To było w porcie, duży terminal przeładunków masowych, umywalka obok szatni i toalet. Początkowo myślałem, że to jakiś kawał, może ktoś sobie żarty stroi. Ale to było na serio, regularna instrukcja mycia rąk z obrazkami poglądowymi, a jakże. Odpowiednio oprawione i laminowane. Odkręcić kurek z wodą, zwilżyć i namydlić dłonie, następnie wewnętrzną powierzchnią prawej dłoni pocierać grzbiet lewej…itd, itp.
Dokładnie to samo, czego mamusie uczą swoje małoletnie pociechy, ktoś pracowicie spisał, zilustrował i ułożył w zgrabną całość dla dorosłych. No i wziął pieniądze, zapewne dobre. Być może unijne dotacje. Nie dowiadywałem się wówczas kto zarobił na instrukcji mycia spracowanych rąk portowców, ale mocno podejrzewam, że jakaś organizacja, która w nazwie miała społeczeństwo obywatelskie albo demokrację, albo innowacje, dobro publiczne czy choćby samorządność. W każdym razie musiała się wspiąć na wysoki poziom ogólności, żeby móc wciskać taki kit normalnym przecież ludziom.
Kiedyś Andrzej Gwiazda powiedział, że jeśli określenie zjawiska lub nazwa instytucji są absurdalne, to kryje się za tym zwykły szwindel. Tamta rozmowa dotyczyła jednoosobowych spółek skarbu państwa, ale czyż nie jest podobnym absurdem, gdy organizacja finansowana przez rząd mieni się być niezależna od rządu? A jak potraktować dość częsty fakt, że ludzie działający w tych organizacjach i biorący za to pensje, chcą być traktowani jak społecznicy? Instrukcja mycia rąk, sporządzona dla dorosłych ludzi w relatywnie wysoko rozwiniętym kraju europejskim, jest tutaj niezłym przykładem. Nie wiem czy osoby, które chce przepraszać wicepremier Gliński, prowadzą podobny proceder. Być może stały się ofiarnymi kozłami w konflikcie. Osobiście znam naprawdę dobre owoce działalności niektórych NGOs, więc nie potępiam w czambuł tych organizacji. Ciekawe tylko, że największe rządowe dotacje przypadają społecznym naprawiaczom demokracji obywatelskiej, a najnędzniejszy grosz dzieciom niepełnosprawnym.
Jest bowiem niezaprzeczalnym faktem, że mnóstwo organizacji pozarządowych bije pianę za dobre pieniądze od rządu. Powszechnym procederem są lipne szkolenia, które nikomu nic nie dają, a są organizowane wyłącznie dla wyciągnięcia dotacji, zarobku wykładowców i pracowników fundacji. Markowanie działalności społecznej za pieniądze stało się sposobem życia. Starych chłopów na wsi szkoli się, żeby najpierw siać, a potem zbierać, zaś urzędników uczy jak pisać pisma urzędowe. Pielęgniarkom zapewne organizuje się kursy opatrywania pacjentów. Ktoś wymyślił portal internetowy dla bezdomnych za kilkadziesiąt milionów złotych? Ależ proszę bardzo! - państwo ochoczo wysupłało kasę. Wyłudzanie odpisu podatkowego stało się lukratywnym procederem. „Niektóre organizacje, zabiegając o wpływy z 1 proc., potrafią robić kampanie medialne warte pół miliona złotych. Do swoich darczyńców przesyłają reklamowe broszury w formie katalogów na kredowym papierze” – pisał już kilka lat temu tygodnik Polityka. Nierzadko na pensje przeznaczana jest połowa albo i więcej przychodów takich organizacji „pożytku publicznego”.
To jest już cały przemysł „pozarządowy”, który dla wielu stał się bardziej sposobem na zarabianie pieniędzy niż uzupełnianiem państwa w zaniedbanych obszarach. W ogóle dziwne czasy nastały, gdy banki łupią swoich klientów, społecznicy doją społeczeństwo, adwokaci kradną kamienice, sędziowie spiskują przeciwko państwu, a państwo toleruje procederników, zamiast wspierać ofiary procederu.
A co do przepraszania prominentnych „fundatorów”, to ja na miejscu wicepremiera Glińskiego jednak nie byłbym taki skory do przeprosin. Oburzamy się słusznie, gdy jakiś pociotek ministra dziwnie często dostaje państwowe zlecenia albo regularnie wygrywa przetargi. Dlaczego nie mamy się oburzać, gdy dzieci najwyższych urzędników państwowych z podobną regularnością otrzymują pieniądze na swoją działalność od państwa, którym zarządzają ich rodzice?
Przecież oba przypadki są podobne w sensie konfliktu interesów, w tym drugim występuje jedynie dodatkowe ogniwo pośrednie, jakim jest fundacja czy organizacja pożytku publicznego. Tylko, że często bywa, iż mamy do czynienia z bardzo specyficznym pożytkiem, gdy rządowa rączka społeczną rączkę myje, czemu sprzyja obecne prawo. I to jest mycie z wzajemnością, jak w tej instrukcji z początku tekstu…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/317092-kiedy-wicepremier-rzadu-przeprasza-pozarzadowych-beneficjentow-rzadowych-dotacji-czyli-instrukcja-wzajemnego-mycia-rak
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.