Przed laty w głównym, jedynkowym dzienniku telewizyjnym - 3 głowowym „Wieczorze z Dziennikiem” naczelny Stanisław Cześnin posadził na ołtarzu aż trzech orłów. Najważniejszy był Kozera, Woźniak, Stefanowicz ale i … „Sasza” (tak go pieszczotliwie nazywano).
Chłopcy się starali. Wyprostowani w sposób zdecydowany odmawiali pracowicie codzienne zdrowaśki zaczynając od słów:
Edward Gierek Pierwszy Sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej …
Naprawdę perfekcyjniej już się nie dało. A jednak Cześnin, człowiek ponoć bez matury, ale bardzo przystojny i perfekcyjny spiker, który miał poparcie kierownika biura pracy KC Jerzego Łukaszewicza – ciągle nie był zadowolony. Po „występie” beształ oczekujących, wystraszonych dziennikarzy. A przecież bardzo się starali.Jednak szef chciał by było jeszcze lepiej – perfekcyjnie dykcyjnie, pogodnie ale i poważnie, przekonująco z osobistym zaangażowaniem. Wiadomo jaka była treść tych wypieszczonych komunikatów telewizyjnych – chodziło wiec o to by przynajmniej forma była doskonała. Najlepiej gdyby komunikaty wygłaszali Łapicki, Łomnicki, Dmochowski. Mówił też Stanisław Cześnin: „sam – cholera – w końcu usiądę”. Jednak nie mógł być wszędzie i zawsze.
Co tam mówiono naczelnemu potem w Białym Domu – nie wiadomo. Być może – „dobrze, dobrze towarzyszu, chociaż wiecie-rozumiecie można by trochę …”. Cześnin naprawdę się starał. Dlatego też jego właśnie wyznaczono na dowódcę „bunkra”. Było to studio telewizyjne przygotowane w jednostce wojskowej na Żwirki i Wigury w którym umieszczone zostało centrum emisji w momencie ogłoszenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku.
Niedawno znalazły się zapyziałe stykówki kliszowe, zdjęcia wykonane wówczas w owym „bunkrze”. Widać na nich właśnie redaktora Cześnina, gdy dowodzi przestawianiem stołów i mikrofonów. Sfotografowane są jeszcze inne osoby prawdopodobnie technicy i realizatorzy programów TVP. Oczywiście byli to ludzie bardzo zaufani jak i utrzymywane w tajemnicy „bunkrowe” przedsięwzięcie. Teraz badacze historii dochodzą who is who. Ale ciężko idzie z tym rozpoznaniem.
Generał (choć tak do końca nie wiadomo czy to bardziej Kiszczak, czy Jaruzelski) zgniótł w jedna noc dziesięciomilionowy związek robotniczy. Dla zmyłki zamknięto również wielu swoich tajnych współpracowników. „Wrona” pokonała naród i zameldowała komu trzeba wykonanie zadania. Potem osiem lat zmarnowano.
Ukazywały się kolejne wersje dzienników o 19:30. Przepływały mniej lub bardziej oddane kolejnej misji twarze. Zawsze oglądaliśmy tylko „biusty”. Siedzący za blatem pokazywani byli albo en face, albo trochę zboku. Rozmaici realizatorzy ale także wyborowi, znani reżyserzy filmowi wymyślali drobne ruchy w studio. Czasem nawet nakazywali przemarsz prowadzącym przed kamerami. Zgrabni i wysocy mogli się teraz wykazać. Gorzej mieli kurduple.
I tak ta cała zabawa toczy się do dziś. „Biusty” to podstawa, na których skupione jest oko telewidza. Prowadzący – centralna postać – kiedyś manifestował miłość do pierwszego sekretarza. Andrzej Kozera starał się najbardziej. Ludzie woleli jednak Grzegorza Woźniaka trochę zdystansowanego z wydatnymi wargami, mówiącego łagodnie. Na zdjęciach, które teraz znaleziono jest także prawdopodobnie redaktor Zyms występujący w ciemnych okularach. Ten zrobił potem wszystkim dysponentom numer ponieważ czmychnął do Anglii i gdzieś tam sobie chyba nadal żyje. Przewijali się i inni, którzy chcieli dorównać Woźniakowi, ale anglista pochodzący z Radomska był jednak trudny do pokonania. Inni starli się konkurować z Karolem Małcurzyńskim. To też było trudne. Jednych nawet lubiano, z innych się śmiano. Wtedy jednak stajnia Cześninowa miała liczne zaplecze.
To odchodzące w mrok czasy. Ale jak jest teraz?
Ostatnio usiłuje nam powiedzieć, że chce się wybić na pewną niezależność Krzysztof Ziemiec. Poskoczył nawet władzy krytykując w Plusie Minusie Prawo i Sprawiedliwość. Zobaczymy jak to się zakończy. Może jednak telewizyjne i wyższe władze dostrzegą: że konieczna jest krytyka. Może będzie tak jeśli ludzie orzekną ten się nie podlizuje, nie czapkuje, nie trzyma kurczowo stołka. Ciekawe jak będzie?
Ktoś może powiedzieć, przecież trzeba być sobą. No właśnie. Ale teksty odczytywane przez prowadzących dziennik nie są przez nich pisane. Właściwie dostają je tylko do przeczytania. Być może, ze nawet zgadzają się z treścią przekazu – lepiej jednak by było, gdyby je sami redagowali.
Oczywiście dużo łatwiej byłoby robić program o zdecydowanym politycznym wyborze, ale chcemy mieć program – telewizję narodową, obiektywną i prawdziwą. To bardzo trudne. Wiele zależy jak da sobie radę z powierzonym tekstem prowadzący. Można to zrobić bardzo różnie. Ważne by czuło się, iż osobnik wpuszczony do naszego domu jest życzliwy ludziom. Dobrze więc byłoby wiedzieć więcej o tych osobach. Należałoby je przedstawić, mądrze z nimi porozmawiać. Ale ciekawe kto miałby to zrobić?
Ławeczka w telewizyjnym dzienniku krótka. Gapią się weń codziennie miliony. Tak już weszła nam w krew ta 19:30.
Szukajmy wiec nowych twarzy, mądrych i wyposażonych przez naturę w coś co można by określić wiarygodnością. To bardzo trudne, a pomyłki są bolesne. Ludzie nie od razu zaufają. Trzeba czasu by dać szansę przebicia się. Kiedyś idoli telewizyjnych było niewielu. Teraz ciągle pojawiają się gwiazdy i gwiazdeczki. Często są to buźki nawet sympatyczne, ale dość głupiutkie. Decydenci czasem dość późno to dostrzegają. Dotyczy to przede wszystkim tak zwanych panienek z okienka wdzięczących się nadaremnie lub manifestujących głębię wąskiego czółka.
Oczywiście, że najważniejsza jest treść przekazu. Czuje się jednak, że suma wiedzy wypływająca z małego okienka to nie autorski przekaz a wynik politycznego wyboru. Chodzi nie tylko o to co się mówi, ale co się wybiera do przekazania. Można odnieść wrażenie, ze autorzy chcą jak najszybciej skończyć program i ograniczyć przekaz wiadomości dnia. Życie pcha się lawiną zdarzeń a tu marnuje się czas na przegadane łączniki prowadzących, „biusty” przygniatają obrazki. To co naprawdę jest ciekawe z kraju i ze świata zastępuje komunikat werbalny. Do tego jeszcze przerywniki, rozdymane czołówki, śmiecie informacyjne. To wszystko oczywiście można poprawić. Trudniej jest dobrać takich ludzi, którzy czują dziennikarstwo. Znaleźć reporterów z odwagą i pasją. Ludzi nie bojących się zadawać trudne pytania ale z widzą i przygotowaniem. Dlatego też jeśli w końcu pojawia się KTOŚ Z TWARZĄ, CHARAKTEREM, OSOBOWOŚCIĄ – należałoby go szanować, eksponować, dać szansę zakotwiczenia na dłużej w domach telewidzów. Bo to jest sprężenie zwrotne. A tu ławka króciutka.
Felieton ukazał się na stronie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/314552-biusty-szukajmy-nowych-twarzy-madrych-i-wyposazonych-przez-nature-w-cos-co-mozna-by-okreslic-wiarygodnoscia