Siłą czarnych marszy miała być ich apolityczność, otwartość i protest w tzw. słusznej sprawie. Ale czy tak jest w istocie? Spójrzmy na faktyczne intencje organizatorów czarnego protestu. O co chodzi Marcie Lempart i spółce z Ogólnopolskiego Komitetu Inicjatywnego Strajku Kobiet? Czy na pewno o „prawa kobiet”?
Intencje widać po hasłach planowanego na 24 października protestu. Aborcji na sztandarach nie ma. Obok nieokreślonego „NIE dla pogardy i przemocy wobec kobiet”, pod którym równie dobrze mogłyby się podpisać prolajferki i mitycznego na lewicy zaangażowania Kościoła w życie społeczne pojawia się bieżąca polityka. Bo co się nie podoba organizatorom czarnego protestu? Nie podobają się… planowane zmiany w edukacji. Tak, tak, zmiany w edukacji.
Niewątpliwie dotychczasowym sukcesem czarnego protestu była jego oddolność. Zdjęcia czarnych uczennic, pielęgniarek, miniprotestów w małych miejscowościach obiegły media. Dziś te osoby mają prawo czuć się oszukane. Bo co ma wspólnego aborcja z wygaszaniem gimnazjów, a prawa kobiet z dodatkowymi lekcjami historii? Tylko czekać aż czarne marsze wezmą w obronę Caracale. Innymi słowy Lempart i spółce – nazwijmy rzecz po imieniu – chodzi o bieżącą politykę. Awantura ma gonić awanturę. Nic ponadto. Gdybym miał się pokusić o ocenę napisałbym, że to taki ciąg dalszy niknącego KOD-u.
I pytanie na koniec: czy większość z 98 tys. protestujących trzy tygodnie temu kobiet na to pójdzie? Wątpliwe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/312669-dzis-protestujace-kobiety-maja-prawo-czuc-sie-oszukane-bo-co-ma-wspolnego-aborcja-z-wygaszaniem-gimnazjow