Za wszystko to, co złe podczas rządów PO-PSL odpowiada ten, kto to wyciąga i w ten sposób niszczy wizerunek Polski.
PSL i umowa CETA? Nie mają z tym nic wspólnego, chociaż negocjacje UE z Kanadą zakończyły się w sierpniu 2014 r. Hanna Gronkiewicz-Waltz i PO też nic wspólnego nie mają z patologiami w stolicy. A wręcz stali w awangardzie walki z nimi. PO i PSL ze sprawą zakupu śmigłowców Caracal mieli tylko tyle wspólnego, że zawarli świetną umowę. Ale że potem przez wiele miesięcy nikt nie negocjował offsetu, to już nie ich wina. Mieli przecież na głowie kampanię wyborczą. A poza tym ten offset był decydujący, więc zostawili sprawę PiS i nowemu rządowi. Sprawy wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego w październiku 2015 r. nie zostawili PiS, ale to dla jego dobra. Żeby partii Jarosława Kaczyńskiego nie korciło nieodpowiednio obsadzać zwolnione miejsca w TK. PO i PSL odważnie wzięły to na siebie i obsadziły na zapas. Podobnie jak Donald Tusk odważnie wziął na siebie to, co zaproponował Władimir Putin w sprawie wyjaśniania katastrofy smoleńskiej. A reszta to już wina Putina, a nie Tuska, skoro ówczesny premier Rosji wziął wszystko na siebie. Miejmy pretensje do Putina. Tusk tylko odważnie zrzucił na niego odpowiedzialność, więc niech obecny prezydent Rosji odpowiada i się tłumaczy. Bo tylko naiwnym się wydaje, że ktoś bierze władzę po to, żeby rządzić i odpowiadać za swoje decyzje lub ich brak, co czasem jest ważniejsze od podejmowania decyzji. Władzę bierze się po to, żeby ją mieć. I nic więcej – tak przynajmniej wynika z ośmiu lat rządów koalicji PO-PSL.
Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz ostrzega, że umowa CETA to „śmiertelne zagrożenie” i ma do tego pełne prawo. Kiedy prowadzono negocjacje, PSL wprawdzie wtedy w najlepsze rządziło razem z PO, a jego prezes Janusz Piechociński był wicepremierem i ministrem gospodarki, zaś Marek Sawicki ministrem rolnictwa (po drodze na jakiś czas zastąpił go Stanisław Kalemba – też z PSL), ale było przeciw. Tym bardziej że przecież nic nie wiedzieli, gdyż unijna biurokracja nie chciała im powiedzieć.
Kosiniak-Kamysz był wprawdzie członkiem rządu, ale cały rząd nic nie wiedział. Minister rolnictwa Sawicki nawet ostro protestował w sprawach, o których nic nie wiedział, ale wszystko to jak groch o ścianę. Koalicjant w rządzie, czyli PO też nic nie wiedziało, ale jest za. Zapewne to, czego nie widziało PSL było groźniejsze od tego, czego nie wiedziała PO, dlatego teraz taka rozbieżność. Generalnie PSL jest przeciw zawsze wtedy, gdy jest już po wszystkim. Wówczas partia z właściwym dystansem potrafi podejść do sprawy i osądzić. I wtedy zauważa wszystkie słabe strony, których nie sposób zauważyć, gdy się rządzi, bo ma się zajętą głowę. Co tylko pokazuje jak roztropnym i wartościowym koalicjantem jest partia ludowa, a nie obrotowym i do cna cynicznym – jak opowiadają zawistnicy („to nie ludzie, to wilki”).
W Warszawie Hanna Gronkiewicz-Waltz i PO zrozumiały, że strategii PSL jest odważna i słuszna, dlatego ją stosują. Prezydent stolicy i jednocześnie wiceprzewodnicząca PO nic nie mogła zrobić, bo prawo było złe. Apelowała do własnej partii rządzącej przez osiem lat i mającej wraz z PSL większość w Sejmie, ale co może wiceprzewodnicząca partii. Nic nie może, a to, że występowała na wszystkich imprezach swojej partii tak, jakby była w niej kimś ważnym, to tylko taka grzecznościowa konwencja.
