Nie istnieje jakaś linia postępu, której ukoronowaniem jest przyzwolenie na aborcję jako cywilizacyjne osiągnięcie, choć istnieje taka praktyka. Ale między jednym a drugim nie ma logicznego związku czy jakiejś formy wynikania. Nie istnieje też jeden obowiązujący powszechnie zespół norm definiujących kształt rozwoju społecznego, którego ukoronowaniem miałoby być powszechne i praktycznie nieograniczone prawo do aborcji. Oczywiście różne lewicowe i liberalne środowiska uważają, że takie powszechne normy istnieją, ale przecież to tylko postulat, i to mimo istnienia tego typu praktyk w różnych państwach. Zaprzeczanie istnienia takich powszechnych norm nie oznacza barbarzyństwa, o co wiele uczestniczek protestów oskarżało konserwatywnych polityków, lecz jest opowiedzeniem się za pewnymi wartościami. Równoprawne jest przecież nazywanie barbarzyństwem stanowiska przeciwnego, czyli bardzo liberalnego, jeśli chodzi o aborcję. Pojęcie „barbarzyństwo” jest tu tylko epitetem.
Trzecia sprawa to tzw. prawa kobiet. Przez te prawa uważa się to, co wyliczają i czego się domagają różne deklaracje i konwencje ONZ, różne regulacje Unii Europejskiej czy Rady Europy oraz ustawodawstwa krajowe dotyczące m.in. uprawnień socjalnych czy prawa pracy. Zasadniczo chodzi o to, żeby kobiety nie były w żaden sposób dyskryminowane, co na przykład w polskim prawie od dawna jest oczywistością i standardem. Na poziomie konstytucji RP nie ma więc czegoś takiego jak specjalne prawa kobiet, bo wystarczy zasada równości, a wówczas prawa są uniwersalnie (lex generalis) i nie ma lex specialis dotyczącego tylko kobiet bądź tylko mężczyzn. W tym sensie prawo do aborcji nie jest nie tylko prawem człowieka, ale i jednym z praw kobiet.
Oczywiście istnieją różne szczegółowe regulacje dotyczące aborcji, bo jest ona przedmiotem zainteresowania prawa i kodeksów, ale nie czyni to z aborcji lex specialis czy prawa z katalogu pod nazwą „prawa kobiet”. Byłoby tak, gdyby kobietę traktować wyłącznie jak „ciało” (moje) czy „macicę” (moją), zaś „embrion”, „płód” czy „dziecko” jak część kobiecego ciała czy jej macicy. Ale to, jak już o tym napisałem wcześniej, oznaczałoby przekreślenie ustaleń biologii oraz wyrzucenie do kosza całej kultury, moralności, całej sfery symbolicznej czy też sfery duchowości. I wtedy żadne regulacje prawne byłyby niepotrzebne, bo prawo nie dotyczy ciała czy macicy, lecz człowieka, i to nie jako organizmu. I to by było na tyle - jak powiedziałby nieoceniony prof. Jan Tadeusz Stanisławski.
Książka, którą trzeba przeczytać! „Eugenika i inne zło” - Gilbert Keith Chesterton. Do kupienia „wSklepiku.pl”!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nie istnieje jakaś linia postępu, której ukoronowaniem jest przyzwolenie na aborcję jako cywilizacyjne osiągnięcie, choć istnieje taka praktyka. Ale między jednym a drugim nie ma logicznego związku czy jakiejś formy wynikania. Nie istnieje też jeden obowiązujący powszechnie zespół norm definiujących kształt rozwoju społecznego, którego ukoronowaniem miałoby być powszechne i praktycznie nieograniczone prawo do aborcji. Oczywiście różne lewicowe i liberalne środowiska uważają, że takie powszechne normy istnieją, ale przecież to tylko postulat, i to mimo istnienia tego typu praktyk w różnych państwach. Zaprzeczanie istnienia takich powszechnych norm nie oznacza barbarzyństwa, o co wiele uczestniczek protestów oskarżało konserwatywnych polityków, lecz jest opowiedzeniem się za pewnymi wartościami. Równoprawne jest przecież nazywanie barbarzyństwem stanowiska przeciwnego, czyli bardzo liberalnego, jeśli chodzi o aborcję. Pojęcie „barbarzyństwo” jest tu tylko epitetem.
Trzecia sprawa to tzw. prawa kobiet. Przez te prawa uważa się to, co wyliczają i czego się domagają różne deklaracje i konwencje ONZ, różne regulacje Unii Europejskiej czy Rady Europy oraz ustawodawstwa krajowe dotyczące m.in. uprawnień socjalnych czy prawa pracy. Zasadniczo chodzi o to, żeby kobiety nie były w żaden sposób dyskryminowane, co na przykład w polskim prawie od dawna jest oczywistością i standardem. Na poziomie konstytucji RP nie ma więc czegoś takiego jak specjalne prawa kobiet, bo wystarczy zasada równości, a wówczas prawa są uniwersalnie (lex generalis) i nie ma lex specialis dotyczącego tylko kobiet bądź tylko mężczyzn. W tym sensie prawo do aborcji nie jest nie tylko prawem człowieka, ale i jednym z praw kobiet.
Oczywiście istnieją różne szczegółowe regulacje dotyczące aborcji, bo jest ona przedmiotem zainteresowania prawa i kodeksów, ale nie czyni to z aborcji lex specialis czy prawa z katalogu pod nazwą „prawa kobiet”. Byłoby tak, gdyby kobietę traktować wyłącznie jak „ciało” (moje) czy „macicę” (moją), zaś „embrion”, „płód” czy „dziecko” jak część kobiecego ciała czy jej macicy. Ale to, jak już o tym napisałem wcześniej, oznaczałoby przekreślenie ustaleń biologii oraz wyrzucenie do kosza całej kultury, moralności, całej sfery symbolicznej czy też sfery duchowości. I wtedy żadne regulacje prawne byłyby niepotrzebne, bo prawo nie dotyczy ciała czy macicy, lecz człowieka, i to nie jako organizmu. I to by było na tyle - jak powiedziałby nieoceniony prof. Jan Tadeusz Stanisławski.
Książka, którą trzeba przeczytać! „Eugenika i inne zło” - Gilbert Keith Chesterton. Do kupienia „wSklepiku.pl”!
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/310688-po-czarnym-protescie-nie-sprowadzajcie-kobiet-do-ciala-macicy-czy-krowy-rozrodczej?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.