Normalnie taka informacja byłaby czymś bezwzględnie pozytywnym i dobrze ocenianym z polskiego punktu widzenia. Ale w wypadku Radosława Sikorskiego normalność i polski punkt widzenia to od jakiegoś czasu kwestie tak niezależne od obiektywnych kryteriów, że właściwie niemożliwe do zastosowania. A wiadomość jest taka, że Radosław Sikorski został doradcą (i to starszym) ds. europejskich w think tanku Eurasia Group. Prezesem i założycielem Eurasia Group jest Ian Bremmer, amerykański politolog, profesor New York University, specjalista do spraw ryzyka w polityce. Sikorski zyska tym samym dodatkowe możliwości głoszenia swoich poglądów, tym bardziej że Eurasia Group ma biura w Waszyngtonie, Nowym Jorku, San Francisco, Londynie, Tokio i Sao Paulo.
A te jego poglądy są takie, że Polska jest negatywnym wzorem wszystkiego, jeśli nie rządzą nią aktualni koledzy Sikorskiego. I tak Sikorski miał już wiele złego do powiedzenia o Polsce pod rządami PiS, podobnie jak jego żona Anne Applebaum, mająca znacznie większe od niego wpływy w USA, Wielkiej Brytanii i generalnie na Zachodzie, mimo że to Sikorski był przez lata ministrem spraw zagranicznych. Pewnie zresztą posada u Bremmera jest też jej zasługą. I ten duet zyskuje kolejne miejsce do głoszenia swojej wizji strasznej Polski pod pisowskim butem, bo inaczej o obecnym rządzie i prezydencie Sikorscy mówić i pisać nie potrafią. I mimo mizdrzenia się oraz krygowania byłego szefa MSZ, że on jest tylko małym misiem, destrukcyjna moc jego oraz żony jest całkiem pokaźna, czego przykłady widać każdego tygodnia w lewicowo-liberalnych mediach na Zachodzie.
Sikorski należy do tych osób z kręgu dyplomacji i polityki III RP, które interes Polski postrzegają wyłącznie partyjnie i pod kątem własnych preferencji oraz wizji, a przede wszystkim fobii i obsesji. Jeśli bardzo trudno sobie wyobrazić byłych ministrów spraw zagranicznych USA, Kanady, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji czy Włoch, którzy równaliby z glebą swoich krajowych odpowiedników z innych politycznych opcji, to w wypadku Sikorskiego trudno sobie wyobrazić standardowe na Zachodzie postępowanie. Człowiekowi wielokrotnie deklarującemu się jako antykomunista wielokrotnie bliżej było do postkomunistycznych szefów MSZ w III RP, w tym do agentów komunistycznej bezpieki, niż do ludzi obozu IV RP. Te antykomunistyczne deklaracje brzmią więc równie wiarygodnie, jak to, że Sikorski nie ma obsesji na punkcie Jarosława Kaczyńskiego. Nowa fucha Sikorskiego w Eurasia Group oznacza zatem, że będzie swoje fobie i obsesje propagował na kolejnych forach. Jakby za mało było tych, na których dotychczas się z nimi obnosił. Jakiekolwiek indywidualne sukcesy i stanowiska dla Sikorskiego to od pewnego czasu obiektywnie kłopoty dla Polski, bo przecież rządy mają ciągłość, jeśli chodzi o narodowe interesy. Mąż Anne Applebaum nie dokopuje zatem władzom z PiS, lecz najzwyczajniej władzom RP, czyli także interesom Polski. On oczywiście to doskonale rozumie, tylko uważa, że robi dobrze. Czyli im bardziej dokopuje, tym lepiej.
Oddzielanie interesu Polski od konkretnego, nielubianego rządu to specjalność właściwie wszystkich przedstawicieli naszego państwa w międzynarodowych instytucjach w ostatnich latach. Tym bardziej więc mamy z tym do czynienia w wypadku byłych wysokich przedstawicieli polskich władz, takich jak Radosław Sikorski. Na każdym kroku takie rozdzielenie widzimy w tym, co w Brukseli robi przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, w końcu przez siedem lat premier RP. W zasadzie nigdy nie dał on po sobie poznać, że jako szef Rady Europejskiej kiedykolwiek po objęciu władzy przez PiS wspierał polskie interesy narodowe reprezentowane przez rząd Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudę. Tusk zachowuje się tak, jakby nigdy z Polską nie miał nic wspólnego. Tym bardziej nie sposób się spodziewać rozumienia czy wspierania polskich interesów przez komisarz Elżbietę Bieńkowską, którą Tusk pańskim gestem i bez żadnych merytorycznych powodów wyniósł na wysoką posadę. Potwierdza to także przedstawiciel Polski w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej Marek Safjan, który jest właściwie liderem sędziowskiej czy szerzej prawniczej opozycji wobec władz RP, a nie zdystansowanym reprezentantem polskiego państwa w Luksemburgu. Podobnie jest zresztą z Krzysztofem Wojtyczkiem, wysłanym w imieniu Polski do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, a faktycznie będącym łącznikiem Marka Safjana i prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Normalnie taka informacja byłaby czymś bezwzględnie pozytywnym i dobrze ocenianym z polskiego punktu widzenia. Ale w wypadku Radosława Sikorskiego normalność i polski punkt widzenia to od jakiegoś czasu kwestie tak niezależne od obiektywnych kryteriów, że właściwie niemożliwe do zastosowania. A wiadomość jest taka, że Radosław Sikorski został doradcą (i to starszym) ds. europejskich w think tanku Eurasia Group. Prezesem i założycielem Eurasia Group jest Ian Bremmer, amerykański politolog, profesor New York University, specjalista do spraw ryzyka w polityce. Sikorski zyska tym samym dodatkowe możliwości głoszenia swoich poglądów, tym bardziej że Eurasia Group ma biura w Waszyngtonie, Nowym Jorku, San Francisco, Londynie, Tokio i Sao Paulo.