A poza tym miała tyle do zrobienia w mieście, że gdzie miałaby czas na zajmowanie się takim marginesem jak złodziejska tzw. reprywatyzacja. Kiedy wszyscy zaczęli się czepiać, to zauważyła problem i przecież wtedy odważnie wywaliła z ratusza swego zastępcę Jacka Wojciechowicza. Wprawdzie on odpowiadał akurat za inwestycje, a nie za reprywatyzację, ale kto by się tam przejmował detalami. Wywaliła go, żeby w lud poszedł komunikat, iż walczy z patologiami. I poszedł, więc teraz może się skupić (razem z nowym wiceprezydentem Witoldem Pahlem – komisarzem Grzegorza Schetyny) na składaniu doniesień do prokuratury. Nie robiła tego w czasie rzeczywistym, gdy przestępstw dokonywano, bo perspektywa była za bliska, a wtedy słabo widać. Poza tym ona i jej partia nie chciały psuć obrazu Polski i Warszawy jako zielonej wyspy, a nawet nie przychodziło im do głowy, że pod rządami PO i HGW może dochodzić do patologii. To wszystko na pewno robiły krety PiS, które wyszły z nor, gdy ta partia wygrała w październiku 2015 r. wybory. I skoro krety wyszły, ona już wszystko widzi i spokojnie może donosić do prokuratury. A uwagi, że powinna donieść na siebie samą są głupie, bo jak może donieść, skoro o niczym nie wiedziała. Nie wiedziała nawet o tym, że jej mąż i córka odzyskali część kamienicy na Nowakowskiego 16, żeby szybko ją sprzedać. Skąd mogła wiedzieć, skoro była wtedy w Londynie? Teraz już wie z gazet, ale co więcej może zrobić poza wyrzuceniem wiceprezydenta Wojciechowicza, który za to wszystko nie odpowiadał.
Nie ma powodu czepiać się Hanny Gronkiewicz-Waltz, gdyż robiła tylko to, co jej szef w partii Donald Tusk, przypadkowo jednocześnie premier Polski przez siedem lat. On też padł ofiarą jakichś kretów, na pewno pisowskich, którzy skłonili go do zaufania Putinowi.
To znaczy najpierw Tusk ufał Putinowi w dobrej wierze, bo sądził, że ten został szczerym demokratą, a dopiero później okazało się, że jest inaczej. Ale dobrzy ludzie tak już mają, że ufają innym na zapas. Ale gdy już premier Tusk się zorientował, że z tym Putinem coś jest nie tak, natychmiast zareagował, wywalając w listopadzie 2013 r. z rządu m.in. minister sportu Joannę Muchę i minister nauki Barbarę Kudrycką. Czepianie się teraz Donalda Tuska, gdy jest wielkim człowiekiem Unii Europejskiej, to wyjątkowa małostkowość, szkodząca wizerunkowi Polski, bo przecież skoro został tym wielkim człowiekiem, trzeba na to chuchać i dmuchać, gdyż wielkich ludzi za dużo nie mamy. Zresztą w razie potrzeby Donald Tusk, tak jak Hanna Gronkiewicz-Waltz w Warszawie, może stanąć na czele sanacji i rozliczania błędów, gdyż najlepiej wie, jak się jej popełnia. A skoro wie, to one go nie obciążają. Jak mogą zresztą obciążać, skoro zajmował się wtedy tylko załatwianiem sobie (to znaczy Polsce) stanowiska wielkiego człowieka Europy, a nie jakimś głupim bieżącym rządzeniem? Tym bardziej że wywalił przecież z rządu Joannę Muchę.
cd na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Za wszystko to, co złe podczas rządów PO-PSL odpowiada ten, kto to wyciąga i w ten sposób niszczy wizerunek Polski.
