Tylko silna partia, zdolna przejąć władzę może sobie pozwolić na gabinet cieni – powiada przewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna. Zabrzmiało to jak oświadczenie wodza Korei Północnej Kim Dzong Una, że tylko mocarstwo może sobie pozwolić na broń jądrową.
Tyle tylko, że każdy wie, iż poza głowicami jądrowymi i ponad milionem żołnierzy pod bronią Korea Północna to skrajna „bida z nędzą”. A i tak Kim jest w lepszej sytuacji niż Schetyna, bo może przynajmniej wywołać wielką awanturę. Powołanie gabinetu cieni PO 17 listopada 2016 r. jest demonstracją siły, choć marszałków czy choćby generałów w tej armii nie widać. Raczej wielu kaprali marzących o marszałkowskiej buławie. PO ma już zresztą zabawny epizod z gabinetem cieni (z niewiadomych powodów zwanym „zespołem rzeczników”) w 2006 r. Zabawny, gdyż premierem miał być Jan Rokita, który już w 2007 r. w ogóle zrezygnował z polityki. A jedynymi cieniami, które w 2007 r. zostały szefami tych samych resortów w rządzie Donalda Tuska byli Ewa Kopacz jako minister zdrowia i Mirosław Drzewiecki jako minister sportu. Sam Donald Tusk nie był cieniem, bo on tylko obsługiwał reflektor świecący na postacie rzucające cienie. I w pewnym momencie Tusk reflektor wyłączył.
Bardzo zabawne, a wręcz komediowe w gabinecie cieni z 2006 r. było to, że Bronisław Komorowski miał być ministrem spraw zagranicznych, wywalony później z partii za aferę hazardową Zbigniew Chlebowski – ministrem finansów, Julia Pitera – ministrem sprawiedliwości, wywalony z rządu w tym samym czasie co Chlebowski z partii Adam Szejnfeld – ministrem gospodarki, zaś Aleksander Grad – ministrem rolnictwa. Tamten gabinet był bardzo zabawny, choć PO była znacznie silniejsza niż jest obecnie. Co oznacza, że obecny gabinet cieni powinien być jeszcze zabawniejszy i pewnie tak się okaże po jakimś czasie. Wprawdzie teraz nie ma kogoś takiego jak Donald Tusk przy obsłudze reflektora, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto potrafi wyłączyć prąd. Na pewno w gabinecie cieni Grzegorza Schetyny jest kilkoro gigantów, choćby Ewa Kopacz jako wicepremier, Borys Budka jako szef MSW czy Krzysztof Brejza jako szef resortu sprawiedliwości. Kiedy już gabinet cieni okrzepnie, PO powinna powołać alternatywną Komisję Europejską cieni, bo przecież nigdy nie wiadomo, kiedy po talenty partii Schetyny zgłosi się Unia Europejska. Żeby ją uratowali, tak jak wcześniej do ratowania UE wezwano Donalda Tuska, obsługującego reflektor dla gabinetu cieni Jana Rokity, co może być dobrym precedensem.
Zapowiadając na Twitterze powołanie gabinetu cieni Schetyny umieściłem stosowny materiał filmowy, czyli skecz Monty Pythona „Silly Olimpics”, pochodzący z pierwszego z dwóch odcinków nagranych przez grupę specjalnie dla niemieckiej telewizji WDR (premiera w styczniu 1972 r.).
Inicjatywa PO najbardziej przypomina bowiem trzy konkurencje rozgrywane na tej specyficznej olimpiadzie: bieg na 100 metrów dla ludzi pozbawionych poczucia kierunku, bieg głuchych na 1500 metrów oraz pływanie na 200 metrów dla osób nieumiejących pływać. Gabinet cieni Schetyny jest oczywiście przedstawiany w atmosferze wielkiej powagi, ale znając losy pierwszego podejścia (z 2006 r.) oraz wiedząc, kto wchodzi w skład tego nowego nie sposób się uwolnić od skojarzeń z brytyjskimi komikami (i jednym Amerykaninem – Terrym Gilliamem). A skoro już są te skojarzenia, będą też zapewne stosowne skecze, tym bardziej że niektóre cienie ministrów mają w sobie duży potencjał, a największy chyba Borys Budka. Chociaż i sam Grzegorz Schetyna ma znakomitą mimikę, więc śmiało mógłby konkurować z Johnem Cleese’m czy Terrym Jonesem. Idea powołania Latającego Cienia Grzegorza Schetyny jest więc ze wszech miar godna pochwały, tym bardziej że w polskiej polityce brakuje tego rodzaju poczucia humoru. I tylko szkoda, że w nowym gabinecie nie znajdzie się Julia Pitera, ale obecność Ewy Kopacz też wiele obiecuje.
Szkoda, że w składzie Latającego Cienia Grzegorza Schetyny nie będzie Ryszarda Petru z konkurencyjnej grupy komików, gdyż jego językowe kalambury i generalnie zabawy językiem mogłyby pchnąć ten gatunek na wyżyny. A po przetłumaczeniu na angielski czy choćby niemiecki mogłyby zapewnić światową sławę, czego Schetynie i Petru nie udaje się osiągnąć mimo częstych występów w Brukseli. Ale może Grzegorz Schetyna zaprosi Ryszarda Petru do udziału w którymś z odcinków, bo taki talent nie powinien się marnować. Z niecierpliwością czekam na pierwsze skecze Latającego Cienia Grzegorza Schetyny i wierzę, że brytyjski oryginał wreszcie znajdzie godnego następcę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/315785-gabinet-cieni-po-czyli-jak-latajacy-cien-grzegorza-schetyny-rokuje-odrodzenie-w-polsce-absurdalnego-humoru