo nasz kraj zasługuje na mądrą klasę polityczną, niezależnie od strony, po której siedzi ona w sejmowej sali. Dobra, bo jeśli już mamy opozycję tak jałową i mało zainteresowaną rozwojem kraju, lepiej by jej znaczenie było marginalne.
Nie wiem, co za wybitna jednostka doradza w kwestiach wizerunkowych Grzegorzowi Schetynie. Nie wiem, czyje rozkazy wykonuje Ryszard Petru. Ale wiem, że dzięki tym dwóm panom i ich zakulisowym pomagierom Jarosław Kaczyński i jego obóz mogą mieć na starcie Nowego Roku szampańskie nastroje.
-
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/321090-sa-najlepsi-bo-sa-najgorsi-polska-opozycja-skrojona-wedlug-logiki-gen-zambika
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.