Swoisty przymus mówienia posłanek Nowoczesnej (posłów także, ale posłanki są w tym po prostu lepsze) może i zwraca na siebie uwagę, ale przykrywa wszelką treść. Tym bardziej że tej treści praktycznie nie ma. Pewnie jakoś to się pokrywa z wzorami kultury popularnej, szczególnie z telenowelami, ale to raczej nie powinien być standard w polityce. W telenowelach zdecydowanie dominuje gadanie o niczym między bohaterami, sugerujące, że coś ich łączy, ale polityka polega jednak przede wszystkim na podejmowaniu decyzji i ich uzasadnianiu. Dlatego natręctwa werbalne w polityce są irytujące. To, że w polskiej polityce są one tak rozpowszechnione wynika zapewne z faktu, że więcej pracujemy i w wielu zawodach nie ma czasu na gadanie. Polityka pozostała zaś jedną z tych dziedzin, gdzie gada się nieustannie i bez umiaru. I gada się w niej także za te dziedziny życia, gdzie na gadanie nie ma czasu. Przede wszystkim w mediach, które także odpowiadają za morze pustosłowia. W wielu krajach polityk mówi w mediach, szczególnie w telewizji i radiu, bardzo krótko i rzadko się pojawia. W Polsce politycy nie wychodzą ze studiów, a przekaz w radiu i telewizji zdaje się polegać na tym, że składa się w ogromnym stopniu z gadaniny posłów i działaczy. Mamy więc do czynienia z absolutną i totalną inflacją słów.
Jeśli przeciętni Polacy mają dość gadaniny polityków, bo ona ich po prostu zalewa, to hiperinflacja gadaniny posłanek Nowoczesnej może wywoływać takie stany jak kompletna obojętność, skrajna irytacja bądź poszukiwanie rozrywki. I w ostatnich tygodniach najczęściej chodzi o rozrywkę. W wielkiej rzece słów posłanek (oczywiście posłów też, ale oni, poza Ryszardem Petru, rzadziej występują) Nowoczesnej wychwytuje się wyłącznie wpadki. One pewnie nie popełniają więcej błędów językowych i nie produkują więcej „złotych myśli z bakelitu” niż inni politycy, ale po prostu jest z czego wybierać, skoro mówią na okrągło. Dlatego powstaje wrażenie, że koszałki-opałki są wyłącznie dziełem Ryszarda Petru i jego żeńskiej drużyny. Być może ktoś to zauważa, ale nie uznaje za problem. Na zasadzie: źle czy dobrze, byle o nas mówili. Bo jeśli mówią, to istniejemy. Tyle tylko, że od dość dawna to mówienie polega wyłącznie na „darciu łacha” czy tzw. bece. Nie wyobrażam sobie, żeby Nowoczesna była traktowana poważnie, jeśli funkcjonuje prawie wyłącznie w kategorii „humor zeszytów szkolnych”. Dlatego zapewne Kamilę Gasiuk-Pihowicz w roli rzecznika partii zastąpił Paweł Rabiej. Choć pewnie gadaniny pani posłanki to nie zahamuje, może jednak trochę ograniczy.
