Co jakiś czas czytam, także na naszym portalu, zatroskanych obserwatorów naszej sceny politycznej, którzy za wszelką ceną chcą wyważyć i zrównoważyć wszelkie racje. W efekcie dochodzą do wniosku, że wprawdzie jedni nie za bardzo, ale i drudzy nie lepsi, najlepiej byłoby, gdyby obie strony cofnęły się o dwa, albo i więcej kroków, ale skoro tego nie zrobią, pozostaje westchnąć i z poczuciem wyższości pokiwać głową.
Owszem, zdarzają się w historii sytuacje, gdy przyzwoitemu i obdarzonemu zdrowym rozsądkiem człowiekowi nie pozostaje nic lepszego niż wycofać się z powszechnego zamętu. Bywa, choć rzadko, że prawda leży po środku, ale czy rzeczywiście obecnie mamy do czynienia z takim przypadkiem?
Nawet jeśli przyjmiemy założenie, że Polacy nie dorośli do samorządzenia i najlepsze co ich mogło spotkać to rządy postkomunistycznych elit z dokooptowaną do nich grupą dawnych liderów opozycji, które będą dziedziczone przez ich spadkobierców, to trudno uzasadniać to regułami demokracji. Nie sposób nazywać obroną demokracji zakwestionowanie wyborczego wyniku i dążenie do obalenia legalnie wybranej władzy. Nie może w demokracji działać opozycja totalna, która nie prowadzi racjonalnej debaty, ale usiłuje zniszczyć przeciwnika. Jeśli dodatkowo opozycja ta ogłasza, że legalnie wybrana władza ma charakter totalitarnej dyktatury, to jedynym wyjściem pozostaje jej obalenie. Gdyby jeszcze opozycja owa prezentowała jakikolwiek dowody na rzecz swoich tez, ale przecież jej totalność wyklucza argumentowanie.
Okazuje się więc, że to nie legalnie wybrane władze, ale ich przeciwnicy są antydemokratyczni. To, że wspierani są przez potężne ośrodki i media tak w kraju jak i za granicą, niczego nie zmienia.
I żadnej symetrii tu nie widać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/320102-falszywa-symetria-to-nie-legalnie-wybrane-wladze-ale-ich-przeciwnicy-sa-antydemokratyczni