A te jego poglądy są takie, że Polska jest negatywnym wzorem wszystkiego, jeśli nie rządzą nią aktualni koledzy Sikorskiego. I tak Sikorski miał już wiele złego do powiedzenia o Polsce pod rządami PiS, podobnie jak jego żona Anne Applebaum, mająca znacznie większe od niego wpływy w USA, Wielkiej Brytanii i generalnie na Zachodzie, mimo że to Sikorski był przez lata ministrem spraw zagranicznych. Pewnie zresztą posada u Bremmera jest też jej zasługą. I ten duet zyskuje kolejne miejsce do głoszenia swojej wizji strasznej Polski pod pisowskim butem, bo inaczej o obecnym rządzie i prezydencie Sikorscy mówić i pisać nie potrafią. I mimo mizdrzenia się oraz krygowania byłego szefa MSZ, że on jest tylko małym misiem, destrukcyjna moc jego oraz żony jest całkiem pokaźna, czego przykłady widać każdego tygodnia w lewicowo-liberalnych mediach na Zachodzie.
Sikorski należy do tych osób z kręgu dyplomacji i polityki III RP, które interes Polski postrzegają wyłącznie partyjnie i pod kątem własnych preferencji oraz wizji, a przede wszystkim fobii i obsesji. Jeśli bardzo trudno sobie wyobrazić byłych ministrów spraw zagranicznych USA, Kanady, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji czy Włoch, którzy równaliby z glebą swoich krajowych odpowiedników z innych politycznych opcji, to w wypadku Sikorskiego trudno sobie wyobrazić standardowe na Zachodzie postępowanie. Człowiekowi wielokrotnie deklarującemu się jako antykomunista wielokrotnie bliżej było do postkomunistycznych szefów MSZ w III RP, w tym do agentów komunistycznej bezpieki, niż do ludzi obozu IV RP. Te antykomunistyczne deklaracje brzmią więc równie wiarygodnie, jak to, że Sikorski nie ma obsesji na punkcie Jarosława Kaczyńskiego. Nowa fucha Sikorskiego w Eurasia Group oznacza zatem, że będzie swoje fobie i obsesje propagował na kolejnych forach. Jakby za mało było tych, na których dotychczas się z nimi obnosił. Jakiekolwiek indywidualne sukcesy i stanowiska dla Sikorskiego to od pewnego czasu obiektywnie kłopoty dla Polski, bo przecież rządy mają ciągłość, jeśli chodzi o narodowe interesy. Mąż Anne Applebaum nie dokopuje zatem władzom z PiS, lecz najzwyczajniej władzom RP, czyli także interesom Polski. On oczywiście to doskonale rozumie, tylko uważa, że robi dobrze. Czyli im bardziej dokopuje, tym lepiej.
Oddzielanie interesu Polski od konkretnego, nielubianego rządu to specjalność właściwie wszystkich przedstawicieli naszego państwa w międzynarodowych instytucjach w ostatnich latach. Tym bardziej więc mamy z tym do czynienia w wypadku byłych wysokich przedstawicieli polskich władz, takich jak Radosław Sikorski. Na każdym kroku takie rozdzielenie widzimy w tym, co w Brukseli robi przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, w końcu przez siedem lat premier RP. W zasadzie nigdy nie dał on po sobie poznać, że jako szef Rady Europejskiej kiedykolwiek po objęciu władzy przez PiS wspierał polskie interesy narodowe reprezentowane przez rząd Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudę. Tusk zachowuje się tak, jakby nigdy z Polską nie miał nic wspólnego. Tym bardziej nie sposób się spodziewać rozumienia czy wspierania polskich interesów przez komisarz Elżbietę Bieńkowską, którą Tusk pańskim gestem i bez żadnych merytorycznych powodów wyniósł na wysoką posadę. Potwierdza to także przedstawiciel Polski w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej Marek Safjan, który jest właściwie liderem sędziowskiej czy szerzej prawniczej opozycji wobec władz RP, a nie zdystansowanym reprezentantem polskiego państwa w Luksemburgu. Podobnie jest zresztą z Krzysztofem Wojtyczkiem, wysłanym w imieniu Polski do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, a faktycznie będącym łącznikiem Marka Safjana i prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/309027-sikorski-dostal-nowa-fuche-i-nowe-mozliwosci-obsmarowywania-polski-pod-rzadami-pis-i-nie-jest-w-tym-osamotniony?strona=1