Nowoczesna postanowiła pokazać, że to ona jest teraz silna i ma pomysły, zaś PO jest tylko zakałą na drodze do lepszej przyszłości bez PiS.
Góra nie tyle urodziła mysz, co mysz udaje górę. Mysz wszechmogąca to Nowoczesna Ryszarda Petru, a właściwie coraz bardziej Pawła Rabieja. Rywalizacja nowoczesnej myszy z górą Platformy Obywatelskiej jest o tyle interesująca, że zabawna. Wszechmoc myszy objawiła się m.in. w manifeście Katarzyny Lubnauer i Pawła Rabieja. Napisali oni np. o „współkonkurowaniu” opozycji, o „szkodliwym i asekuranckim micie jednoczenia się”, „sztucznej zgodzie” i „fałszywej jedności”. Na co przewodniczący PO Grzegorz Schetyna i jego zastępca Tomasz Siemoniak zareagowali apelami o jedność opozycji i zarzutami, że samodzielność myszy jest na rękę rządzącemu kotu z Prawu i Sprawiedliwości. Wszystko to są oczywiście żarty wynikające z tego, że kilka miesięcy temu to PO nie chciała się jednoczyć z resztą opozycji, co szczególnie mocno wytykano Grzegorzowi Schetynie po 5 maja 2016 r., gdy pod auspicjami KOD powstała koalicja Wolność, Równość, Demokracja. I wtedy Schetyna nie chciał być wolny, równy i demokratyczny razem z Ryszardem Petru i Mateuszem Kijowskim. I mówił niemal to samo, co teraz napisali Lubnauer i Rabiej.
W maju 2016 r. Schetyna nie chciał się rozpływać w żadnej koalicji, bo to PO ma pieniądze, silne struktury w całej Polsce oraz bardzo realne wpływy w samorządach, w tym w gospodarce podlegającej samorządom. A sam Schetyna ma długie doświadczenie w realnej polityce. Wtedy PO wysyłała komunikat, że jest zbyt silna na rozmywanie się w koalicjach z politycznymi nowicjuszami i amatorami. Co wywołało lawinę krytyki i oskarżenia o brak pokory oraz niechęć do wyciągnięcia wniosków z porażki w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Ten ton nagany, podszyty oskarżeniami o dążenie do „restauracji” i „zakonserwowaniu tego, co było” pojawia się zresztą także w manifeście Lubnauer i Rabieja. Oburzenie Nowoczesnej jest zrozumiałe, gdyż przez ostatnie miesiące PO Schetyny mówiła partii Ryszarda Petru, że nie chce się zadawać z politycznymi pętakami, bo jest na to za silna. No to Nowoczesna postanowiła teraz pokazać, że to ona jest silna, ma pomysły, zaś PO jest tylko zakałą na drodze do lepszej przyszłości bez PiS. Co oznacza, że Nowoczesna pręży muskuły, bo jest najzwyczajniej słaba i działacze to czują, mimo „dmuchanych” sondaży. A udając górę nowoczesna mysz chce lewarować swoją pozycję, oczywiście kosztem Platformy, przedstawianej jako siła starego systemu, zainteresowana wyłącznie „restauracją”.
Dla przeciętnego Polaka udawanie góry przez nowoczesną mysz może być jedynie zabawnym folklorem. Podobnie jak zamienianie się rolami z PO. Jeszcze w maju 2016 r. to partię Schetyny oskarżano bowiem o rozbijanie jedności opozycji, podczas gdy obecnie w tej roli znalazła się Nowoczesna. Każda z partii robi to dlatego, żeby powiedzieć wyborcom, iż jest najsilniejsza w opozycji, a za nią długo, długo nic, więc poradzi sobie bez „sztucznej jedności”, a wręcz „mit jednoczenia się” ją krępuje. Zabawne w tym wszystkim jest przekonanie, że wyborcy jak kania dżdżu oczekują mocarstwowych deklaracji Nowoczesnej czy PO. Nie oczekują, bo te ich pozy przypominają boksera, który jakimś trafem zakontraktował walkę z mistrzem i pręży muskuły, że go obije, odbierając mu mistrzowski pas. Na ringu oczywiście dostaje potężne lanie, ale miał swoje kilka minut wszechmocy – przed walką. W wypadku PO i Nowoczesnej do walki dojdzie dopiero podczas wyborów, ale ich wynik jest niepewny. Udawanie mocarza jest pewniejsze, tym bardziej że nic nie kosztuje. Dlatego Nowoczesna takiego mocarza teraz udaje, a działacze PO są wkurzeni, bo Lubnauer i Rabiej wchodzą w ich buty. Praktycznego znaczenia nie ma to żadnego, tym bardziej że zamiana ról będzie miała jeszcze wiele kolejnych odsłon.
Na dłuższą metę nie ma szans na jedność opozycji, bo jej różne segmenty dzielą zbyt wielkie różnice interesów oraz równie wielkie ambicje liderów. Aż do wyborów będziemy mieli nieustanne apele o jedność i oskarżenia o wyłamywanie się z tej jedności, a tylko role czarnych charakterów będą się zmieniały. Przeciętny wyborca nic nie traci kompletnie się tym nie interesując, bo ta gra nie ma żadnego dalekosiężnego celu poza tym, żeby demonstrować potęgę, odrębność i legitymację do odgrywania roli lidera i dobrego szeryfa. To zresztą wpisuje się w wizję polityki jako teatru, gdzie wszyscy udają kogoś innego niż są i grają jakieś przedstawienia, żeby nie zamknięto sceny. Wszyscy uczestnicy mają jednak poczucie, że to tylko inscenizacja. To m.in. dlatego deklaracje różnych partii czy ich manifesty brzmią sztucznie, a polemiki wyglądają na kibicowskie ustawki. Doświadczeni politycy, a takim jest np. Grzegorz Schetyna wiedzą, że często nie ma najmniejszego znaczenia jak partia zachowuje się w opozycji i jaki ma program, bo akurat panuje taki duch czasu czy duch dziejów, że nic nie można zrobić, a tylko czekać na zmianę nastawienia większości społeczeństwa. Albo na jakiś potężny bodziec zewnętrzny. Tylko nuworysze w polityce albo skrajni naiwniacy wierzą w polityczny konstruktywizm oraz w siłę tzw. programów, które mogą czynić cuda wbrew duchowi czasu. Ale nawet gdy się to rozumie, trzeba robić teatr, bo bierne czekanie na historyczną zmianę byłoby źle ocenione. Partie opozycji miotają się więc, wystawiając coraz więcej spektakli, które coraz szybciej schodzą z afisza. Rywalizacja Nowoczesnej z PO znalazła się właśnie na takim etapie. Wszystko inne to tylko didaskalia, ważne dla tych, którzy zajmują się inscenizacjami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/314107-nowoczesna-petru-udaje-potege-a-po-schetyny-spycha-ja-do-roli-petaka-bo-show-musi-trwac