Oni powinni odpokutować za swoich kolesiów, którzy nie mają poczucia winy za stan wojenny, a w dodatku idą z nimi ramię w ramię w jednej manifestacji
— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Krystyna Pawłowicz, posłanka PiS.
wPolityce.pl: Jak wspomina Pani 13 grudnia 1981 roku?
prof. Krystyna Pawłowicz (PiS): Byłam świeżo po aplikacji sędziowskiej. Wkrótce po tym, jak zaczęłam pracować na uczelni, nastąpiło prawdziwe święto wolności związane z powstaniem „Solidarności”. Pamiętam, że nosiłam koszulkę z napisem „Element antysocjalistyczny”i opornik. Kiedy rano zobaczyłam w telewizji przemowę Jaruzelskiego zupełnie nie wiedziałam, co się stało. Jaki stan wojenny? Przecież wszyscy się cieszą. Z kim ta wojna?
Dezorientacja?
Kompletna! Następnego dnia, w drodze na uczelnię zauważyłam snajpera na dachu. Ten widok uświadomił mi, co się stało. Poczułam atmosferę grozy. Ten żołnierz miał broń skierowaną w stronę ludzi! Fala prześladowań w coraz bardziej brutalny sposób przemawiała do mojej świadomości. Właściwie moja przygoda z opozycją zaczęła się już po 13 grudnia. Dwukrotnie byłam zatrzymywana. To był ogromny kontrast z ogromną radością, jaka nastąpiła wcześniej.
Jak wyglądały przesłuchania?
Na szczęście jako prawnicy potrafiliśmy się bronić. Woziliśmy ze sobą dekret o stanie wojennym. Potrafiliśmy odpowiednio interpretować te przepisy. Cały czas towarzyszył nam ogromny szok, przygnębienie i poczucie zduszenia czegoś naprawdę ważnego. Wprowadzono terror. Kazano nam rewidować studentów przy wejściu. Odmówiliśmy. Jednocześnie bardzo rozwinęło się życie konspiracyjne – spotkania, ulotki, etc. Potem wszystko przybrało potem bardziej zorganizowane formy.
Co czuje Pani, gdy dziś opozycja porównuje tamte wydarzenia do obecnej sytuacji w kraju?
To jest tak ciężkie nadużycie, że nawet trudno zebrać słowa. Ludzie tacy jak Mazguła, czy Kijowski nie są w ogóle partnerami do rozmowy na ten temat. To ludzie, którzy są tam, gdzie kiedyś stało ZOMO.
Opozycja odbija piłeczkę i zwraca uwagę na awanturę wokół posła Stanisława Piotrowicza.
Można powiedzieć z dzisiejszej perspektywy, że przynależność do PZPR była błędem. Problem w tym, że do Partii należały miliony ludzi. Znam przypadek sprzedawczyni ze sklepu mięsnego, która starając się o pracę musiała zapisać się do PZPR-u. Tak się ułożyło w życiu posła Piotrowicza. Nie będę się za niego tłumaczyć, ani go usprawiedliwiać. Mogę tylko powiedzieć, że odkąd go znam jest człowiekiem niezwykle szlachetnym. Mam znajomego, lekarza, który zna go od wielu, wielu lat. Zawsze wspomina go jako dobrego, serdecznego kolegę. Przy każdej okazji mówi: „Pozdrów Staszka”. To naprawdę bardzo dobry, szlachetny człowiek. Przypominam, że Stanisław Piotrowicz brał udział tylko w dwóch sprawach o charakterze politycznym, a poza tym bycie prokuratorem nie jest przestępstwem.
Czy jako prawnik dopuszcza Pani możliwość wspierania ówczesnych opozycjonistów przez… prokuratora?
Przypominam, że dziś honorujemy płk. Ryszarda Kuklińskiego, a też moglibyśmy powiedzieć, że to podejrzane, iż dostał się aż do dowództwa. Z drugiej strony nie chcę mówić, że Piotrowicz to jakiś Konrad Wallenrod, ale robił to, co mógł według swoich możliwości. W wyniku jego działań nie skazano żadnej osoby. Mój klubowy kolega zbiera ciosy za to, że zaangażował się w sprawę Trybunału Konstytucyjnego. Stanisław Piotrowicz jest świetnym prawnikiem, który potrafi wyłożyć przepisy na tyle jasno, że ludzie od razu wiedzą o co chodzi. Teraz obywa za cały ten Trybunał, bo nie mogą do dosięgnąć w żaden inny sposób.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Oni powinni odpokutować za swoich kolesiów, którzy nie mają poczucia winy za stan wojenny, a w dodatku idą z nimi ramię w ramię w jednej manifestacji
— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Krystyna Pawłowicz, posłanka PiS.