PSL i umowa CETA? Nie mają z tym nic wspólnego, chociaż negocjacje UE z Kanadą zakończyły się w sierpniu 2014 r. Hanna Gronkiewicz-Waltz i PO też nic wspólnego nie mają z patologiami w stolicy. A wręcz stali w awangardzie walki z nimi. PO i PSL ze sprawą zakupu śmigłowców Caracal mieli tylko tyle wspólnego, że zawarli świetną umowę. Ale że potem przez wiele miesięcy nikt nie negocjował offsetu, to już nie ich wina. Mieli przecież na głowie kampanię wyborczą. A poza tym ten offset był decydujący, więc zostawili sprawę PiS i nowemu rządowi. Sprawy wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego w październiku 2015 r. nie zostawili PiS, ale to dla jego dobra. Żeby partii Jarosława Kaczyńskiego nie korciło nieodpowiednio obsadzać zwolnione miejsca w TK. PO i PSL odważnie wzięły to na siebie i obsadziły na zapas. Podobnie jak Donald Tusk odważnie wziął na siebie to, co zaproponował Władimir Putin w sprawie wyjaśniania katastrofy smoleńskiej. A reszta to już wina Putina, a nie Tuska, skoro ówczesny premier Rosji wziął wszystko na siebie. Miejmy pretensje do Putina. Tusk tylko odważnie zrzucił na niego odpowiedzialność, więc niech obecny prezydent Rosji odpowiada i się tłumaczy. Bo tylko naiwnym się wydaje, że ktoś bierze władzę po to, żeby rządzić i odpowiadać za swoje decyzje lub ich brak, co czasem jest ważniejsze od podejmowania decyzji. Władzę bierze się po to, żeby ją mieć. I nic więcej – tak przynajmniej wynika z ośmiu lat rządów koalicji PO-PSL.
Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz ostrzega, że umowa CETA to „śmiertelne zagrożenie” i ma do tego pełne prawo. Kiedy prowadzono negocjacje, PSL wprawdzie wtedy w najlepsze rządziło razem z PO, a jego prezes Janusz Piechociński był wicepremierem i ministrem gospodarki, zaś Marek Sawicki ministrem rolnictwa (po drodze na jakiś czas zastąpił go Stanisław Kalemba – też z PSL), ale było przeciw. Tym bardziej że przecież nic nie wiedzieli, gdyż unijna biurokracja nie chciała im powiedzieć.
Kosiniak-Kamysz był wprawdzie członkiem rządu, ale cały rząd nic nie wiedział. Minister rolnictwa Sawicki nawet ostro protestował w sprawach, o których nic nie wiedział, ale wszystko to jak groch o ścianę. Koalicjant w rządzie, czyli PO też nic nie wiedziało, ale jest za. Zapewne to, czego nie widziało PSL było groźniejsze od tego, czego nie wiedziała PO, dlatego teraz taka rozbieżność. Generalnie PSL jest przeciw zawsze wtedy, gdy jest już po wszystkim. Wówczas partia z właściwym dystansem potrafi podejść do sprawy i osądzić. I wtedy zauważa wszystkie słabe strony, których nie sposób zauważyć, gdy się rządzi, bo ma się zajętą głowę. Co tylko pokazuje jak roztropnym i wartościowym koalicjantem jest partia ludowa, a nie obrotowym i do cna cynicznym – jak opowiadają zawistnicy („to nie ludzie, to wilki”).
W Warszawie Hanna Gronkiewicz-Waltz i PO zrozumiały, że strategii PSL jest odważna i słuszna, dlatego ją stosują. Prezydent stolicy i jednocześnie wiceprzewodnicząca PO nic nie mogła zrobić, bo prawo było złe. Apelowała do własnej partii rządzącej przez osiem lat i mającej wraz z PSL większość w Sejmie, ale co może wiceprzewodnicząca partii. Nic nie może, a to, że występowała na wszystkich imprezach swojej partii tak, jakby była w niej kimś ważnym, to tylko taka grzecznościowa konwencja.
