Kryzys NATO i Polska między wielkością a niebytem. Powinniśmy zrezygnować z wiary w sojusznicze deklaracje na rzecz inwestowania we wspólnoty interesów

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. nato.int
Fot. nato.int

Nie znaczy to, że Amerykanie nie chcieliby utrzymania tej organizacji. Daje im ona wielki wpływ na pozostałych członków, kapitalnie pomaga oddziaływać na Bliski Wschód i Afrykę, pozwala utrzymać w ryzach ambicje Rosji. Problem w tym, że Stany coraz bardziej cierpią na „imperialne przeciążenie” (imperial overstretch): wyzwania rosną szybciej niż możliwości sprostania im. Budżet jest na granicy wytrzymałości, obywatele się frustrują, a sojusznicy nie chcą lub nie mogą przejmować zobowiązań. W związku z tym rośnie presja na trudne wybory i porzucanie dalszych priorytetów.

Widząc to wszystko, trudno się dziwić słowom Trumpa o NATO. Pomijając nadmiar erystyki, on po prostu nazywa głośno nabrzmiewające problemy z utrzymaniem newralgicznych interesów Ameryki. A że robi to obcesowo, radykalnie i gwałtownie? Cóż, przemawia językiem rozgniewanego ludu, którego opinii nie dopuszczano do dominującego dyskursu przez wiele lat. Trump jest skutkiem, nie przyczyną. Co jest prawdziwie zdumiewające, to bezproduktywna histeria większości komentatorów i brak alternatywnych koncepcji w krajach, których fala zmian, na jakiej płynie Republikanin, najbardziej dotknie.

Bunt kluczowego sojusznika

Tymczasem sytuacja zaostrza się. Nieudany pucz wojskowy w Turcji stał się dla obozu władzy, z prezydentem Recepem Erdoğanem na czele, asumptem do dwóch rzeczy: masowych czystek wewnętrznych oraz do gwałtownego zwrotu antyamerykańskiego. Pierwszą kwestię musimy pominąć, zastanówmy się nad drugą.

Turcja nie jest zwykłym sojusznikiem Zachodu. Jest kluczowym węzłem sieci amerykańskich i europejskich sojuszy i interesów. Dysponuje największą armią lądową w NATO (drugą w ogóle), najsilniejszą na Bliskim Wschodzie, strategicznym położeniem na styku kontynentów i mórz, dynamiczną gospodarką. Jest aktywnym uczestnikiem misji NATO, w tym operacji przeciwko Państwu Islamskiemu. Bez możliwości transportu wojsk przez jej terytorium i używania zlokalizowanych tam baz Sojuszu walka z ISIS byłaby nieporównanie trudniejsza i droższa. Czas zyskany przez islamistów, w przypadku konieczności organizacji alternatywnych tras przerzutowych, dałby im wielką szansę ekspansji. Przez Turcję biegnie też obecnie główna trasa uchodźców i imigrantów z Syrii oraz Iraku, a także z Afganistanu i Pakistanu – do Europy. W ojczyźnie Ataturka jest obecnie ponad 3 mln takich osób, kolejne 6 mln może przybyć z ogarniętych wojną krajów na wschód od Iranu. Od dobrej woli Ankary zależy, czy obecny kryzys imigracyjny w Unii Europejskiej nie ulegnie zwielokrotnieniu, co mogłoby pogrążyć UE w chaosie totalnym.

Ów kluczowy sojusznik właśnie się buntuje, powodując konsternację i dezorientację w zachodnich stolicach. Podczas walki z puczystami siły rządowe zablokowały newralgiczną bazę NATO w Incirlik, punkt wypadowy w kampaniach przeciwko ISIS, w którym wedle wszelkiego prawdopodobieństwa znajduje się gros NATO-wskiego arsenału nuklearnego (ok. 50 bomb wodorowych B-61). Było to zaskoczeniem i upokorzeniem dla Amerykanów, a następnie także dla Niemców, których delegacji odmówiono wstępu do bazy, mieszczącej także personel RFN.

Okazało się to zaledwie preludium. Najpierw tureckie media, a następnie czołowi politycy, zaczęli oskarżać Stany Zjednoczone o wywiadowcze, finansowe i polityczne wsparcie przewrotu. Wygląda to na zaplanowaną kampanię propagandową. Turcja zażądała ekstradycji oskarżonego przez nią o organizację puczu i wieloletnią penetrację armii i biurokracji Fethullaha Gülena, imigranta przebywającego w Pensylwanii. Gdy Amerykanie odpowiedzieli prośbą o dowody jego winy, Erdoğan publicznie zakwestionował równoprawność amerykańsko-tureckiego sojuszu i powtórzył żądanie: „jeśli jesteśmy strategicznymi, modelowymi partnerami, zróbcie to, co konieczne”. Chyba jeszcze żaden amerykański sojusznik nie rozmawiał w ten sposób z Waszyngtonem (dziękuję Jackowi Bartosiakowi za zwrócenie mi uwagi na ten wymiar ostatnich wydarzeń w Turcji).

W co gra Erdoğan?

Dezorientacja i konsternacja zachodnich elit takim obrotem spraw przybrała kuriozalne formy. John Kerry ostrzegł Ankarę w pierwszych dniach przesilenia, że niedemokratyczny kurs może wykluczyć ją z NATO. Angela Merkel przestrzegła z kolej przed zamknięciem drogi do UE po tym, jak Erdoğan zapowiedział dążenie do przywrócenia kary śmierci. Formalnie trudno mieć zastrzeżenia: politycy ci jedynie wyciągali wnioski z kryteriów członkostwa w obu organizacjach.

Politycznie, znaleźliśmy się jednak w teatrze absurdu. To Bruksela i Berlin przez lata blokowały akcesyjne aspiracje Turcji, skłaniając ją wreszcie do rezygnacji z tego celu. Wygrażanie zarazem palcem państwu, które trzyma w garści bezpieczeństwo demograficzne Unii – obrazuje poważne nienadążanie za rzeczywistością.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

« poprzednia strona
123
następna strona »

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych