Władza wystąpiła przeciwko własnemu narodowi, przeciwko jego aspiracjom ku wolności i demokracji.
– mówi o stanie wojennym Andrzej Kołodziej w rozmowie z wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Dlaczego stan wojenny jest tak ważnym etapem polskiej historii, a data 13 grudnia wciąż ma znaczenie?
Andrzej Kołodziej, sygnatariusz Porozumień Sierpniowych, działacz pierwszej Solidarności oraz Solidarności Walczącej: Stan wojenny to zbrodnia bez precedensu. Władza wystąpiła przeciwko własnemu narodowi, przeciwko jego aspiracjom ku wolności i demokracji. To bardzo wyraźny przykład tego jak komuniści byli zdeprawowani i jak wpływało na nich obce mocarstwo. Oni działali na rzecz sowieckiej Rosji.
Podczas prapremiery filmu „Solidaruchy z Rakowieckiej” na sali nie brakowało młodych ludzi. Po co temu pokoleniu pamięć o stanie wojennym?
Muszą mieć świadomość tego co się działo, by nie popełniać tych samych błędów. Nie ma przyszłości bez przeszłości. Jeżeli nie korzysta się z doświadczeń i nie wyciąga wniosków z błędów, to pojawiają się te same problemy.
Opowieść o stanie wojennym wciąż jest w Polsce żywa. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że władze komunistyczne dochowały kultury.
To jakaś brednia. Temu panu coś się w głowie pomieszało, a jeszcze bardziej tym, którzy z nim stali przed Sejmem. Dziwię się, że pozawala się jakiemuś idiocie na opowiadanie taki bzdur. W stanie wojennym rozjeżdżano czołgami naród, strzelano do ludzi. Nazywanie tego kulturalnym wydarzenie, to nie jest nawet nieporozumienie, to objaw choroby psychicznej.
Jak wyglądał pański stan wojenny?
Zastał mnie już w więzieniu w czeskiej Pradze. Siedziałem tam dwa miesiące. Na terenie Czechosłowacji znalazłem się po zakończeniu drugiej tury zjazdu „Solidarności”, gdzie uchwaliliśmy bardzo ważny akt, czyli apel do narodów Europy Wschodniej wzywający do powszechnego buntu przeciw komunistycznemu systemowi. Z grupą „eksportowaliśmy polska rewolucję” do sąsiednich krajów, w tym przypadku do Czechosłowacji, gdzie zostałem aresztowany na prośbę władz polskich.
Podczas dyskusji po filmie Arkadiusz Gołębiewskiego wspomniał Pan, że siedział z Rosjanami, którzy prosili o przeniesienie do łagrów, byleby nie siedzieć w czechosłowackim więzieniu.
Spędziłem tam w karcerach ok. pół roku. Po jednym wyjściu trafiłem na oddział dla cudzoziemców z bloku wschodniego i spotkałem tam dwóch Rosjan, którzy prosili mnie o pomoc w napisaniu listu do ministra spraw wewnętrznych Czechosłowacji. Chcieli prosić o przeniesienie do łagrów. Był to dla mnie spory szok. Sowieckie łagry były przecież uosobieniem najgorszych więzień jakie można sobie wyobrazić. Ci Rosjanie przekonywali mnie, że tutaj jest dużo gorzej.
Nie brakuje bohaterów polskiego oporu przeciwko komunizmowi, o których się nie pamięta, są na marginesie życia politycznej i społecznego. Co państwo polskie powinno dla nich zrobić?
W końcu coś zaczyna się w tej sprawie dziać. Od kiedy wróciłem na Wybrzeże domagam się i od kolegów liderów „Solidarności” aktów uznania dla tych ludzi. I niewiele daje się osiągnąć. Pamiętam rok 2000, gdy rozpoczęliśmy dyskusję o przyznaniu praw kombatanckich dla tych, którzy są dziś najbiedniejsi, nie wypracowali emerytur, bo siedzieli w więzieniach. Niestety wtedy „Gazeta Wyborcza” była wyrocznią dla wszystkich środowisk intelektualnych. Adam Michnik napisał wtedy, że ludzie „Solidarności” to oni, a ich środowisko bardzo dobrze się ustawiło. I rzeczywiście, środowisko „Gazety Wyborczej” dobrze się ustawiło, tylko, że nie byli to ludzi „Solidarności”. Dopiero teraz jest namiastka zmian. Nie chodzi jedynie o pomoc materialną, ale uznanie etosu tej walki o niepodległość. Nasze państwo zawdzięcza tym ludziom wolność.
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Władza wystąpiła przeciwko własnemu narodowi, przeciwko jego aspiracjom ku wolności i demokracji.
