Czy po ostatnim spotkaniu Viktora Orbána z Beatą Szydło i Jarosławem Kaczyńskim pozostanie coś trwałego? Polskie media jakoś tego nie zauważyły, natomiast węgierskie rozpisują się o tym, że wkrótce ma zostać powołana do życia polsko-węgierska Fundacja im. Wacława Felczaka, która będzie otrzymywać od rządów obu krajów po milion euro rocznie. Jak powiedział Viktor Orbán, ma to być instytucja, która tworzyć będzie intelektualny fundament dla obustronnej współpracy.
Pomysł tego rodzaju narodził się już dawno, gdy w Polsce był premierem Jerzy Buzek (1997-2001), a na Węgrzech po raz pierwszy Viktor Orbán (1998-2002). Szefowie rządów porozumieli się wówczas w sprawie utworzenia wspólnej Fundacji św. Jadwigi. Rozmawiałem z urzędnikiem węgierskiego MSZ, który osobiście odpowiadał wówczas za to zadanie i przygotował projekt statutu przyszłej fundacji. O ile Budapeszt wywiązał się ze wszystkich zobowiązań, o tyle Warszawa tak długo przeciągała sprawę aż umarła ona śmiercią naturalną.
Rozmawiałem później z polskim dyplomatą, który sam mi się chwalił, że osobiście blokował ten projekt. Twierdził, że taka inicjatywa nie ma sensu, ponieważ powinniśmy rozwijać raczej współpracę regionalną w ramach grupy V4 (np. Międzynarodowy Fundusz Wyszehradzki) lub w szerszej formule – razem z Niemcami (np. Europejska Sieć Pamięć i Solidarność).
Czy rzeczywiście międzyrządowa fundacja polsko-węgierska nie ma sensu? Czy może być odbierana jako alternatywa lub zagrożenie dla spoistości Grupy Wyszehradzkiej? Jeśli założyciele i szefowie przyszłej instytucji kierować się będą ideami patrona – profesora Wacława Felczaka – to nie ma obaw: zawsze myślał on w kategoriach Europy Środkowej, podkreślając podmiotowość innych narodów naszego regionu.
Nie wiadomo jeszcze, jaką rolę ma odegrać nowa fundacja. Część węgierskich elit wiąże z nią jednak określone nadzieje. Na czym by miały one polegać? Odtwórzmy ich tok myślenia: projekt Unii Europejskiej znajduje się w stanie kryzysu (Brexit, możliwy Grexit, zapaść strefy euro, problem imigrantów etc.). Polska i Węgry mają świadomość, że Unia potrzebuje gruntownych reform, dlatego należy przemyśleć, co powinno się zrobić, by uzdrowić tę sytuację.
Wspólna Fundacja mogłaby stanowić w jakiejś części laboratorium myśli nad przyszłością europejskiego projektu i naszego w nim miejsca. W tej perspektywie nie chodziłoby o zajmowanie się tylko dwustronnymi sprawami, ale o intelektualny wkład w przyszły rozwój naszego kontynentu. O wypracowanie sensownych koncepcji na czas kryzysu. Obecne władze w Polsce i na Węgrzech łączy wiele, jeśli chodzi o diagnozę stanu Unii. Warto zatem nie tylko biernie konstatować kryzys, lecz wykazać się odpowiedzialnością i podjąć intelektualne wyzwanie, jakie stoi przed Europą.
Trudno powiedzieć, czy ten ambitny zamiar się powiedzie, czy nie przerasta on naszych rzeczywistych możliwości. Nigdy się jednak o tym nie przekonamy, jeśli nie spróbujemy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319492-czy-polacy-i-wegrzy-beda-w-stanie-zaproponowac-sensowne-rozwiazania-unijnym-elitom