Aż strach przewidywać, co będzie dalej. Co też ci tyle lekkomyślni, co nieodpowiedzialni Polacy nawyczyniali! Najpierw przy urnach, których tym razem, podczas wyborów jakieś szwadrony obywatelskie postanowiły strzec, a potem przy państwowych biurkach, zajmowanych do tej pory przez zacnych, zatroskanych o losy swych bliskich, urzędników. Niektórzy z nich zasiadali tam od ośmiu lat, niektórzy jeszcze dłużej i komu przeszkadzało, by ów wspaniały stan zadowolenia i nasycenia trwał przez kolejne lata.
Pani Hanna G – W już ledwo odróżnia drzwi swego gabinetu od bramy wejściowej, bo przecież każdy straciłby ostrość widzenia ciągle wypatrując, czy aby na pewno chce je otworzyć ktoś z umiłowanych poddanych, czy też przedstawiciel wrogich sił z propozycją trudną do odrzucenia. Już pewnie nie pora na dowcipy o bliskim zatrzymaniu w ramach politycznej zemsty, wygłaszane przez samą zainteresowaną. Parodią rzeczywistości okazują się bowiem zaklęcia o wyjątkowej staranności i uporze, by sprawy na Ratuszu załatwiane były rzetelnie i zgodnie z interesem mieszkańców Warszawy. No, może zgodnie z interesem bliskiej sercu pewnej grupy obywateli stolicy. Dzisiejsi szambelani mają się świetnie, a może jeszcze lepiej, ale ich kres widać dość wyraźnie.
Nie dość na tym. Wkrótce kończy kadencję słynny od niedawna pan Andrzej. Na niektórych portalach obliczają już dni i godziny dzielące nas od stanu spoczynku tej wybitnej osobistości współżycia prawno–politycznego. Owo współżycie najbliższe jest pewnie lewemu łożu, ale to nie pierwszy, ani ostatni przypadek takiej kombinacji. Ponoć kończy też swój pracowity period nadredaktor Adam. Do niedawna ten nadredaktor prawie wszystkich redaktorów rządził niemal wszystkim. Nawet wydatkami obywateli, które kierowane były lawinowo, aby obejście nadredaktora tętniło życiem bogatym, by nie powiedzieć rozpasanym. W obejściu była wszelka racja polskiej prowincji, co oznacza, że wszelkie inne były tępione i ścigane bez zmiłowania i łaski. Oczywiście na koszt tępionych i ściganych. I tu szaleni Polacy dokonali wprost rewolucji. Ogromne przelewy na najwłaściwsze konto w kraju przestały płynąć. Gazeta coraz bardziej przypomina gazetkę ścienną, a wkrótce należy się także spodziewać runięcia ściany, do której jest przyklejona. Rozeszły się więc pogłoski o abdykacji nadredaktora, bo cóż to za nadredaktor bez nadkasy? Z tego powodu coraz mocniej bredzi. Jak choćby o holokauście, który miał pochłonąć rodziców, którym w powojennej komunie powodziło się znakomicie. I ten syn swych rodziców objaśnił dopiero co, że wypędzenie Niemców było zbrodnią. Nie chce zrozumieć, że wypędzenie było prostą konsekwencją wpędzenia.
My tu sobie krotochwilnie opisujemy doczesność, ale tak naprawdę to świat się kończy. Ktoś zapytał kiedyś Tuska – jak tu żyć? No, właśnie. Jak przyjdzie nam żyć? Bez pani Hanny, bez pana Andrzeja, pana Adama… Bez wielu ich szambelanów i halabardników. Bez ich wspaniałych, wzniosłych i ociekających prawdą idei. Ale się porąbało…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/311857-swiat-sie-konczy-final-ery-pani-hanny-pana-adama-pana-andrzeja-i-ich-bezrozumnych-ale-wiernych-wyznawcow