– mówi o stanie wojennym Andrzej Kołodziej w rozmowie z wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Dlaczego stan wojenny jest tak ważnym etapem polskiej historii, a data 13 grudnia wciąż ma znaczenie?
Andrzej Kołodziej, sygnatariusz Porozumień Sierpniowych, działacz pierwszej Solidarności oraz Solidarności Walczącej: Stan wojenny to zbrodnia bez precedensu. Władza wystąpiła przeciwko własnemu narodowi, przeciwko jego aspiracjom ku wolności i demokracji. To bardzo wyraźny przykład tego jak komuniści byli zdeprawowani i jak wpływało na nich obce mocarstwo. Oni działali na rzecz sowieckiej Rosji.
Podczas prapremiery filmu „Solidaruchy z Rakowieckiej” na sali nie brakowało młodych ludzi. Po co temu pokoleniu pamięć o stanie wojennym?
Muszą mieć świadomość tego co się działo, by nie popełniać tych samych błędów. Nie ma przyszłości bez przeszłości. Jeżeli nie korzysta się z doświadczeń i nie wyciąga wniosków z błędów, to pojawiają się te same problemy.
Opowieść o stanie wojennym wciąż jest w Polsce żywa. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że władze komunistyczne dochowały kultury.
To jakaś brednia. Temu panu coś się w głowie pomieszało, a jeszcze bardziej tym, którzy z nim stali przed Sejmem. Dziwię się, że pozawala się jakiemuś idiocie na opowiadanie taki bzdur. W stanie wojennym rozjeżdżano czołgami naród, strzelano do ludzi. Nazywanie tego kulturalnym wydarzenie, to nie jest nawet nieporozumienie, to objaw choroby psychicznej.
Jak wyglądał pański stan wojenny?
Zastał mnie już w więzieniu w czeskiej Pradze. Siedziałem tam dwa miesiące. Na terenie Czechosłowacji znalazłem się po zakończeniu drugiej tury zjazdu „Solidarności”, gdzie uchwaliliśmy bardzo ważny akt, czyli apel do narodów Europy Wschodniej wzywający do powszechnego buntu przeciw komunistycznemu systemowi. Z grupą „eksportowaliśmy polska rewolucję” do sąsiednich krajów, w tym przypadku do Czechosłowacji, gdzie zostałem aresztowany na prośbę władz polskich.
Podczas dyskusji po filmie Arkadiusz Gołębiewskiego wspomniał Pan, że siedział z Rosjanami, którzy prosili o przeniesienie do łagrów, byleby nie siedzieć w czechosłowackim więzieniu.
Spędziłem tam w karcerach ok. pół roku. Po jednym wyjściu trafiłem na oddział dla cudzoziemców z bloku wschodniego i spotkałem tam dwóch Rosjan, którzy prosili mnie o pomoc w napisaniu listu do ministra spraw wewnętrznych Czechosłowacji. Chcieli prosić o przeniesienie do łagrów. Był to dla mnie spory szok. Sowieckie łagry były przecież uosobieniem najgorszych więzień jakie można sobie wyobrazić. Ci Rosjanie przekonywali mnie, że tutaj jest dużo gorzej.
Nie brakuje bohaterów polskiego oporu przeciwko komunizmowi, o których się nie pamięta, są na marginesie życia politycznej i społecznego. Co państwo polskie powinno dla nich zrobić?
W końcu coś zaczyna się w tej sprawie dziać. Od kiedy wróciłem na Wybrzeże domagam się i od kolegów liderów „Solidarności” aktów uznania dla tych ludzi. I niewiele daje się osiągnąć. Pamiętam rok 2000, gdy rozpoczęliśmy dyskusję o przyznaniu praw kombatanckich dla tych, którzy są dziś najbiedniejsi, nie wypracowali emerytur, bo siedzieli w więzieniach. Niestety wtedy „Gazeta Wyborcza” była wyrocznią dla wszystkich środowisk intelektualnych. Adam Michnik napisał wtedy, że ludzie „Solidarności” to oni, a ich środowisko bardzo dobrze się ustawiło. I rzeczywiście, środowisko „Gazety Wyborczej” dobrze się ustawiło, tylko, że nie byli to ludzi „Solidarności”. Dopiero teraz jest namiastka zmian. Nie chodzi jedynie o pomoc materialną, ale uznanie etosu tej walki o niepodległość. Nasze państwo zawdzięcza tym ludziom wolność.
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319236-nasz-wywiad-andrzej-kolodziej-sygnatariusz-porozumien-sierpniowych-stan-wojenny-to-zbrodnia-bez-precedensu?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.