wPolityce.pl: Jak wspomina Pani 13 grudnia 1981 roku?
prof. Krystyna Pawłowicz (PiS): Byłam świeżo po aplikacji sędziowskiej. Wkrótce po tym, jak zaczęłam pracować na uczelni, nastąpiło prawdziwe święto wolności związane z powstaniem „Solidarności”. Pamiętam, że nosiłam koszulkę z napisem „Element antysocjalistyczny”i opornik. Kiedy rano zobaczyłam w telewizji przemowę Jaruzelskiego zupełnie nie wiedziałam, co się stało. Jaki stan wojenny? Przecież wszyscy się cieszą. Z kim ta wojna?
Dezorientacja?
Kompletna! Następnego dnia, w drodze na uczelnię zauważyłam snajpera na dachu. Ten widok uświadomił mi, co się stało. Poczułam atmosferę grozy. Ten żołnierz miał broń skierowaną w stronę ludzi! Fala prześladowań w coraz bardziej brutalny sposób przemawiała do mojej świadomości. Właściwie moja przygoda z opozycją zaczęła się już po 13 grudnia. Dwukrotnie byłam zatrzymywana. To był ogromny kontrast z ogromną radością, jaka nastąpiła wcześniej.
Jak wyglądały przesłuchania?
Na szczęście jako prawnicy potrafiliśmy się bronić. Woziliśmy ze sobą dekret o stanie wojennym. Potrafiliśmy odpowiednio interpretować te przepisy. Cały czas towarzyszył nam ogromny szok, przygnębienie i poczucie zduszenia czegoś naprawdę ważnego. Wprowadzono terror. Kazano nam rewidować studentów przy wejściu. Odmówiliśmy. Jednocześnie bardzo rozwinęło się życie konspiracyjne – spotkania, ulotki, etc. Potem wszystko przybrało potem bardziej zorganizowane formy.
Co czuje Pani, gdy dziś opozycja porównuje tamte wydarzenia do obecnej sytuacji w kraju?
To jest tak ciężkie nadużycie, że nawet trudno zebrać słowa. Ludzie tacy jak Mazguła, czy Kijowski nie są w ogóle partnerami do rozmowy na ten temat. To ludzie, którzy są tam, gdzie kiedyś stało ZOMO.
Opozycja odbija piłeczkę i zwraca uwagę na awanturę wokół posła Stanisława Piotrowicza.
Można powiedzieć z dzisiejszej perspektywy, że przynależność do PZPR była błędem. Problem w tym, że do Partii należały miliony ludzi. Znam przypadek sprzedawczyni ze sklepu mięsnego, która starając się o pracę musiała zapisać się do PZPR-u. Tak się ułożyło w życiu posła Piotrowicza. Nie będę się za niego tłumaczyć, ani go usprawiedliwiać. Mogę tylko powiedzieć, że odkąd go znam jest człowiekiem niezwykle szlachetnym. Mam znajomego, lekarza, który zna go od wielu, wielu lat. Zawsze wspomina go jako dobrego, serdecznego kolegę. Przy każdej okazji mówi: „Pozdrów Staszka”. To naprawdę bardzo dobry, szlachetny człowiek. Przypominam, że Stanisław Piotrowicz brał udział tylko w dwóch sprawach o charakterze politycznym, a poza tym bycie prokuratorem nie jest przestępstwem.
Czy jako prawnik dopuszcza Pani możliwość wspierania ówczesnych opozycjonistów przez… prokuratora?
Przypominam, że dziś honorujemy płk. Ryszarda Kuklińskiego, a też moglibyśmy powiedzieć, że to podejrzane, iż dostał się aż do dowództwa. Z drugiej strony nie chcę mówić, że Piotrowicz to jakiś Konrad Wallenrod, ale robił to, co mógł według swoich możliwości. W wyniku jego działań nie skazano żadnej osoby. Mój klubowy kolega zbiera ciosy za to, że zaangażował się w sprawę Trybunału Konstytucyjnego. Stanisław Piotrowicz jest świetnym prawnikiem, który potrafi wyłożyć przepisy na tyle jasno, że ludzie od razu wiedzą o co chodzi. Teraz obywa za cały ten Trybunał, bo nie mogą do dosięgnąć w żaden inny sposób.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319225-nasz-wywiad-mucha-wypowiada-wojne-schetynie-prof-pawlowicz-juz-pokazala-jakim-jest-ministrem-sportu-dziekuje-bardzo-za-taka-zmiane-pokoleniowa