Niektórzy argumentują, że Polska nie powinna się zbyt silnie angażować po stronie Ukrainy, co najmniej tak długo jak kwestia Wołynia pozostaje sporna, a Kijów buduje swoją tożsamość narodową w oparciu o kult Bandery. To błędne podejście? Dlaczego Ukraina jest z geopolitycznego punktu widzenia tak ważna dla Polski?
Uważam tego typu argumentację służy politycznym celom Kremla. Można by to dość krótko podsumować: Odkąd w roku 1654 Rosjanie zajęli Kijów, zaczęli bywać w Warszawie, i bardzo byśmy sobie życzyli, by tu już więcej nie bywali. Ukraina to jest 45-milionowy kraj o poważnym potencjale, oddziela nas od mającej imperialne ambicje Rosji. To Rosja prowadzi agresywne wojny przeciwko sąsiadom. W Gruzji, zamrożoną w Naddniestrzu przeciw Mołdawii i na Ukrainie. To rosyjska armia zbroi się od 2007 roku na potęgę, kilkukrotnie zwiększając wydatki zbrojeniowe. To Rosjanie prowadzą manewry, których założeniem szkoleniowym jest dokonywanie uderzeń jądrowych na Polskę, państwa Bałtyckie i desantowanie się na wybrzeżu Bałtyku czy tłumienie polskiego powstania na Grodzieńszczyźnie. W tym kontekście przekonanie, że wyzwaniem poważniejszym jest odmienna pamięć historyczną między Polską a zachodnią Ukrainą, bo należy podkreślić, że pamięć historyczna dotycząca ludobójczej akcji UPA jest sporem de facto między Polską a pięcioma obwodami zachodnimi Ukrainy, a nie wszystkimi, jest absurdalne. Ta pamięć rodzinna istnieje tylko na terenach, które należały do II Rzeczypospolitej. Ani w szkołach sowieckich ani po 1991 roku nie uczono na Ukrainie na ten temat. Trzeba sobie uprzytomnić, że wyobrażenie, iż kogoś na Ukrainie może mobilizować hasło „Lachy za San” jest równie prawdziwe jak wyobrażenie, że można mobilizować polską opinię publiczną pod hasłem wyrzucenia Niemców z Opola, Gdańska i Olsztyna. Można było to robić 80 lat temu, ale te zadanie jest już wykonane w jednym i drugim przypadku. Polaków tam nie ma, więc nie ma kogo wyrzucać. Nie ma w sensie politycznym, bo oczywiście niewielkie mniejszości zostały, na dawnym obszarze II Rzeczypospolitej na Ukrainie żyje jeszcze ok. 30 tys. Polaków. Z niegdyś 6 milionów. Więc tworzenie jakiś legend o odradzającym się ruchu antypolskim, jest absurdalne. Istnieje oczywiście zjawisko kultu UPA ale nie jako organizacji, która czyściła Ukrainę z Polaków, tylko jako organizacji, która walczyła z Sowietami, co jest zresztą prawdą. Ta pamięć jest wyidealizowana, to mitologia anty-moskiewska. W sytuacji więc, gdy mamy sąsiada, agresywnego i zbrojącego się na potęgę, napadającego innych sąsiadów naszych, żywiącego ambicję odtworzenia imperium, i jednocześnie mając sąsiada słabego, który jest przedmiotem agresji i mobilizuje się na podstawie tych legend historycznych do wojny z agresorem, powinniśmy stanąć po jego stronie, po stronie tego słabszego. To nie on jest wrogiem, tylko ten, kto napada. To jest ten sam mechanizm psychologiczny, który Rosjanie zaszczepiają Francuzom, pokazując im, że głównym wrogiem jest Państwo Islamskie, dlatego należy sprzymierzyć się z Rosją w Syrii. Tymczasem Rosja jest Zachodowi do tego zupełnie niepotrzebna. Dysproporcja sił jest tak ogromna, że gdyby Zachód chciał to rozniósłby IS w pył i to bez najmniejszych problemów. To jest de facto operacja policyjna, gdyby tylko podjęto decyzję o interwencji. To jest wszystko oderwane od rzeczywistości. Ale wracając do Polski: w fundamentalnym interesie Rzeczypospolitej leży aby istniało niepodległe państwo ukraińskie, oddzielające nas od agresywnej Rosji i stawiające na drodze wojsk rosyjskich dodatkowe 200 tys. żołnierzy, mających na dodatek doświadczenie, teraz już dwuletnie, w walce z Rosjanami.
