Rocznica stanu wojennego w tym roku upłynie pod znakiem ostrego sporu. Ale nieco innego niż zwykle. Sprawa Adama Mazguły i Stanisława Piotrowicza poważnie zaciera granicę pomiędzy obozem dawnej opozycji, a postkomunistami. I nie wiem, czy należy się z tego cieszyć.
Sprawa pułkownika Adama Mazguły wydaje się oczywista. Były oficer LWP – a obecnie zaangażowany KOD-owiec nie może pogodzić się ze zmianą systemu. Z odejściem PRL-u raz na zawsze. Wychodzą z niego resentymenty. Nie chcę bawić się w psychologa i orzekać, czy to kwestia „wyparcia” prawdy, czy czy cyniczna próba retuszowania własnej biografii, w każdym razie jego słowa o „kulturalnym stanie wojennym” są nieakceptowalne ani dla historyków, ani byłych opozycjonistów, ani normalnych ludzi, którzy cokolwiek z tamtych czasów pamiętają. Albo przynajmniej nie są odporni na wiedzę.
Natomiast fakt, że część obecnej opozycji (na szczęście nie cała) gotowa jest w imię walki z PiS legitymizować tego typu wypowiedzi jest już zastanawiająca. To, że pierwszy raz od 89’ roku nie ma w polskim Sejmie postkomunistów nie usprawiedliwia takiej amnezji. Jeśli kogoś antypisizm zaślepia do tego stopnia, że gotów akceptować stan wojenny i wyrzucać własną chlubną, antykomunistyczna przeszłość do kosza – to jest to żałosne.
Ale jest też sprawa b. prokuratora Stanisława Piotrowicza – wciąż nie do końca wyjaśniona. A czas na to najwyższy. Bo przecież od początku kadencji pojawiają się zarzuty pod jego adresem. Do tej pory jednak były to słowa przeciwko słowom. Dziś mamy dokument IPN i świadectwo represjonowanego opozycjonisty. W dodatku wywołanego „do tablicy” przez innego posła PiS, który powoływał się na jego opinię – jak się okazuje bezpodstawnie. Moim zdaniem sytuację należałoby przeciąć. Mam nadzieję, że w ciągu kilku kilkunastu dni (najlepiej jeszcze przed 13-tym grudnia) albo sam Piotrowicz albo któraś z telewizji przedstawi dokumenty i świadków przemawiające za jego wersją. Albo też PiS zrezygnuje z bronienia byłego prokuratora…
Nie da się jedną ręką uchwalać ustawy deuzbekizacyjnej, a drugą usprawiedliwiać działania prokuratora stanu wojennego przeciw opozycji.
Nie wykluczam zresztą, że Stanisław Piotrowicz wykonywał jakieś ruchy, o których Antoni Pikul nie widział. Że bronił go dyskretnie. Bo raczej nie manifestował swojej wallenrodycznej postawy wobec szefów. Ale taką hipotezę – w obecnej sytuacji - jakoś należałoby uwiarygodnić. Są historycy IPN, są media narodowe. Wyobrażam sobie, że ekipa TVP jest już w drodze, do tych świadków, którzy mogą opowiedzieć o bohaterstwie prokuratora.
Żeby była jasność – ataki na Piotrowicza ze strony osób, które w maszerowaniu ramię w ramię z Mazgułą – nie widzą nic zdrożnego, są nie tyle szukaniem sprawiedliwości, co kolejnym sposobem na „dołożenie” PiS-owi. I można je od biedy puścić mimo uszu. Choć ja wolę, gdy na merytoryczne zarzuty opozycji (nie ma ich wiele, ale się zdarzają) padają merytoryczne odpowiedzi. Rola TVN-u, który z takim zapałem dezawuuje Piotrowicza, ale wyraźnie sprzeciwia się odebraniu przywilejów byłym ubekom jest, co najmniej dwuznaczna. „Gazety Wyborczej”, która przez lata trzymała u siebie Maleszkę – zupełnie jasna. Ale jest jeszcze prawda materialna,
I jest cała rzesza Polaków, którzy mają prawo wiedzieć kto jest kim i kto gdzie stał 13 grudnia. Tak mi się przynajmniej wydaje.
A na razie, na poziomie politycznym, mamy do czynienia jedynie z przepychanką – wy macie Mazgułę, a wy Piotrowicza.
Można i tak. W polityce plemiennej to pewnie wystarczy. Ale o wysokich standardach ani partii rządzącej ani opozycji - niestety nie świadczy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/318497-mazgula-kontra-piotrowicz-kolejny-przejaw-polityki-plemiennej-czy-prawda-jeszcze-kogokolwiek-obchodzi