A poza tym miała tyle do zrobienia w mieście, że gdzie miałaby czas na zajmowanie się takim marginesem jak złodziejska tzw. reprywatyzacja. Kiedy wszyscy zaczęli się czepiać, to zauważyła problem i przecież wtedy odważnie wywaliła z ratusza swego zastępcę Jacka Wojciechowicza. Wprawdzie on odpowiadał akurat za inwestycje, a nie za reprywatyzację, ale kto by się tam przejmował detalami. Wywaliła go, żeby w lud poszedł komunikat, iż walczy z patologiami. I poszedł, więc teraz może się skupić (razem z nowym wiceprezydentem Witoldem Pahlem – komisarzem Grzegorza Schetyny) na składaniu doniesień do prokuratury. Nie robiła tego w czasie rzeczywistym, gdy przestępstw dokonywano, bo perspektywa była za bliska, a wtedy słabo widać. Poza tym ona i jej partia nie chciały psuć obrazu Polski i Warszawy jako zielonej wyspy, a nawet nie przychodziło im do głowy, że pod rządami PO i HGW może dochodzić do patologii. To wszystko na pewno robiły krety PiS, które wyszły z nor, gdy ta partia wygrała w październiku 2015 r. wybory. I skoro krety wyszły, ona już wszystko widzi i spokojnie może donosić do prokuratury. A uwagi, że powinna donieść na siebie samą są głupie, bo jak może donieść, skoro o niczym nie wiedziała. Nie wiedziała nawet o tym, że jej mąż i córka odzyskali część kamienicy na Nowakowskiego 16, żeby szybko ją sprzedać. Skąd mogła wiedzieć, skoro była wtedy w Londynie? Teraz już wie z gazet, ale co więcej może zrobić poza wyrzuceniem wiceprezydenta Wojciechowicza, który za to wszystko nie odpowiadał.
Nie ma powodu czepiać się Hanny Gronkiewicz-Waltz, gdyż robiła tylko to, co jej szef w partii Donald Tusk, przypadkowo jednocześnie premier Polski przez siedem lat. On też padł ofiarą jakichś kretów, na pewno pisowskich, którzy skłonili go do zaufania Putinowi.
To znaczy najpierw Tusk ufał Putinowi w dobrej wierze, bo sądził, że ten został szczerym demokratą, a dopiero później okazało się, że jest inaczej. Ale dobrzy ludzie tak już mają, że ufają innym na zapas. Ale gdy już premier Tusk się zorientował, że z tym Putinem coś jest nie tak, natychmiast zareagował, wywalając w listopadzie 2013 r. z rządu m.in. minister sportu Joannę Muchę i minister nauki Barbarę Kudrycką. Czepianie się teraz Donalda Tuska, gdy jest wielkim człowiekiem Unii Europejskiej, to wyjątkowa małostkowość, szkodząca wizerunkowi Polski, bo przecież skoro został tym wielkim człowiekiem, trzeba na to chuchać i dmuchać, gdyż wielkich ludzi za dużo nie mamy. Zresztą w razie potrzeby Donald Tusk, tak jak Hanna Gronkiewicz-Waltz w Warszawie, może stanąć na czele sanacji i rozliczania błędów, gdyż najlepiej wie, jak się jej popełnia. A skoro wie, to one go nie obciążają. Jak mogą zresztą obciążać, skoro zajmował się wtedy tylko załatwianiem sobie (to znaczy Polsce) stanowiska wielkiego człowieka Europy, a nie jakimś głupim bieżącym rządzeniem? Tym bardziej że wywalił przecież z rządu Joannę Muchę.
cd na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/312157-po-i-psl-szkodzily-przez-8-lat-polsce-a-hgw-przez-10-lat-warszawie-po-to-zeby-lepiej-widziec-bledy-nastepcow?strona=1