Jeszcze więcej wątpliwości budzą zeznania sędziego. Przyznał w prokuraturze, że poszedł pod adres wskazany w internetowej korespondencji jako miejsce spotkania z Lisem – do bloku na warszawskim Wilanowie. Trudno było mu zaprzeczać, bo rozpoznał go tam dziennikarz Michał Majewski, uprzedzony, że Łączewski ma przyjść do rzekomego Lisa.
Jak to tłumaczy sędzia? Zeznał, że poszedł odebrać książkę dla przyjaciela (z którym nie widział się od dwóch lat) i myślał, że od niego dostał adres. Pech, bo przyjaciel zaprzecza. Zeznał w śledztwie, że to on chciał pożyczyć książkę od Łączewskiego i żadnego adresu mu nie wysyłał. Żadna książka też do niego nie trafiła. Wszystkie te elementy zaczynają układać się w jedną całość i podpowiadają, że sędzia Łączewski mógł więc składać fałszywe zeznania przed prokuraturą. To grozi postawieniem Łączewskiemu zarzutów prokuratorskich. Czy śledczy się na to zdecydują? To pokaże czas.
Przed sądem dyscyplinarnym toczy się też, chociaż wyjątkowo niemrawo, postępowanie dyscyplinarne przeciwko Wojciechowi Łączewskiemu. Portal wPolityce.pl, wielokrotnie informował o dziwnie przedłużanym postępowaniu dyscyplinarnym i odsłaniał kulisy manipulacji w tej sprawie. Ostateczna opinia biegłych powinna przyspieszyć to postępowanie. Oczywiście o ile kasta sędziowska zdecyduje się na zamknięcie nad głową Wojciecha Łączewskiego parasola ochronnego.
Wojciech Biedroń
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jeszcze więcej wątpliwości budzą zeznania sędziego. Przyznał w prokuraturze, że poszedł pod adres wskazany w internetowej korespondencji jako miejsce spotkania z Lisem – do bloku na warszawskim Wilanowie. Trudno było mu zaprzeczać, bo rozpoznał go tam dziennikarz Michał Majewski, uprzedzony, że Łączewski ma przyjść do rzekomego Lisa.
Jak to tłumaczy sędzia? Zeznał, że poszedł odebrać książkę dla przyjaciela (z którym nie widział się od dwóch lat) i myślał, że od niego dostał adres. Pech, bo przyjaciel zaprzecza. Zeznał w śledztwie, że to on chciał pożyczyć książkę od Łączewskiego i żadnego adresu mu nie wysyłał. Żadna książka też do niego nie trafiła. Wszystkie te elementy zaczynają układać się w jedną całość i podpowiadają, że sędzia Łączewski mógł więc składać fałszywe zeznania przed prokuraturą. To grozi postawieniem Łączewskiemu zarzutów prokuratorskich. Czy śledczy się na to zdecydują? To pokaże czas.
Przed sądem dyscyplinarnym toczy się też, chociaż wyjątkowo niemrawo, postępowanie dyscyplinarne przeciwko Wojciechowi Łączewskiemu. Portal wPolityce.pl, wielokrotnie informował o dziwnie przedłużanym postępowaniu dyscyplinarnym i odsłaniał kulisy manipulacji w tej sprawie. Ostateczna opinia biegłych powinna przyspieszyć to postępowanie. Oczywiście o ile kasta sędziowska zdecyduje się na zamknięcie nad głową Wojciecha Łączewskiego parasola ochronnego.
Wojciech Biedroń
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/313362-nasz-news-to-juz-pewne-ostateczna-opinia-bieglych-nie-bylo-zadnego-wlamania-do-komputera-sedziego-laczewskiego-ktos-tu-klamie?strona=2