Problem polityki migracyjnej to zresztą nie jedyny temat, jaki jest ważny z perspektywy Polski, biorąc pod uwagę kolejne 2,5 roku nowego (starego?) przewodniczącego Rady Europejskiej. To także wspólny rynek i jego kształt, swoboda przepływu pracy, przepływu usług. W wielu kwestiach linia podziału nadal przebiega na granicy wschód-zachód UE. I o ile poparcie Tuska dla polskich interesów nie jest dziś, delikatnie mówiąc, przesadnie głośne, to trzeba zastanowić się nad ewentualną alternatywą.
Ujazdowski: Zmiana na stanowisku szefa Rady Europejskiej będzie tylko na gorsze
Porównując bowiem politykę Tuska (wyłącznie tę w Brukseli) do różnych innych liderów europejskich, to jego stanowisko jest najbliższe Europie Środkowej. Być może zresztą nie wynika to z wielkiej troski o losy Polski czy V4, a ze zwykłego cynizmu i kalkulacji - Tusk wie przecież, że w końcu, prędzej czy później, będzie musiał wrócić do Polski. Ale jednak jego stanowisko jest dziś na tyle korzystne dla Warszawy, że możemy o nim dyskutować, walczyć o więcej, ale jednak nie musimy negować go w całości i zmagać się z fundamentalnym niezrozumieniem. Również dlatego Tusk cieszy się powszechnym poparciem krajów Grupy Wyszehradzkiej.
Altertanywą dla Tuska mogą być politycy otwarcie wrogo nastawieni do postulatów Europy Środkowo-Wschodniej. W brukselskich kuluarach mówi się o kandydaturze Martina Schulza; spekuluje się, że chętnie przesiadłby się z fotela szefa Parlamentu Europejsiego na stołek przewodniczącego Rady Europejskiej. Znając jego nastawienie: i w sprawie migrantów, i w ogólnym nastawieniu do Warszawy i konserwatywnego rządu, można być pewnym, że dogadać się z nim będzie niezmiernie trudno. W dość oczywisty sposób złapanie kontaktu jest dziś łatwiejsze z Tuskiem niż z każdym innym przeciętnym chadekiem czy socjalistą, którzy mają szanse na „tron” po Tusku. Możemy sobie zafundować 2,5 roku bardzo trudnej polityki - i to na własne życzenie.
Nie oznacza to jednak, że jedynym sensownym ruchem jest bezwarunkowe poparcie dla Donalda Tuska. Trudno oceniać jego politykę wyłącznie pod kątem tego, co robił w Brukseli w ostatnich dwóch latach. Siłą rzeczy polskie spojrzenie o wiele bardziej skupione jest na tym, co robił wcześniej. Zwłaszcza po katastrofie w Smoleńsku - napisano o tym tak dużo, że nie ma sensu tego powtarzać. Tamte błędy są niewybaczalne i głośno wołają o sprawiedliwość - pewnie i przed trybunałem lub sądem.
Polski rząd, polska dyplomacja staną przed bardzo złożonym problemem - czy jesteśmy w stanie zapłacić cenę 2,5 roku trudnego (a nawet wrogiego) polityka w fotelu szefa Rady Europejskiej tylko po to, by móc wymierzyć sprawiedliwość Tuskowi? I czy na pewno jedno wyklucza drugie? To pytania otwarte, na które odpowiedzieć będzie musiał szef MSZ, premier, ministrowie. Na poziomie brukselskim - paradoksalnie - między Tuskiem i polskim rządem PiS jest dużo większa bliskość niż wobec przeciętnego chadeka czy socjalisty. Ale to tylko jeden z wątków. Tusk jest na tyle długo w polityce, że tych wątków jest więcej. To rzeczy nieporównywalne, trudno będzie to wszystko zbilansować, rozważyć „za” i „przeciw”.
Nie mówiąc już o tym, że Tusk może przedłużyć swoją kadencję bez wsparcia Polski. Do tej pory nie mamy bowiem twardego uzusu: dwa razy wybrano von Rompua, raz Tuska. Prawo tego nie blokuje - jeśli prezydencja (maltańska) zgłosi postulat przedłużenia kadencji Tuska, to obejdzie się zapewne nawet bez pytania o rekomendację Polski. Co innego, gdyby Tusk miał być nowym kandydatem - wówczas bez wsparcia rodzimego kraju trudno byłoby sobie wyobrazić taki wybór. Kontynuacja przejdzie jednak - zapewne - dość gładko.
