Oczywiście istnieje możliwość – i obawiam się, że nie jest możliwość całkiem prawdopodobna – że nie był to wypadek przy pracy, ale w pełni świadome rozegranie sprawy przez lidera partii rządzącej, którego ulubioną metodą uprawiania polityki pozostaje gra na maksymalną polaryzację. A nic jej tak doskonale nie zapewnia, jak niemożliwy do przezwyciężenia konflikt światopoglądowy.
Tak czy owak, polityka informacyjna jest absolutną porażką. Rząd i partia rządząca nie zadbały w najmniejszym stopniu o to, aby do świadomości przebiło się, że: projekt nie jest autorstwa PiS, ale organizacji pozarządowej; wniosek o odrzucenie projektu lewicowego złożyło Polskie Stronnictwo Ludowe, a nie PiS; Jarosław Kaczyński głosował za skierowaniem lewicowego projektu do dalszych prac. Wypowiedzi przedstawicieli partii i rządu były nieskoordynowane, od sasa do lasa. Z jednej strony napastliwi Waszczykowski i Brudziński, z drugiej tonujący Jaki. W sytuacji poważnego kryzysu wizerunkowego takie bezhołowie jest żenujące. Dopiero we wtorek obudził się ktoś w otoczeniu pani premier i stąd jej karcące uwagi pod adresem harcujących ministrów. Dobrze, ale za późno.
Porażkę ponieśli też wnioskodawcy. Okazali się całkowicie nieprzygotowani na kampanię chamskiej dezinformacji co do treści projektu, prowadzoną nie tylko przez organizujące protest lewactwo, ale też choćby przez Amnesty International. Stąd choćby powszechne przeświadczenie, że projekt zakazuje badań prenatalnych. Jeśli składa się w Sejmie maksymalnie kontrowersyjny projekt, doskonale wiedząc, że wybuchnie wokół niego karczemna awantura, należy mieć pod ręką specjalistów od piaru, piękną stronę internetową, wyjaśniającą wszystkie wątpliwości, setki tysięcy ulotek z głównymi założeniami projektu i wsparcie wielu innych organizacji, które mogą przyjść w sukurs, gdy idzie o kampanię informacyjną. Najlepiej zaś od razu przystąpić do organizacji demonstracji wsparcia dla swojej propozycji. Prawo do Życia nie zrobiło nic z tych rzeczy, podkładając rządzącym gorący kartofel i zostawiając ich z nim. To nie tylko brak profesjonalizmu, ale i odpowiedzialności. Działanie na zasadzie: wrzucimy granat i zobaczymy, co się stanie. Ale jakby co, to mamy gdzie się schować. Dziś nikt nie pamięta o tym, że projekt wzmocnienia ochrony życia zebrał pół miliona podpisów (dwa razy więcej niż projekt lewacki), bo zostało to całkowicie przyćmione przez czarny protest. I to jest zadziwiająca wręcz porażka środowisk, które zawsze – jak się wydawało – były dobrze zorganizowane i prężne.
Projekt organizacji Prawo do Życia nie jest – wbrew przyjętej przez lewicę narracji – fanatyczny. Jest wewnętrznie całkowicie spójny i logiczny. Jego założenia wynikają w oczywisty sposób ze światopoglądu jego projektodawców.
Ale polityka to sztuka pragmatyzmu. Pragmatyczni politycy konserwatywnego nurtu, podobnie zresztą jak znaczna część polskich biskupów, doskonale rozumieją, że naruszenie istniejącej ustawy to niemal pewna skrajna jej liberalizacja w przyszłości, gdyby do władzy doszła lewica. Zakulisowe wypowiedzi niektórych hierarchów nie pozostawiają wątpliwości, że dostrzegają niebezpieczeństwo i nie są zachwyceni projektem prolajferów Dzierżawskiego. Stąd absurdalna jest głoszona przez lewicę teza, że działanie PiS w tej sprawie to spłacanie długów wobec Kościoła. To bzdura.
Pozostaje mieć nadzieję, że wygra pragmatyzm, sytuację uda się uratować, a w centrum uwagi ponownie znajdą się sprawy naprawdę pilne.
Książka, którą trzeba przeczytać! „Eugenika i inne zło” - Gilbert Keith Chesterton. Do kupienia „wSklepiku.pl”!

Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Oczywiście istnieje możliwość – i obawiam się, że nie jest możliwość całkiem prawdopodobna – że nie był to wypadek przy pracy, ale w pełni świadome rozegranie sprawy przez lidera partii rządzącej, którego ulubioną metodą uprawiania polityki pozostaje gra na maksymalną polaryzację. A nic jej tak doskonale nie zapewnia, jak niemożliwy do przezwyciężenia konflikt światopoglądowy.
Tak czy owak, polityka informacyjna jest absolutną porażką. Rząd i partia rządząca nie zadbały w najmniejszym stopniu o to, aby do świadomości przebiło się, że: projekt nie jest autorstwa PiS, ale organizacji pozarządowej; wniosek o odrzucenie projektu lewicowego złożyło Polskie Stronnictwo Ludowe, a nie PiS; Jarosław Kaczyński głosował za skierowaniem lewicowego projektu do dalszych prac. Wypowiedzi przedstawicieli partii i rządu były nieskoordynowane, od sasa do lasa. Z jednej strony napastliwi Waszczykowski i Brudziński, z drugiej tonujący Jaki. W sytuacji poważnego kryzysu wizerunkowego takie bezhołowie jest żenujące. Dopiero we wtorek obudził się ktoś w otoczeniu pani premier i stąd jej karcące uwagi pod adresem harcujących ministrów. Dobrze, ale za późno.
Porażkę ponieśli też wnioskodawcy. Okazali się całkowicie nieprzygotowani na kampanię chamskiej dezinformacji co do treści projektu, prowadzoną nie tylko przez organizujące protest lewactwo, ale też choćby przez Amnesty International. Stąd choćby powszechne przeświadczenie, że projekt zakazuje badań prenatalnych. Jeśli składa się w Sejmie maksymalnie kontrowersyjny projekt, doskonale wiedząc, że wybuchnie wokół niego karczemna awantura, należy mieć pod ręką specjalistów od piaru, piękną stronę internetową, wyjaśniającą wszystkie wątpliwości, setki tysięcy ulotek z głównymi założeniami projektu i wsparcie wielu innych organizacji, które mogą przyjść w sukurs, gdy idzie o kampanię informacyjną. Najlepiej zaś od razu przystąpić do organizacji demonstracji wsparcia dla swojej propozycji. Prawo do Życia nie zrobiło nic z tych rzeczy, podkładając rządzącym gorący kartofel i zostawiając ich z nim. To nie tylko brak profesjonalizmu, ale i odpowiedzialności. Działanie na zasadzie: wrzucimy granat i zobaczymy, co się stanie. Ale jakby co, to mamy gdzie się schować. Dziś nikt nie pamięta o tym, że projekt wzmocnienia ochrony życia zebrał pół miliona podpisów (dwa razy więcej niż projekt lewacki), bo zostało to całkowicie przyćmione przez czarny protest. I to jest zadziwiająca wręcz porażka środowisk, które zawsze – jak się wydawało – były dobrze zorganizowane i prężne.
Projekt organizacji Prawo do Życia nie jest – wbrew przyjętej przez lewicę narracji – fanatyczny. Jest wewnętrznie całkowicie spójny i logiczny. Jego założenia wynikają w oczywisty sposób ze światopoglądu jego projektodawców.
Ale polityka to sztuka pragmatyzmu. Pragmatyczni politycy konserwatywnego nurtu, podobnie zresztą jak znaczna część polskich biskupów, doskonale rozumieją, że naruszenie istniejącej ustawy to niemal pewna skrajna jej liberalizacja w przyszłości, gdyby do władzy doszła lewica. Zakulisowe wypowiedzi niektórych hierarchów nie pozostawiają wątpliwości, że dostrzegają niebezpieczeństwo i nie są zachwyceni projektem prolajferów Dzierżawskiego. Stąd absurdalna jest głoszona przez lewicę teza, że działanie PiS w tej sprawie to spłacanie długów wobec Kościoła. To bzdura.
Pozostaje mieć nadzieję, że wygra pragmatyzm, sytuację uda się uratować, a w centrum uwagi ponownie znajdą się sprawy naprawdę pilne.
Książka, którą trzeba przeczytać! „Eugenika i inne zło” - Gilbert Keith Chesterton. Do kupienia „wSklepiku.pl”!

Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/310776-czarny-protest-czyli-taktyczna-i-wizerunkowa-porazka-rzadu-i-obroncow-zycia?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.