Kiedy tak patrzę na zaniedbaną rozkociudłaną Środę w wyciągniętych swetrach czy wyfiokowaną Jandę, stylizującą się na damę, do głowy przychodzi mi myśl – skąd się biorą te zimne, agresywne i zadowolone z siebie monstra? Po pierwsze – treść. Wystarczy posłuchać je raz czy dwa, żeby się upewnić, iż jest to „śledź z czekoladą, wszystko jest jadalne”. Mylą wszystko ze wszystkim, brzuch z pastorałem i demokrację z Palikotem. Ze to przemądrzale arogantki, w dodatku – to znak firmowy feministek na całym świecie - bardzo zadowolone ze swojej niedojrzałości. W dodatku niby wykształcone, niby mają jakieś osiągnięcia, niby iloraz inteligencji w normie, a jednak wszystko odwrotnie i na opak. Jeszcze jeden dowód na to, że 1/ piosenkarki, aktorki i pisarki nie powinny wypowiadać się na tematy tak mało im znane jak polityka, oraz 2/ że samouwielbienie prowadzi prostą drogą do samodurstwa.
W Wielkiej Brytanii napatrzyłam się na różne manifestacje feministek, ale było to dawno. Po prostu tzw. problematyka kobiet weszła do programowego mainstreamu, tak partii lewicowych, jak i prawicowych. U nas powoli – także. Zastanawia też zakres tematyczny banerów polskich „czarnych marszów”. Naturalnie, wciąż ten sam wraży patriarchat, rodzina, bloody chauvinistic pigs, jak ładnie nazywają mężczyzn. Ale i kościół, oczywiście katolicki, konserwatyzm i prawica, a dokładnie partia rządząca i jej liderzy. Trzeba przyznać, że nawet Germaine Greer czy Andrea Dworkin 50 lat temu nie poszły tak daleko w stronę stricte polityki. Dlaczego? Może dlatego, że tamtym „dzieciom kwiatom” istotnie zależało na kobietach, na poluzowaniu obyczajowego gorsetu, równouprawnieniu, podczas gdy dzisiejszym polskim feministkom – nie? To jest zbrojne w parasolki ramię PO, KOD, SLD – stąd w ich hasłach tyle polityki, stąd tarcze strzelnicze, to Jarosław Kaczyński, Prawo i Sprawiedliwość, Kościół / ale nie krakowski, „otwarty”, lecz toruński, „zamknięty”/, konserwatyzm. Zaskakuje także zajadłość i agresja tych kobiet, a także ich wulgarne hasła. Obok typowej feministycznej nowomowy - obrzydliwości i obscena. Gdyby wskazać jakieś związki, nie byłaby to ani Greer z jej „Kobiecym eunuchem”, ani Erica Jong z „Lęku przed lataniem”, ale wzorce bliższe i paskudniejsze - Palikot i Urban. Podobne zainteresowania, identyczny rodzaj ekspresji. Oto protest pod domem Kaczyńskiego – najpierw zmanipulowana wypowiedz posła PO, zorkiestrowana przez kilka dziennikarek i „autorytetem” z Gazety Wyborczej czy TVN24, i już wzburzony tłumek rusza pod dom prezesa PiS z hasłami jak z tygodnika NIE, „kota se ochrzcij!” czy ”Kaczyński, co ty wiesz o przewijaniu”, jakby która z nich coś o tym wiedziała.
W Dzienniku. Gazecie Prawnej trafiłam na artykuł pewnej lewaczki – grafomanki, która stwierdziła, że „czarne marsze” są „odpowiedzią na zanik przestrzeni i języka, w którym kobiety mogą mówić o swoich potrzebach i doświadczeniu”. Jakie wykluczenie? Kto je „wyrzuca z agory”? Już w moim pokoleniu Beatlesów kobiety nie miały problemu ze „znalezieniem przestrzeni i języka, by mówić o swoich problemach”. A jeśli miały, były to przypadki indywidualne, osobnicze. Dziś tym bardziej. Kobiety są wszędzie, w parlamencie, rządzie, szkołach, sądach, szpitalach, korporacjach – czasem istotnie widać, że zasługują na więcej, ale sprawy idą w dobrym kierunku. Jednak to nie są akurat Halloweenowe krzykaczki, które walczą „o prawo do swojego brzucha”, ale poważne kobiety, upominające się o godne / i tańsze/ porody, dłuższe urlopy macierzyńskie, o awans dla dobrych pracownic, które zdarza się przegrywają z kandydatem – mężczyzną, etc. I tu parlament, media, związki zawodowe, presja organizacji pozarządowych mogą zrobić wiele. Cóż, zamiast ciężkiej, żmudnej pracy, łatwiej wyjść na ulicę, pohałasować i porzucać tamponami. What a fun! I w ten sposób można mieć w głowie siano, zielonego pojęcia o tym, co się dzieje w Polsce, że uczestniczą w zmanipulowanym widowisku, który ma na celu destabilizację kraju, a wychodzić na ulicę i mieć frajdę, że „jest się w opozycji”, a czasem i sekundę w TVN 24.