Jeśli polityczna aktywność Nowoczesnej ma polegać na dostarczaniu tzw. lolkontentu, i to w hurtowych ilościach, to partia z kropką może daleko na tym koniu nie zajechać. Problemem jest to, że nie bardzo wiadomo, co z tym zrobić. Kandydatki na posłanki Nowoczesnej zostały wybrane dlatego, że buzia im się nie zamykała, a kiedy dostały się do Sejmu, nie zamyka im się tym bardziej. Taka jest bowiem ich natura i tylko w tym się spełniają. Może to nie jest jednak takie głupie w dobie zamieniania wszystkiego w telenowelę. W takim ujęciu polityka byłaby tylko elementem serialowej rzeczywistości. A Nowoczesna, jako pierwsza w Polsce partia z telenoweli, miałaby jakąś premię w postaci uznania dla pionierów. Wciąż jednak mam nadzieję, że rozrywka jest tylko częścią naszego życia i kolejne partie nie będą się zamieniały wyłącznie w producentów lolkontentu. Ale pewności nie ma żadnej.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Swoisty przymus mówienia posłanek Nowoczesnej (posłów także, ale posłanki są w tym po prostu lepsze) może i zwraca na siebie uwagę, ale przykrywa wszelką treść. Tym bardziej że tej treści praktycznie nie ma. Pewnie jakoś to się pokrywa z wzorami kultury popularnej, szczególnie z telenowelami, ale to raczej nie powinien być standard w polityce. W telenowelach zdecydowanie dominuje gadanie o niczym między bohaterami, sugerujące, że coś ich łączy, ale polityka polega jednak przede wszystkim na podejmowaniu decyzji i ich uzasadnianiu. Dlatego natręctwa werbalne w polityce są irytujące. To, że w polskiej polityce są one tak rozpowszechnione wynika zapewne z faktu, że więcej pracujemy i w wielu zawodach nie ma czasu na gadanie. Polityka pozostała zaś jedną z tych dziedzin, gdzie gada się nieustannie i bez umiaru. I gada się w niej także za te dziedziny życia, gdzie na gadanie nie ma czasu. Przede wszystkim w mediach, które także odpowiadają za morze pustosłowia. W wielu krajach polityk mówi w mediach, szczególnie w telewizji i radiu, bardzo krótko i rzadko się pojawia. W Polsce politycy nie wychodzą ze studiów, a przekaz w radiu i telewizji zdaje się polegać na tym, że składa się w ogromnym stopniu z gadaniny posłów i działaczy. Mamy więc do czynienia z absolutną i totalną inflacją słów.
Jeśli przeciętni Polacy mają dość gadaniny polityków, bo ona ich po prostu zalewa, to hiperinflacja gadaniny posłanek Nowoczesnej może wywoływać takie stany jak kompletna obojętność, skrajna irytacja bądź poszukiwanie rozrywki. I w ostatnich tygodniach najczęściej chodzi o rozrywkę. W wielkiej rzece słów posłanek (oczywiście posłów też, ale oni, poza Ryszardem Petru, rzadziej występują) Nowoczesnej wychwytuje się wyłącznie wpadki. One pewnie nie popełniają więcej błędów językowych i nie produkują więcej „złotych myśli z bakelitu” niż inni politycy, ale po prostu jest z czego wybierać, skoro mówią na okrągło. Dlatego powstaje wrażenie, że koszałki-opałki są wyłącznie dziełem Ryszarda Petru i jego żeńskiej drużyny. Być może ktoś to zauważa, ale nie uznaje za problem. Na zasadzie: źle czy dobrze, byle o nas mówili. Bo jeśli mówią, to istniejemy. Tyle tylko, że od dość dawna to mówienie polega wyłącznie na „darciu łacha” czy tzw. bece. Nie wyobrażam sobie, żeby Nowoczesna była traktowana poważnie, jeśli funkcjonuje prawie wyłącznie w kategorii „humor zeszytów szkolnych”. Dlatego zapewne Kamilę Gasiuk-Pihowicz w roli rzecznika partii zastąpił Paweł Rabiej. Choć pewnie gadaniny pani posłanki to nie zahamuje, może jednak trochę ograniczy.
Jeśli polityczna aktywność Nowoczesnej ma polegać na dostarczaniu tzw. lolkontentu, i to w hurtowych ilościach, to partia z kropką może daleko na tym koniu nie zajechać. Problemem jest to, że nie bardzo wiadomo, co z tym zrobić. Kandydatki na posłanki Nowoczesnej zostały wybrane dlatego, że buzia im się nie zamykała, a kiedy dostały się do Sejmu, nie zamyka im się tym bardziej. Taka jest bowiem ich natura i tylko w tym się spełniają. Może to nie jest jednak takie głupie w dobie zamieniania wszystkiego w telenowelę. W takim ujęciu polityka byłaby tylko elementem serialowej rzeczywistości. A Nowoczesna, jako pierwsza w Polsce partia z telenoweli, miałaby jakąś premię w postaci uznania dla pionierów. Wciąż jednak mam nadzieję, że rozrywka jest tylko częścią naszego życia i kolejne partie nie będą się zamieniały wyłącznie w producentów lolkontentu. Ale pewności nie ma żadnej.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/313707-tajemnica-nowoczesnej-czyli-werbalne-natrectwa-poslanek-scheuring-wielgus-i-gasiuk-pihowicz?strona=2