Mimo iż jesteśmy najważniejszym sojusznikiem Ukrainy, nie ma nas w tzw. formacie Normandzkim. To Francja i Niemcy negocjują warunki umowy Mińskiej, czyli pokoju w Donbasie. Czy powinniśmy próbować do niego dołączyć?
Negocjacje, które zostały przeprowadzone w formacie Normandzkim miały sens późnym latem 2014 r., gdy Rosjanie rozbijali front ukraiński. Chodziło o to, by zatrzymać ofensywę rosyjską. To zadanie zostało wykonane. Innych sukcesów nie należy się spodziewać w tym zakresie. Dlatego uważam, że Polska nie powinna dołączać do Francji i Niemiec. Trudno sobie wyobrazić, by nas nie interesował los dużego sąsiedniego państwa, natomiast nie możemy pozwolić, byśmy byli wmontowani w jakąś strukturę, w której nie mielibyśmy nic do powiedzenia, bylibyśmy kwiatkiem do kożucha, ozdobą decyzji zapadających poza nami. Polska może być częścią takiego formatu, ale w formule znacznie szerszej, ze wszystkimi europejskimi sąsiadami Rosji i Ukrainy, czyli z Finlandią, krajami Bałtyckimi i Rumunią. Wtedy stanowilibyśmy blok, z którym należałoby się liczyć. Tak to nie ma sensu. Tak to byłoby jak w tej mitycznej „wielkiej szóstce” Donalda Tuska, w której mogliśmy być pod warunkiem, że byśmy robili to co zalecą nam Niemcy, a jak nie to by nas stamtąd wyrzucili. Taka formuła nas nie interesuje.
Rozmawiała Aleksandra Rybińska
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Niektórzy argumentują, że Polska nie powinna się zbyt silnie angażować po stronie Ukrainy, co najmniej tak długo jak kwestia Wołynia pozostaje sporna, a Kijów buduje swoją tożsamość narodową w oparciu o kult Bandery. To błędne podejście? Dlaczego Ukraina jest z geopolitycznego punktu widzenia tak ważna dla Polski?
Uważam tego typu argumentację służy politycznym celom Kremla. Można by to dość krótko podsumować: Odkąd w roku 1654 Rosjanie zajęli Kijów, zaczęli bywać w Warszawie, i bardzo byśmy sobie życzyli, by tu już więcej nie bywali. Ukraina to jest 45-milionowy kraj o poważnym potencjale, oddziela nas od mającej imperialne ambicje Rosji. To Rosja prowadzi agresywne wojny przeciwko sąsiadom. W Gruzji, zamrożoną w Naddniestrzu przeciw Mołdawii i na Ukrainie. To rosyjska armia zbroi się od 2007 roku na potęgę, kilkukrotnie zwiększając wydatki zbrojeniowe. To Rosjanie prowadzą manewry, których założeniem szkoleniowym jest dokonywanie uderzeń jądrowych na Polskę, państwa Bałtyckie i desantowanie się na wybrzeżu Bałtyku czy tłumienie polskiego powstania na Grodzieńszczyźnie. W tym kontekście przekonanie, że wyzwaniem poważniejszym jest odmienna pamięć historyczną między Polską a zachodnią Ukrainą, bo należy podkreślić, że pamięć historyczna dotycząca ludobójczej akcji UPA jest sporem de facto między Polską a pięcioma obwodami zachodnimi Ukrainy, a nie wszystkimi, jest absurdalne. Ta pamięć rodzinna istnieje tylko na terenach, które należały do II Rzeczypospolitej. Ani w szkołach sowieckich ani po 1991 roku nie uczono na Ukrainie na ten temat. Trzeba sobie uprzytomnić, że wyobrażenie, iż kogoś na Ukrainie może mobilizować hasło „Lachy za San” jest równie prawdziwe jak wyobrażenie, że można mobilizować polską opinię publiczną pod hasłem wyrzucenia Niemców z Opola, Gdańska i Olsztyna. Można było to robić 80 lat temu, ale te zadanie jest już wykonane w jednym i drugim przypadku. Polaków tam nie ma, więc nie ma