Mogłoby się wydawać, że po wynalazku w rodzaju Lecha Wałęsy, który mimo oczywistych ograniczeń, został wykreowany na autorytet – nic nas już nie zaskoczy. Ktoś jednak przebił ofertę ze znaczkiem „Solidarności”. Mateusz Kijowski pokazuje, że można.
Można, przy całej swojej charakterologicznej miałkości, zostać okrzykniętym przywódcą pozaparlamentarnej opozycji. Nawet jeśli w środowisku tzw. Komitetu Obrony Demokracji i na jego obrzeżach pojawiają się kontrowersje co do przywódczej roli Kijowskiego, nikt nie zaprzeczy, że to właśnie on stał się twarzą ruchu.
Dlaczego? Trudno zrozumieć, dlaczego facet bez pracy, wykształcenia, z ujawnionymi zaległościami w płaceniu alimentów staje się alfą i omegą dla ludu dążącego do obalenia demokratycznie wybranego rządu.
Owszem, żyjemy w świecie dominacji wtórnego analfabetyzmu, w którym wszelkie PR-owe świecidełka są w cenie. Problem w tym, że Kijowski nie jest również przystojny (konsultacji zasięgnąłem u Żony i koleżanek), nie jest również świetnym mówcą, wyraźnie brakuje mu elokwencji, nie radzi sobie w wystąpieniach publicznych, a ponadto trudno znaleźć w nim cechy prawdziwego lidera. Można było zarzucać brak kompetencji Lechowi Wałęsie czy Andrzejowi Lepperowi, ale nikt nie odmówił im przywódczego charakteru, jaki powinien być głównym orężem politycznego naturszczyka, który zostaje wyniesiony na główną arenę w wyniku zbiegu rożnych okoliczności, ale koniec końców okazuje się prawdziwym zwierzem politycznym. Trudno o tym mówić w przypadku Kijowskiego.
Tylko czy jest sens próbować to pojąć? Zakładanie racjonalnych przesłanek w tym przypadku może okazać się błędem. W końcu zbiorowe halucynacje na trwałe wpisały się w rodzimy pejzaż polityczny. Należałoby tylko rozważyć, czy wykreowanie na przywódcę antyrządowych protestów taboretu lub szklanki z wodą nie odniosłoby podobnego rezultatu.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Mogłoby się wydawać, że po wynalazku w rodzaju Lecha Wałęsy, który mimo oczywistych ograniczeń, został wykreowany na autorytet – nic nas już nie zaskoczy. Ktoś jednak przebił ofertę ze znaczkiem „Solidarności”. Mateusz Kijowski pokazuje, że można.
Można, przy całej swojej charakterologicznej miałkości, zostać okrzykniętym przywódcą pozaparlamentarnej opozycji. Nawet jeśli w środowisku tzw. Komitetu Obrony Demokracji i na jego obrzeżach pojawiają się kontrowersje co do przywódczej roli Kijowskiego, nikt nie zaprzeczy, że to właśnie on stał się twarzą ruchu.
Dlaczego? Trudno zrozumieć, dlaczego facet bez pracy, wykształcenia, z ujawnionymi zaległościami w płaceniu alimentów staje się alfą i omegą dla ludu dążącego do obalenia demokratycznie wybranego rządu.
Owszem, żyjemy w świecie dominacji wtórnego analfabetyzmu, w którym wszelkie PR-owe świecidełka są w cenie. Problem w tym, że Kijowski nie jest również przystojny (konsultacji zasięgnąłem u Żony i koleżanek), nie jest również świetnym mówcą, wyraźnie brakuje mu elokwencji, nie radzi sobie w wystąpieniach publicznych, a ponadto trudno znaleźć w nim cechy prawdziwego lidera. Można było zarzucać brak kompetencji Lechowi Wałęsie czy Andrzejowi Lepperowi, ale nikt nie odmówił im przywódczego charakteru, jaki powinien być głównym orężem politycznego naturszczyka, który zostaje wyniesiony na główną arenę w wyniku zbiegu rożnych okoliczności, ale koniec końców okazuje się prawdziwym zwierzem politycznym. Trudno o tym mówić w przypadku Kijowskiego.
Tylko czy jest sens próbować to pojąć? Zakładanie racjonalnych przesłanek w tym przypadku może okazać się błędem. W końcu zbiorowe halucynacje na trwałe wpisały się w rodzimy pejzaż polityczny. Należałoby tylko rozważyć, czy wykreowanie na przywódcę antyrządowych protestów taboretu lub szklanki z wodą nie odniosłoby podobnego rezultatu.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/320620-na-swieta-kreowanie-kijowskiego-na-lidera-antyrzadowego-ruchu-obywatelskiego-to-kpina-opozycja-sama-strzela-sobie-w-stope?strona=1