Na Zachodzie już w końcu lat 90. w liberalnym Observerze ukazał się artykuł „Feminizm? Nie, jestem nowoczesna kobietą”. I nawet jego liderki jak Germaine Greer i Erica Jong odtrąbiły odwrót od feminizmu. Bo feminizm jest dziś częścią politycznego mainstreamu i nawet partie konserwatywne, tymczasem na Zachodzie, prześcigają się z lewicowymi w kwotach dla kobiet, w zakładach pracy, na uczelniach. A polskie feministki walczą, jakby przez te ostatnie 50 lat nic się nie zdarzyło. Problem w tym, że światowej, także polskiej lewicy zabrakło ideologicznego paliwa. Toteż dziś, zamiast ideologii, zajęli się obyczajami. I tak się jakoś dzieje, że entuzjaści tej „obyczajówki” w Wielkiej Brytanii czytują Guardiana i komunistyczna Morning Star, a w Polsce Gazetę Wyborczą i NIE. A uczestniczki „czarnych marszów”, to tylko nieświadome niczego kolejne ofiary lewicy.
Elżbieta Królikowska-Avis. 2 listopada 2016.
CZYTAJ TAKŻE:HALLOWEEN PO POLSKU. Komentarz Elżbiety Królikowskiej-Avis
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Kiedy tak patrzę na zaniedbaną rozkociudłaną Środę w wyciągniętych swetrach czy wyfiokowaną Jandę, stylizującą się na damę, do głowy przychodzi mi myśl – skąd się biorą te zimne, agresywne i zadowolone z siebie monstra? Po pierwsze – treść. Wystarczy posłuchać je raz czy dwa, żeby się upewnić, iż jest to „śledź z czekoladą, wszystko jest jadalne”. Mylą wszystko ze wszystkim, brzuch z pastorałem i demokrację z Palikotem. Ze to przemądrzale arogantki, w dodatku – to znak firmowy feministek na całym świecie - bardzo zadowolone ze swojej niedojrzałości. W dodatku niby wykształcone, niby mają jakieś osiągnięcia, niby iloraz inteligencji w normie, a jednak wszystko odwrotnie i na opak. Jeszcze jeden dowód na to, że 1/ piosenkarki, aktorki i pisarki nie powinny wypowiadać się na tematy tak mało im znane jak polityka, oraz 2/ że samouwielbienie prowadzi prostą drogą do samodurstwa.
W Wielkiej Brytanii napatrzyłam się na różne manifestacje feministek, ale było to dawno. Po prostu tzw. problematyka kobiet weszła do programowego mainstreamu, tak partii lewicowych, jak i prawicowych. U nas powoli – także. Zastanawia też zakres tematyczny banerów polskich „czarnych marszów”. Naturalnie, wciąż ten sam wraży patriarchat, rodzina, bloody chauvinistic pigs, jak ładnie nazywają mężczyzn. Ale i kościół, oczywiście katolicki, konserwatyzm i prawica, a dokładnie partia rządząca i jej liderzy. Trzeba przyznać, że nawet Germaine Greer czy Andrea Dworkin 50 lat temu nie poszły tak daleko w stronę stricte polityki. Dlaczego? Może dlatego, że tamtym „dzieciom kwiatom” istotnie zależało na kobietach, na poluzowaniu obyczajowego gorsetu, równouprawnieniu, podczas gdy dzisiejszym polskim feministkom – nie? To jest zbrojne w parasolki ramię PO, KOD, SLD – stąd w ich hasłach tyle polityki, stąd tarcze strzelnicze, to Jarosław Kaczyński, Prawo i Sprawiedliwość, Kościół / ale nie krakowski, „otwarty”, lecz toruński, „zamknięty”/, konserwatyzm. Zaskakuje także zajadłość i agresja tych kobiet, a także ich wulgarne hasła. Obok typowej feministycznej nowomowy - obrzydliwości i obscena. Gdyby wskazać jakieś związki, nie byłaby to ani Greer z jej „Kobiecym eunuchem”, ani Erica Jong z „Lęku przed lataniem”, ale wzorce bliższe i paskudniejsze - Palikot i Urban. Podobne zainteresowania, identyczny rodzaj ekspresji. Oto protest pod domem Kaczyńskiego – najpierw zmanipulowana wypowiedz posła PO, zorkiestrowana przez kilka dziennikarek i „autorytetem” z Gazety Wyborczej czy TVN24, i już wzburzony tłumek rusza pod dom prezesa PiS z hasłami jak z tygodnika NIE, „kota se ochrzcij!” czy ”Kaczyński, co ty wiesz o przewijaniu”, jakby która z nich coś o tym wiedziała.