kogo wyrzucać. Nie ma w sensie politycznym, bo oczywiście niewielkie mniejszości zostały, na dawnym obszarze II Rzeczypospolitej na Ukrainie żyje jeszcze ok. 30 tys. Polaków. Z niegdyś 6 milionów. Więc tworzenie jakiś legend o odradzającym się ruchu antypolskim, jest absurdalne. Istnieje oczywiście zjawisko kultu UPA ale nie jako organizacji, która czyściła Ukrainę z Polaków, tylko jako organizacji, która walczyła z Sowietami, co jest zresztą prawdą. Ta pamięć jest wyidealizowana, to mitologia anty-moskiewska. W sytuacji więc, gdy mamy sąsiada, agresywnego i zbrojącego się na potęgę, napadającego innych sąsiadów naszych, żywiącego ambicję odtworzenia imperium, i jednocześnie mając sąsiada słabego, który jest przedmiotem agresji i mobilizuje się na podstawie tych legend historycznych do wojny z agresorem, powinniśmy stanąć po jego stronie, po stronie tego słabszego. To nie on jest wrogiem, tylko ten, kto napada. To jest ten sam mechanizm psychologiczny, który Rosjanie zaszczepiają Francuzom, pokazując im, że głównym wrogiem jest Państwo Islamskie, dlatego należy sprzymierzyć się z Rosją w Syrii. Tymczasem Rosja jest Zachodowi do tego zupełnie niepotrzebna. Dysproporcja sił jest tak ogromna, że gdyby Zachód chciał to rozniósłby IS w pył i to bez najmniejszych problemów. To jest de facto operacja policyjna, gdyby tylko podjęto decyzję o interwencji. To jest wszystko oderwane od rzeczywistości. Ale wracając do Polski: w fundamentalnym interesie Rzeczypospolitej leży aby istniało niepodległe państwo ukraińskie, oddzielające nas od agresywnej Rosji i stawiające na drodze wojsk rosyjskich dodatkowe 200 tys. żołnierzy, mających na dodatek doświadczenie, teraz już dwuletnie, w walce z Rosjanami.
Mimo iż jesteśmy najważniejszym sojusznikiem Ukrainy, nie ma nas w tzw. formacie Normandzkim. To Francja i Niemcy negocjują warunki umowy Mińskiej, czyli pokoju w Donbasie. Czy powinniśmy próbować do niego dołączyć?
Negocjacje, które zostały przeprowadzone w formacie Normandzkim miały sens późnym latem 2014 r., gdy Rosjanie rozbijali front ukraiński. Chodziło o to, by zatrzymać ofensywę rosyjską. To zadanie zostało wykonane. Innych sukcesów nie należy się spodziewać w tym zakresie. Dlatego uważam, że Polska nie powinna dołączać do Francji i Niemiec. Trudno sobie wyobrazić, by nas nie interesował los dużego sąsiedniego państwa, natomiast nie możemy pozwolić, byśmy byli wmontowani w jakąś strukturę, w której nie mielibyśmy nic do powiedzenia, bylibyśmy kwiatkiem do kożucha, ozdobą decyzji zapadających poza nami. Polska może być częścią takiego formatu, ale w formule znacznie szerszej, ze wszystkimi europejskimi sąsiadami Rosji i Ukrainy, czyli z Finlandią, krajami Bałtyckimi i Rumunią. Wtedy stanowilibyśmy blok, z którym należałoby się liczyć. Tak to nie ma sensu. Tak to byłoby jak w tej mitycznej „wielkiej szóstce” Donalda Tuska, w której mogliśmy być pod warunkiem, że byśmy robili to co zalecą nam Niemcy, a jak nie to by nas stamtąd wyrzucili. Taka formuła nas nie interesuje.
Rozmawiała Aleksandra Rybińska
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/317939-zurawski-vel-grajewski-polska-jest-obecnie-moze-nie-ostatnim-ale-najwazniejszym-sojusznikiem-ukrainy-zachodnie-elity-wola-nie-wchodzic-w-spor-z-rosja-nasz-wywiad?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.