Nie ma tu łatwych i zero-jedynkowych rad i rozwiązań. Najbliższe miesiące powinny być jednak okresem swobodnej, rzeczowej, a przy tym merytorycznej dyskusji o tym, jak powinien zachować się polski rząd. Emocje z pewnością są słabym doradcą.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Problem polityki migracyjnej to zresztą nie jedyny temat, jaki jest ważny z perspektywy Polski, biorąc pod uwagę kolejne 2,5 roku nowego (starego?) przewodniczącego Rady Europejskiej. To także wspólny rynek i jego kształt, swoboda przepływu pracy, przepływu usług. W wielu kwestiach linia podziału nadal przebiega na granicy wschód-zachód UE. I o ile poparcie Tuska dla polskich interesów nie jest dziś, delikatnie mówiąc, przesadnie głośne, to trzeba zastanowić się nad ewentualną alternatywą.
Ujazdowski: Zmiana na stanowisku szefa Rady Europejskiej będzie tylko na gorsze
Porównując bowiem politykę Tuska (wyłącznie tę w Brukseli) do różnych innych liderów europejskich, to jego stanowisko jest najbliższe Europie Środkowej. Być może zresztą nie wynika to z wielkiej troski o losy Polski czy V4, a ze zwykłego cynizmu i kalkulacji - Tusk wie przecież, że w końcu, prędzej czy później, będzie musiał wrócić do Polski. Ale jednak jego stanowisko jest dziś na tyle korzystne dla Warszawy, że możemy o nim dyskutować, walczyć o więcej, ale jednak nie musimy negować go w całości i zmagać się z fundamentalnym niezrozumieniem. Również dlatego Tusk cieszy się powszechnym poparciem krajów Grupy Wyszehradzkiej.
Altertanywą dla Tuska mogą być politycy otwarcie wrogo nastawieni do postulatów Europy Środkowo-Wschodniej. W brukselskich kuluarach mówi się o kandydaturze Martina Schulza; spekuluje się, że chętnie przesiadłby się z fotela szefa Parlamentu Europejsiego na stołek przewodniczącego Rady Europejskiej. Znając jego nastawienie: i w sprawie migrantów, i w ogólnym nastawieniu do Warszawy i konserwatywnego rządu, można być pewnym, że dogadać się z nim będzie niezmiernie trudno. W dość oczywisty sposób złapanie kontaktu jest dziś łatwiejsze z Tuskiem niż z każdym innym przeciętnym chadekiem czy socjalistą, którzy mają szanse na „tron” po Tusku. Możemy sobie zafundować 2,5 roku bardzo trudnej polityki - i to na własne życzenie.
Nie oznacza to jednak, że jedynym sensownym ruchem jest bezwarunkowe poparcie dla Donalda Tuska. Trudno oceniać jego politykę wyłącznie pod kątem tego, co robił w Brukseli w ostatnich dwóch latach. Siłą rzeczy polskie spojrzenie o wiele bardziej skupione jest na tym, co robił wcześniej. Zwłaszcza po katastrofie w Smoleńsku - napisano o tym tak dużo, że nie ma sensu tego powtarzać. Tamte błędy są niewybaczalne i głośno wołają o sprawiedliwość - pewnie i przed trybunałem lub sądem.
Polski rząd, polska dyplomacja staną przed bardzo złożonym problemem - czy jesteśmy w stanie zapłacić cenę 2,5 roku trudnego (a nawet wrogiego) polityka w fotelu szefa Rady Europejskiej tylko po to, by móc wymierzyć sprawiedliwość Tuskowi? I czy na pewno jedno wyklucza drugie? To pytania otwarte, na które odpowiedzieć będzie musiał szef MSZ, premier, ministrowie. Na poziomie brukselskim - paradoksalnie - między Tuskiem i polskim rządem PiS jest dużo większa bliskość niż wobec przeciętnego chadeka czy socjalisty. Ale to tylko jeden z wątków. Tusk jest na tyle długo w polityce, że tych wątków jest więcej. To rzeczy nieporównywalne, trudno będzie to wszystko zbilansować, rozważyć „za” i „przeciw”.
Nie mówiąc już o tym, że Tusk może przedłużyć swoją kadencję bez wsparcia Polski. Do tej pory nie mamy bowiem twardego uzusu: dwa razy wybrano von Rompua, raz Tuska. Prawo tego nie blokuje - jeśli prezydencja (maltańska) zgłosi postulat przedłużenia kadencji Tuska, to obejdzie się zapewne nawet bez pytania o rekomendację Polski. Co innego, gdyby Tusk miał być nowym kandydatem - wówczas bez wsparcia rodzimego kraju trudno byłoby sobie wyobrazić taki wybór. Kontynuacja przejdzie jednak - zapewne - dość gładko.
Nie ma tu łatwych i zero-jedynkowych rad i rozwiązań. Najbliższe miesiące powinny być jednak okresem swobodnej, rzeczowej, a przy tym merytorycznej dyskusji o tym, jak powinien zachować się polski rząd. Emocje z pewnością są słabym doradcą.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/312795-unijne-elity-mowia-dzis-jezykiem-kaczynskiego-a-co-z-tuskiem-czy-nie-bedzie-trzeba-przelknac-tej-zaby-i-poprzec-go-na-druga-kadencje?strona=2