Michał Karnowski zastanawia się, skąd relatywnie nieznany pułkownik Mazguła znalazł się w gronie „autorytetów” podpisanych pod KOD-owskim listem, wzywającym do protestów przeciw PiS 13 grudnia. I stawia tezę, że to Mateusz Kijowski „zaczyna płacić rachunki wojskówce”, czyli jak rozumiem środowisku oficerów dawnych WSI, stojących za organizatorami antyrządowych manifestacji.
Nie jestem tego w stanie wykluczyć, choć wydaje się, że gdyby istotnie to ludzie dawnych służb odgrywali kluczową rolę w „spinowaniu” KOD, to – znając logikę funkcjonowania owych służb – zainteresowani byliby raczej w ukrywaniu tego, a nie w manifestacyjnym podkreślaniu swojego udziału. To przecież byłoby sprzeczne z podstawową zasadą działań specsłużb, jaką jest tajność i nie zostawianie za sobą śladu. I w oczywisty sposób byłoby to również kontrproduktywne politycznie z punktu widzenia wszystkich, pragnących intensyfikacji działań antyrządowych – bo w oczach dużej części targetu, do którego opozycja kieruje swoje wezwania, kompromitujące czy przynajmniej wzbudzające wątpliwości.
Proponowałbym prostsze wyjaśnienie istotnie pozornie dziwacznego skoku, dokonanego przez groteskowego Mazgułę pomiędzy celebrytów. Czy w zasadzie dwa, uzupełniające się, wyjaśnienia.
Po pierwsze: znamy tezę, iż konflikt polityczny w Polsce polega na wojnie którejś tam generacji AK czy „Solidarności” z którąś tam generacją UB czy PZPR. Ta teza jest nieprawdziwa w swojej pierwszej części, bo wnukowie akowców, tak jak dawni solidarnościowcy i ich dzieci, są w ocenie tego konfliktu bardzo podzieleni. I byłoby niezwykle ryzykowne orzec, że któraś ze zwalczających się stron ma w tych środowiskach zdecydowaną przewagę.
Ale teza ta jest zarazem ewidentnie prawdziwa w swojej drugiej części. Ludzie związani z systemem PRL-owskim i z ówczesną władzą, a także ich dzieci i wnuki, są w bardzo zdecydowanej większości nastawieni radykalnie antypisowsko. Przyczyny tego faktu są różnorakie, ale dość oczywiste, nie będę więc w tym krótkim tekście dywagował nad nimi. Ważne, iż takie nastawienie tych środowisk owocuje w sposób naturalny ich nadreprezentacją wśród antyrządowych aktywistów na każdym poziomie wojny z obecną władzą.
Jeśli tak, to zwłaszcza w ruchu bardzo płynnym, „stającym się”, którego elity wyłaniają się w działaniu, a przywódcy szybko rosną lub upadają w dużej mierze na skutek własnej aktywności naturalnym jest, że ludzie pochodzący ze środowisk związanych w ten czy inny sposób z dawnym reżimem przebijają się aż na same szczyty. Bo jest ich wśród aktywistów dużo, są aktywni, zdeterminowani i bardzo silnie nienawidzą PiS-u. A to są w formacji KOD kluczowe kryteria popularności i użyteczności.
A Mazguła bez wątpienia silnie nienawidzi, i bez wątpienia jest zdeterminowany i aktywny. Przy czym nie jest, wbrew pozorom, postacią tak do końca nieznaną. Był dość istotnym oficerem polskiego kontyngentu w czasie okupacji Iraku, w tejże roli uczestniczył wówczas w filmach dokumentalnych. Nie chcę przez to oczywiście powiedzieć, jakoby było to nazwisko równe Wałęsie, Jandzie, aktorowi Pieczyńskiemu czy samemu Kijowskiemu, ale też nie jest Adam Mazguła całkowitym „noname’em”.
A teraz drugie wyjaśnienie jego awansu: pamiętacie Państwo czasy zadym przeciw smoleńskiemu krzyżowi na Krakowskim Przedmieściu? W ich organizowaniu i dyrygowaniu nimi ważną, a momentami kluczową rolę odgrywały rozmaite naprawdę ciemne typy. Na przykład taki Zbigniew S., kryminalista skazywany przedtem za gwałty i napady, a potem – za szantażowanie reżysera Krzysztofa Piesiewicza. Czyli postać obrzydliwa. Oczywiście, fotografujący się z nim na Krakowskim celebryci nie musieli tego wiedzieć. Ale przecież musieli, rozmawiając z nim bodaj przez chwilę czuć, że nie jest to postać z ich świata.
Nie przeszkadzało im to jednak. I fotografowali się z nim demonstracyjnie.
Teraz jest podobnie. Stopień negatywnych, skierowanych przeciw PiS-owi emocji jest wśród aktywistów antyrządowych tak wielki, że podziały zacierają się. I fakt, że jakiś tam Mazguła może mieć przeszłość, nieciekawą w oczach zaangażowanych obecnie w wojnę z partią Kaczyńskiego dawnych antykomunistycznych opozycjonistów czy osób, pochodzących ze środowisk przed ‘89 rokiem sprzeciwiających się władzy PZPR, przestaje odgrywać znaczącą rolę. Więc skoro jest aktywny, chce mu się działać i głośno krzyczy, to wszystkie inne względy idą w kąt.
Bo wspólna nienawiść bardzo zbliża.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/318463-mazgula-nie-jest-ani-przypadkiem-ani-dowodem-na-spisek-to-logiczny-efekt-sytuacji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.