Jak można było przewidzieć, bezpieka w lot pojęła przekaz. Karni są bowiem peerelowscy funkcjonariusze nad podziw, więc ku zadowoleniu politycznych mentorów hurmem wylegli na ulice. Zaledwie kilka dni po tym, jak dziennikarze Gazety Wyborczej opublikowali płomienne teksty przeciwko ustawie dezubekizacyjnej, a partie Schetyny i Petru podchwyciły obronę wysokich emerytur dla ubeków.
Odzew był natychmiastowy, gdyż i przyzwolenie było oczywiste, nawet dla zakutych pał byłych zomowców. Dotychczas byli bezpieczniacy nie demonstrowali publicznie i masowo, a jeśli już, to nie pod oficjalnym szyldem komunistycznych służb. Tym razem się nie krępowali, ponieważ byli pewni swego – murem za nimi stanęła opozycja skupiona wokół „Gazety Wyborczej”, czyli Platforma i Nowoczesna.
Kilkuset byłych funkcjonariuszy spod znaku Jaruzelskiego, Kiszczaka i Piotrowskiego wyszło na ulicę, gdyż podpowiedziano im, że ponieważ zostali zweryfikowani, więc mają święte prawo do dużo wyższych emerytur niż ich ofiary. Tylko tyle i aż tyle. Jeden z mówców wyłożył nawet racje wyższego rządu: W stanie wojennym co prawda robiono ścieżki zdrowia dla działaczy Solidarności. Ogólnie jednak „dochowano kultury w tym zdarzeniu” i nie było „szczególnych prześladowań”.
Można było oczywiście zapytać o los „w tym zdarzeniu” choćby śp. księży Popiełuszki, Suchowolca, Zycha, Niedzielaka; także o dziewięciu górników z „Wujka”, czy sto ofiar skrytobójczych mordów, które wyliczyła komisja Rokity. Można było, ale w pobliżu nie znalazł się dociekliwy dziennikarz z „Gazety Wyborczej”, więc kto miał funkcjonariusza zapytać?
Przemawiający moralista stanu wojennego zaręczył przy tym, że nie może być mowy o żadnych oprawcach z ich strony, oprawcami są ci, którzy dzielą Polaków, czyli w domyśle obecna władza. I to nie jest żadna rewelacja ani sensacja, to jest naturalne pokłosie. To jest spuścizna wieloletniego relatywizowania w wolnej Polsce zbrodni komunizmu w PRL. Klasycznym przykładem jest namaszczenie naczelnego ubeka Kiszczaka na człowieka honoru, a sowieckiego namiestnika Jaruzelskiego na polskiego patriotę. Taki był początek oswajania procederu peerelowskiej bezpieki, która dzisiaj wyległa oficjalnie na ulice, by w wolnej Polsce walczyć o emerytury, nabyte także prawem pięści i pałki w PRL.
Wiadomo jaką rolę pełniła bezpieka za czasów PRL, najogólniej mówiąc była właśnie pięścią i pałką komunistycznej partii. Zniewoliła naród, mając za sobą moc w postaci imperium zła Związku Sowieckiego. W każdym rozumieniu tego słowa ubecy, a potem esbecy, byli zdrajcami własnego narodu. „Co trzeba było mieć w głowie, żeby przed 1989 rokiem kierować swoje kroki do SB? – słusznie pyta wicemarszałek Brudziński. Otóż odpowiedź jest dość prosta – trzeba było mieć w głowie karierę za wszelką cenę, choćby po trupach antykomunistycznej opozycji.
Nasuwa się pytanie w tym kontekście, gdzie w takim razie stoi dzisiaj opozycja, w tym „Gazeta Wyborcza”, którzy tak zaciekle bronią nabytych praw peerelowskiej bezpieki? Tym razem nie trzeba parafrazować klasyka: oni stoją dzisiaj tam, gdzie kiedyś stało ZOMO.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/318008-parafrazujac-klasyka-zomo-stoi-dzisiaj-tam-gdzie-gazeta-wyborcza