W Dzienniku. Gazecie Prawnej trafiłam na artykuł pewnej lewaczki – grafomanki, która stwierdziła, że „czarne marsze” są „odpowiedzią na zanik przestrzeni i języka, w którym kobiety mogą mówić o swoich potrzebach i doświadczeniu”. Jakie wykluczenie? Kto je „wyrzuca z agory”? Już w moim pokoleniu Beatlesów kobiety nie miały problemu ze „znalezieniem przestrzeni i języka, by mówić o swoich problemach”. A jeśli miały, były to przypadki indywidualne, osobnicze. Dziś tym bardziej. Kobiety są wszędzie, w parlamencie, rządzie, szkołach, sądach, szpitalach, korporacjach – czasem istotnie widać, że zasługują na więcej, ale sprawy idą w dobrym kierunku. Jednak to nie są akurat Halloweenowe krzykaczki, które walczą „o prawo do swojego brzucha”, ale poważne kobiety, upominające się o godne / i tańsze/ porody, dłuższe urlopy macierzyńskie, o awans dla dobrych pracownic, które zdarza się przegrywają z kandydatem – mężczyzną, etc. I tu parlament, media, związki zawodowe, presja organizacji pozarządowych mogą zrobić wiele. Cóż, zamiast ciężkiej, żmudnej pracy, łatwiej wyjść na ulicę, pohałasować i porzucać tamponami. What a fun! I w ten sposób można mieć w głowie siano, zielonego pojęcia o tym, co się dzieje w Polsce, że uczestniczą w zmanipulowanym widowisku, który ma na celu destabilizację kraju, a wychodzić na ulicę i mieć frajdę, że „jest się w opozycji”, a czasem i sekundę w TVN 24.
Na Zachodzie już w końcu lat 90. w liberalnym Observerze ukazał się artykuł „Feminizm? Nie, jestem nowoczesna kobietą”. I nawet jego liderki jak Germaine Greer i Erica Jong odtrąbiły odwrót od feminizmu. Bo feminizm jest dziś częścią politycznego mainstreamu i nawet partie konserwatywne, tymczasem na Zachodzie, prześcigają się z lewicowymi w kwotach dla kobiet, w zakładach pracy, na uczelniach. A polskie feministki walczą, jakby przez te ostatnie 50 lat nic się nie zdarzyło. Problem w tym, że światowej, także polskiej lewicy zabrakło ideologicznego paliwa. Toteż dziś, zamiast ideologii, zajęli się obyczajami. I tak się jakoś dzieje, że entuzjaści tej „obyczajówki” w Wielkiej Brytanii czytują Guardiana i komunistyczna Morning Star, a w Polsce Gazetę Wyborczą i NIE. A uczestniczki „czarnych marszów”, to tylko nieświadome niczego kolejne ofiary lewicy.
Elżbieta Królikowska-Avis. 2 listopada 2016.
CZYTAJ TAKŻE:HALLOWEEN PO POLSKU. Komentarz Elżbiety Królikowskiej-Avis
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/314017-halloween-po-polsku-manifestantki-to-zwykle-biedne-niczego-nieswiadome-zakladniczki-takich-hasel-jak-wolnosc-i-postep?strona=2