Konflikt Piotra Glińskiego z „Wiadomościami” zasmuca. Czy środowisko polskiej prawicy ma teraz podzielić się na dwa zwalczające się obozy? Pierwszy, nazwijmy go obozem „mniej niepokornych wobec establishmentu”, będzie załamywał ręce, że ten drugi potrafi być tak brutalny? A drugi nie odpuści, dopóki pierwszego nie wbije w glebę do trzeciego pokolenia? Litości, panie i panowie.
Nie będę ukrywał – bliżej mi w tym konflikcie do „Wiadomości” niż wicepremiera Glińskiego, co wyraziłem już wcześniej na Twitterze, nazywając przeprosiny tego ostatniego „teatrem absurdu”. Bo to jest – powtórzę – teatr absurdu. Minister kultury przeprasza za materiały niezależnej od rządu (jak widać choćby po jego niezadowoleniu) telewizji, i czyni to – ewidentnie – tylko dlatego, że cień podejrzeń o dojenie publicznej kasy na uprzywilejowanych zasadach padł także na fundację, w której radzie zasiada jego żona. Nie po raz pierwszy „Wiadomości” ostro prześwietlają to, co przez lata było zasłonięte, ale tak gwałtownej reakcji u wicepremiera nie było.
Jakby mało było nieszczęścia, ministerstwo kultury wsparło wyżej wspomnianą fundację kwotą 50 tysięcy złotych, jakby nikt tam nigdy nie słyszał o czymś takim, jak konflikt interesów. Albo fundacja współzarządzana przez panią Kowalską nie zwraca się o przydział publicznych pieniędzy do ministerstwa zarządzanego przez pana Kowalskiego, albo któreś z nich rezygnuje z obecnego zajęcia. Nie trzeba referendum, by uznać to za oczywiste. A jednak zarówno minister, jak i jego medialni „adwokaci” twierdzą, że widzą to inaczej. Nie posądzam Glińskiego o tak małe cwaniactwo, Ale proszę, panie ministrze, choć przez chwilę pomyśleć, jak komentowałby pan taką oto sytuację: żona ministra kultury z PO, Bogdana Zdrojewskiego zasiada w fundacji X, i fundacja ta dostaje od resortu Zdrojewskiego publiczne pieniądze? A Zdrojewski mówi: nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Potem brutalnie obraża telewizję, która ośmieliła się poinformować społeczeństwo, że rozdział sfer rządowych od „pozarządowych” przebiega często przez środek rodzinnego dywanu. Obraża, choć chwilę wcześniej przepraszał, jak rozumiem, także za brutalizację polityki.
Panie wicepremierze, to tylko opinia jednej z osób, która niezmiennie darzy pana szacunkiem. Ale myli się pan, przepraszając za „Wiadomości”. Dziennikarze mają obowiązek informować o ważnych zjawiskach społecznych, jednym z nich jest powstanie swoistej „kasty” fundacji uprzywilejowanych i częste przelewanie przez tę „kastę” publicznych pieniędzy z pustego w próżne. Bo czym innym są np. szkolenia dziennikarzy przed debatą prezydencką? Z czego Rzeplińska i przyjaciele mogą szkolić Krzysztofa Ziemca przed telewizyjną debatą? Jeśli coś na kilometr pachnie brzydko, nie zagłuszą tego żadne manifesty w obronie tzw. społeczeństwa obywatelskiego.
Bo cóż to za nowy model obywatela, który nie ma prawa wiedzieć, dlaczego jedni dostają więcej, inni mniej, a „niesłuszni” – wcale? Kim ma być obywatel, który nie wie, na co największe fundacje wydają ocean także jego pieniędzy? I kto w fundacjach tych „siedzi w radzie”?
Ale przede wszystkim – nie ma Pan racji, gdy oskarża „Wiadomości” o „granie” dziećmi polityków. Primo: to nie są dzieci, ale dorośli, więc niech wypowiadają się sami. Secundo: nikt ich o nic w „Wiadomościach” nie oskarżył, a sugestie, że „poszli w fundacje”, bo mają znanych i wpływowych rodziców, są równie dobre, co stwierdzenia, że syn Jerzego Stuhra, Maciej został aktorem, bo wiedział, że będzie mu łatwiej. Czyli – w pełni uzasadnione.
Na koniec: konflikt ministra kultury z redakcją „Wiadomości” smuci, ale ostatecznie nie jest niczym zdrożnym. Nie pierwsza to telewizja, z którą wojuje minister, i nie ostatni minister, któremu telewizja nadepnęła na odcisk. I choć serial o organizacjach pozarządowych, jaki emituje program Marzeny Paczuskiej, od trzeciego odcinka osobiście uważam za nudny jak flaki z olejem, to jednak nie zmienia faktu, że wszędzie tam, gdzie zderzyć się mogą interes prywatny z publicznym, dojrzały polityk powinien zachować wielką wstrzemięźliwość. W czynach i słowach. Wyobraźmy sobie, że to nie Piotr Gliński za „Wiadomości”, ale one za niego przepraszają, np. za awanturę w Teatrze Polskim lub jego krytykę porno-teatru? Siedzi przed kamerą Michał Adamczyk i mówi: „Jesteśmy gotowi przeprosić za wszystko, co spotkało aktorów związanych z panem Mieszkowskim, a także Krystynę Jandę…” itd.
Zabawne? No, właśnie – teatr absurdu. Czas spuścić kurtynę, bo publika przyszła jednak na coś innego.
„wSIECI” MA 4 LATA! TERAZ W NOWEJ ODSŁONIE! Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/317199-kazdy-styk-interesow-prywatnych-i-publicznych-jest-dla-polityka-skorka-od-banana-latwo-stracic-rownowage