Dawno temu Adam Michnik w przebłysku proroczego natchnienia powiedział o Lechu Wałęsie, że „z symbolu polskiej demokracji stał się jej groteskową karykaturą”. To akurat była święta prawda i nic się nie zmieniło do dzisiaj, jeśli chodzi o Wałęsę w kontekście demokracji. Z tym tylko, że były przywódca Solidarności nigdy nie miał nawet zielonego pojęcia czym jest demokracja, o co w niej chodzi i dlaczego elity nakazują nam ją kochać.
Pamiętamy jego brednie w stylu, że „miała być demokracja, a tu każdy robi, co chce”. Zatem Wałęsa stał się groteskową karykaturą dlatego, że jako kompletnego ignoranta w tej dziedzinie wypromowano go na ikonę demokratycznej transformacji. To czym niby miał się stać, jeśli nawet nie wiedział, o czym bredzi?
Dzisiaj Michnik promuje KOD na zdrową siłę narodu, a Mateusza Kijowskiego na przywódcę antypisowskiej opozycji, przeciwko rzekomo totalitarnej władzy:
Spontaniczne zrodzenie się Komitetu Obrony Demokracji jest fenomenem, który będzie kiedyś opisywany tak jak zrodzenie się „Solidarności”.
Zapewne jakoś będzie opisywana geneza KOD, lecz historycy wskażą fundamentalną różnicę, a mianowicie, że Michnik nie siedział wtedy w więzieniu, a popierane przezeń środowisko straciło władzę w rezultacie wolnych i demokratycznych wyborów. Ten fakt na pewno da sporo do myślenia przyszłym pokoleniom.
Jedno trzeba przyznać, że jeśli chodzi o podobieństwo tych epok, to ciężar frazy i myśli Kijowskiego jako żywo przypomina Wałęsę. Niedawno lider KOD oświadczył, że „skoro Kaczyński gdzieś zacytował Stalina, to nie powinno dziwić porównywanie go do niego”. Dopiero co plótł o zejściu do podziemia wzorem Armii Krajowej. Przecież to jest osobowość na miarę Misia Puchatka lub Ani z Zielonego Wzgórza i Michnik musi mieć tego świadomość. Można bowiem wymienić mnóstwo wybitnych ludzi, także wśród serdecznych przyjaciół Michnika oraz jego samego, którzy w różnych sytuacjach, celach i kontekstach cytowali Stalina, Hitlera, Lenina czy Goebbelsa i nikomu o zdrowych zmysłach nie przyszło do głowy, żeby z tego powodu porównywać ich do wyżej wymienionych ludobójców.
Zważywszy jednak, że Michnik idiotą nie jest, a sam snuje analogie do putinizmu i hitleryzmu w kontekście osoby Jarosława Kaczyńskiego, to można przypuszczać, że jest mentorem Kijowskiego w tej materii, bo przecież nie odwrotnie. Zatem mamy tu do czynienia z celowym sprowadzaniem obrazu demokracji do groteskowej karykatury, w której ikoną praworządności ma być chłopek roztropek zalegający przez lata z płaceniem alimentów na dzieci, a na rzekomo demokratycznych sztandarach widnieje prezes Trybunału Konstytucyjnego, który wspólnie z partią rządzącą napisał niekonstytucyjną ustawę przeciwko opozycji.
Istnieje jednak jeszcze bardziej fundamentalna różnica pomiędzy początkiem transformacji solidarnościowej i powstaniem KOD. Otóż środowisko Michnika straciło przemożny wpływ na społeczeństwo, którym dysponowało dziesiątki lat. Wybory dzisiaj wygrywa partia występująca pod hasłami zmiany stanu rzeczy, którego symbolami stały się rządy banksterów, szalbiercze kredyty frankowe i polisolokaty, dzika reprywatyzacja w Warszawie. Pośród mnogości innych, afera Amber Gold, gdzie oszust latami okradał ludzi, działając pod przykrywką instytucji państwa. Także mętna filozofia ciepłej wody w kranie, usprawiedliwiająca paraliż państwa przez dwie kadencje.
Co więcej, zwycięska partia Kaczyńskiego dotrzymuje obietnic wyborczych, przywraca godność całym grupom społecznym, dotychczas przez elity III RP celowo wykluczanym z obszaru dobrodziejstw transformacji ustrojowej. Zapewnia bezpieczeństwo obywatelom i likwiduje patologie gospodarcze. Blokuje napływ islamskich terrorystów. Żywo reaguje na zło we własnych szeregach.
W zderzeniu z tym fenomenem polskiej demokracji, zadeklarowany przez Michnika fenomen demokracji w postaci KOD jawi się jak wizja człowieka w malignie, który został przejechany na pasach przez ciężarną zakonnicę. Michnik nie rozumie albo nie przyjmuje do wiadomości, że po ostatnich wyborach ludzie dostali do rąk prosty instrument do oceny wiarygodności polityków i środowisk opiniotwórczych. Już nie zestawiają słów i deklaracji, lecz konkretne czyny, decyzje, posunięcia władzy w relacji do siebie. Już nie chcą porównywać haseł jednych polityków do haseł innych polityków. Ludzie poczuli demokrację, także w kieszeniach. To jest argument jak skała. KOD zaś jest postrzegany jako weekendowa granda na ulicach, która ma przełożenie wyłącznie na ambicje politykierów i zranionych do żywego mięsa inżynierów społecznych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/310279-czego-nie-chce-przyjac-do-wiadomosci-inzynier-adam-michnik
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.