Nie, nie ma na to mojej zgody. I nie będzie. Wszelkie postulaty, żądania i rezolucje w sprawie ustąpienia Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska prezydenta Warszawy uważam za wołania zupełnie nieprzemyślane, pozbawione politycznego polotu, grzebiące demokratyczne praktyki i wręcz szkodliwe z uwagi na dotychczasowe, acz epokowe jej osiągnięcia.
Hanna G-W już u zarania swej ogromnej kariery wiedziała jak się zachować, by droga ku jej szczęśliwej przyszłości nie wydłużała się bez końca i zmierzała we właściwym kierunku. Jako jedna z pierwszych poznała się na talentach Lecha Wałęsy i nie bacząc na to, że właśnie on najmocniej przyczynił się do przekazania jej gabinetu prezesa Narodowego Banku Polskiego w 1992 roku, już w trzy lata później stanęła z nim do walki w kolejnych wyborach prezydenckich. Naród jednak nie docenił wówczas młodej pani prezes NBP, która bez chwili wahania podłożyła nogę swemu dobroczyńcy. Poparło ją – jeśli dobrze pamiętam – coś około 0,5 proc. wyborców. Wszystkich ograł wówczas wesoły Olek, bo Sąd Najwyższy uznał, iż kłamstwo o ukończonych studiach nie miało żadnego znaczenia dla wyborców. Swoją drogą ciekawe, na jakiej podstawie ci zacni i zapewne bardzo uczeni sędziowie doszli do takiego przekonania? Mnie się wydaje, że jedynym uczciwym werdyktem byłoby przyznanie się owych mędrców do porażki i osąd: nie wiemy, bo skąd? Żadnych badań w tej sprawie nie prowadzono.
Ale wracajmy do naszych, przepraszam, do Pani Prezydent. Czy pamiętacie Państwo jej ogromne zaangażowanie, by referendum w sprawie odwołania z funkcji prezydenta Warszawy nie miało właściwej frekwencji? Cały ratusz, gabinet Tuska, wszyscy najważniejsi działacze organizacji PO przyczynili się do tego, by mieszkańcy Warszawy poszli w dniu referendum na grzyby. I ledwo, ledwo, ale cel osiągnięto. Sporo osób pojechało do lasu, a najważniejsi partyjni prominenci udali się zapewne na wyżerkę i popijawę do znanego później lokalu, w którym dwóch kelnerów załatwiło ten cały areopag, jak odkurzacz śmieci. I prawdopodobnie wtedy, gdy przeciwnicy zajęci byli referendum, a zwolennicy zbieraniem leśnego runa, najtęższe głowy ratusza wciąż zajęte były jednym – w jaki sposób nadal kręcić te lody, komu przybliżyć szmal, kogo w tych zabiegach pominąć, kogo wywalić z kamienicy, a kogo – z własnej paczki, to jasne - w niej umieścić. Przecież ci mistrzowie blagi i oszustwa nie mieli z kim przegrać… Byli pewni swych macek, które miały być skuteczne jeszcze przez długie lata.
Pomimo wszystko jestem przeciwny dymisji Pani Prezydent. Bez niej Warszawa pogrąży się, jak knajpa Sowa i Przyjaciele bez obecności ekipy Tuska. Knajpa upadła, rząd upadł, Tusk uciekł… Czy naprawdę potrzebna nam jest jeszcze jedna tragedia? Jak teraz wyglądamy w oczach Europy i świata, co myśli o nas taki Żakowski, albo Pacewicz? Mądra, przebiegła, z profesorskim tytułem sztuki prawniczej i ma sobie tak zwyczajnie odejść? Z powodu jakiejś jednej, czy dziesięciu działek lub kamienic? Sumienia nie macie, ani poczucia odpowiedzialności za naszą kochaną stolicę. Wzywam do opamiętania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/306179-nie-zgadzam-sie-na-dymisje-hanny-g-w-bez-niej-warszawa-pograzy-sie-jak-knajpa-sowa-i-przyjaciele-bez-ekipy-tuska