Cezary Skwara, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie porównał Jarosława Kaczyńskiego do Hitlera. Teraz przeprasza, ale nie za siebie, co to, to nie! Skwara przeprasza, ponieważ jego wpis na TT „został zinterpretowany niezgodnie z jego intencją”. Czyli w zasadzie sędzia przeprasza za nas tępaków, którzy nie zrozumieliśmy jego finezyjnej myśli.
To najnowszy element tej mozaiki sędziowskiej, która od dłuższego czasu wyłania na widok publiczny, ku zdumieniu nas prostaczków. Zaledwie kilka dni temu sędzina Irena Kamińska wyjawiła, że należy do „nadzwyczajnej kasty ludzi”, jaką jest według niej środowisko sędziowskie. Bez zażenowania i zmrużenia oka, a nikt ze zgromadzonych na kongresie sędziów nie zgłosił zdania odrębnego. Oni zapewne naprawdę tak uważają w swojej masie, że są jakimiś nadludźmi.
Aktualnie ślimaczy się dochodzenie w sprawie sędziego Wojciecha Łączewskiego, który niepomny na zadekretowaną apolityczność sędziów, usiłował spiskować przeciwko rządowi wespół ze znanym dziennikarzem. Na jego nieszczęście pod żurnalistę podszywał się inny dziennikarz. W efekcie tej prowokacji dziennikarskiej sędzia Łączewski na oczach publiczności stracił cnotę sędziowską i środowisko ma poważny problem, co zrobić z tym fantem.
Sędzia Rzepliński w kuriozalnym wywiadzie zwierza się, że w życiu kieruje się „wolnościami z Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka”. Ciekawe która z tych wolności skłoniła go w swoim czasie do wstąpienia w szeregi PZPR, partii, która odgrywała przewodnią rolę w totalitarnym, bolszewickim systemie? Rzepliński tego nie powiedział, a dziennikarz skwapliwie przemilczał ów bijący w oczy dysonans pomiędzy deklaracjami sędziego Rzeplińskiego, a jego życiową praktyką.
Warszawscy sędziowie wnieśli wielki wkład w powodzenie dzikiej reprywatyzacji w stolicy. Ochoczo klepali najdziksze pomysły cwanych i sprzedajnych pełnomocników. To dzięki warszawskim sędziom możliwy był złodziejski proceder na taką skalę w Warszawie. I chyba nikt nie uwierzy, że robili to za darmo, bo nikt za darmo nie robi z siebie idioty przyzwalającego na horrendalne pomysły adwokatów.
Dzięki kolejnym elementom wspomnianej mozaiki widzimy prawdziwy obraz środowiska sędziowskiego, tej „nadzwyczajnej kasty ludzi”, która jest faktycznie nadzwyczajna w kontekście licznych przywilejów i beneficjów, włącznie z nietykalnością, jakimi się otoczyła. Tymczasem obraz mozaiki pokazuje przeraźliwą zwyczajność. Sędziowie kłamią, kombinują, oszukują, manipulują, podlizują się władzy i przełożonym. Można ich skorumpować, przekabacić, sprowadzić na manowce, wciągnąć w politykę.
Niektórzy są naiwni, inni usłużni, lekkomyślni, także prymitywni, zadufani, aroganccy. Mają ciąg na kasę, na szkło, na władzę. Bywają celebrytami, cwaniakami, durniami, bufonami. Jedni mądrzejsi, inni głupsi; uczciwi i krętacze; prawdomówni i kłamcy. Zwyczajni ludzie. Żadna kasta. Pytanie brzmi, czy w takim razie niezawisłość i niezależność sędziowska służy państwu prawa, czy wyłącznie sędziom?
W najnowszym „wSieci”: W co gra sędzia Łączewski? Dlaczego myli tropy i przedłuża śledztwo? Czy powinien usłyszeć zarzuty? Przeczytaj koniecznie!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/309673-sedziowie-zwyczajni-jak-ludzie-zadna-nadzwyczajna-kasta-czemu-w-takim-razie-sluzy-ich-praktyczna-bezkarnosc