Trump powiedział, że jego wygrana oznacza rozpoczęcie „odbudowy amerykańskiego marzenia”, zasypywanie podziałów różniących ludzi.
Na razie to niewiele znaczy, bo każdy właściwie nowy polityk odwołuje się do amerykańskiego marzenia, to u nich naturalne słownictwo. Poza tym niewiele o nim wiemy. To nie jest Ronald Reagan, który też odwoływał się do „amerykańskiego marzenia”. To był jednak po pierwsze wzrost gospodarczy w oparciu o indywidualną inicjatywę i globalną politykę oraz przeciwstawienie się komunizmowi. Nie bardzo wiem jakie Donald Trump ma poglądy gospodarcze i co w tym obszarze zamierza zrobić. Odnośnie przeciwstawienia się imperializmowi rosyjskiemu na razie też nic nie wiemy. Sądzę jednak, że ten wspomniany przeze mnie izolacjonizm, choćby rozcieńczony, będzie tutaj dominował. Wracając do „amerykańskiego marzenia”. Odwoływanie się do niego różni Donalda Trumpa od Hilary Clinton, która w swojej demokratycznej, postobamowskiej retoryce może niewystarczająco odwoływała się do dumy amerykańskiej. Sporo Amerykanów bowiem, wbrew politycznej poprawności i lewicowej ideologii, jeszcze gdzieś pod spodem odczuwa jakąś dumę.
Trump zadeklarował że będzie współpracował ze wszystkimi krajami, które będą chciały współpracować z USA. W przeciwieństwie do Clinton spotkał się w czasie kampanii wyborczej z Polonią w Stanach. To dobrze wróży relacjom polsko-amerykańskim?
Wróży dobrze, albo nie wróży źle. Trzeba jednak kuć żelazo, póki gorące. To dotyczy zarówno polskiego rządu, polskiego MSZ, jak i polskich organizacji polonijnych. Jeżeli Polacy popierali Trumpa, to teraz w sposób zorganizowany powinni domagać się jakichś politycznych gratyfikacji. Najpierw zniesienia wiz, a później wzmocnienia relacji polsko-amerykańskich i amerykańskiej obecności w Europie. Na razie jesteśmy w punkcie zero, choć z dobrymi rokowaniami.
Rozmawiał Piotr Czartoryski-Sziler
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Trump powiedział, że jego wygrana oznacza rozpoczęcie „odbudowy amerykańskiego marzenia”, zasypywanie podziałów różniących ludzi.
Na razie to niewiele znaczy, bo każdy właściwie nowy polityk odwołuje się do amerykańskiego marzenia, to u nich naturalne słownictwo. Poza tym niewiele o nim wiemy. To nie jest Ronald Reagan, który też odwoływał się do „amerykańskiego marzenia”. To był jednak po pierwsze wzrost gospodarczy w oparciu o indywidualną inicjatywę i globalną politykę oraz przeciwstawienie się komunizmowi. Nie bardzo wiem jakie Donald Trump ma poglądy gospodarcze i co w tym obszarze zamierza zrobić. Odnośnie przeciwstawienia się imperializmowi rosyjskiemu na razie też nic nie wiemy. Sądzę jednak, że ten wspomniany przeze mnie izolacjonizm, choćby rozcieńczony, będzie tutaj dominował. Wracając do „amerykańskiego marzenia”. Odwoływanie się do niego różni Donalda Trumpa od Hilary Clinton, która w swojej demokratycznej, postobamowskiej retoryce może niewystarczająco odwoływała się do dumy amerykańskiej. Sporo Amerykanów bowiem, wbrew politycznej poprawności i lewicowej ideologii, jeszcze gdzieś pod spodem odczuwa jakąś dumę.
Trump zadeklarował że będzie współpracował ze wszystkimi krajami, które będą chciały współpracować z USA. W przeciwieństwie do Clinton spotkał się w czasie kampanii wyborczej z Polonią w Stanach. To dobrze wróży relacjom polsko-amerykańskim?
Wróży dobrze, albo nie wróży źle. Trzeba jednak kuć żelazo, póki gorące. To dotyczy zarówno polskiego rządu, polskiego MSZ, jak i polskich organizacji polonijnych. Jeżeli Polacy popierali Trumpa, to teraz w sposób zorganizowany powinni domagać się jakichś politycznych gratyfikacji. Najpierw zniesienia wiz, a później wzmocnienia relacji polsko-amerykańskich i amerykańskiej obecności w Europie. Na razie jesteśmy w punkcie zero, choć z dobrymi rokowaniami.
Rozmawiał Piotr Czartoryski-Sziler
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/314801-nasz-wywiad-prof-legutko-o-wygranej-trumpa-na-razie-jestesmy-w-punkcie-zero-choc-z-dobrymi-rokowaniami?strona=2