Gdzie podziały się miliony skradzione z kont jednego z największych banków w Polsce? W tle Turcja, Ukraina i imigranci

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. pixabay.com
Fot. pixabay.com

Podczas, gdy oczy świata zwrócone były na ukraiński Majdan, w Polsce okradziony został jeden z największych banków. Z firmowych kont zginęły miliony złotych. Pieniądze, po serii przelewów elektronicznych, trafiły do 29 Ukraińców mieszkających w Obwodzie Mikołajewskim. W atak na bank zaangażowana była kierowana przez Turka tajemnicza spółka z Warszawy, która do Unii Europejskiej ściągnęła 174 uchodźców, twierdząc, że są to kierowcy szukający pracy - donosi TVP Info.

Pojedyncze transakcje przekraczały 30 tys. zł, jednak żadna z instytucji nie zainteresowała się sprawą. Nie zareagował Generalny Inspektorat Informacji Finansowej, ani departament bezpieczeństwa banku. Na trop afery wpadł dopiero szeregowy policjant zwalczający przestępstwa gospodarcze i prokurator z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. W toku śledztwa analizował ciąg przelewów i nazwisk, który doprowadził do urzędów pracy, a następnie do mieszczącej się w Warszawie spółki. To jednak nie koniec łańcucha powiązań. Dalsze tropy prowadziły do ambasady RP w Ankarze i do USA.

Jak informuje TVP Info, spółka została założona w styczniu 2012 roku przez dwóch 30-latków z Warszawy. Nie uruchomili działalności, tłumacząc później w prokuraturze, że celem jej założenia była sprzedaż. W czerwcu 2012 spółka została sprzedana dwóm mężczyznom - Turkowi i Amerykaninowi. Azrak Salim S. i Tanju Dawid O. zmienili nazwę firmy z polskiej na angielskojęzyczną, sugerującą, że zajmuje się ona szeroko rozumianą logistyką. Po dokonaniu operacji wyjechali do Turcji, a spółka była nieaktywna do września 2013 roku. Firma zwróciła się wówczas do urzędów pracy na Warmii i Mazurach i w Małopolsce z ofertami pracy dla „kontrolerów przemieszczania ładunków”. Za pracę kontrolera oferowano 4,5 tys. zł pensji.

Zainteresowani pracą bezrobotni otrzymywali mailem umowę o pracę. Wśród danych był m.in. nr konta bankowego. Umowę zawierano na okres próbny, a test polegał na przesyłaniu dalej pieniędzy otrzymanych na własne konto.

Od października 2013 do kwietnia 2014 spółka zatrudniła kilkadziesiąt osób. Wszyscy otrzymali później na swoje konta przelewy od 5 tys. do nawet 34 tys. zł, opisane jako „test”. Rekordzista dostał ponad 200 tys. zł. Następnie pieniądze zgodnie z instrukcją trafiły internetowymi przekazami do wskazanych osób – 29 Ukraińców mieszkających w Krzywym Rogu, Mikołajewie, Oczakowie czy Wozneseńsku w Obwodzie Mikołajewskim na Ukrainie. W tym czasie za Bugiem trwała rewolucja, a później wojna domowa. Pieniądze przekazywane na Ukrainę były w dolarach. Ale tam ślad po nich się urywa

— informuje TVP Info, dodając że pracownicy spółki za wykonane przelewy dostali od kilkuset do kilku tysięcy złotych prowizji. Po przekazaniu pieniędzy na Ukrainę spółka przestała się kontaktować z pracownikami. Jak ustaliła prokuratura, rekrutacja służyła jedynie do pozyskania „słupów”, a żadnej z umów nigdy nie zarejestrowano w Urzędzie Skarbowym ani w ZUS.

Według ustaleń Prokuratury Okręgowej w Olsztynie, wszystkie pieniądze, które trafiały na Ukrainę były kradzione z kont klientów biznesowych jednego z największych banków w Polsce. W ciągu 6 miesięcy wytransferowano na wschód kilkanaście milionów złotych. Włamywano się na konta firmowe poprzez wirusa, którym były infekowane komputery klientów banku.

Prokuratura zajęła się sprawą, gdy zgłosili się do niej poszkodowani klienci banku i bezrobotny, który w ramach rekrutacji do spółki Azrak S. i Tanju O. brał udział w teście.

Dostał na konto kilkanaście tysięcy złotych i się przestraszył. Przyszedł na policję i o tym opowiedział

– opowiada prokurator.

Śledczy banku wpadli na trop jeszcze jednej ciekawej historii związanej ze spółką.

W 2014 roku firma Azrak S. i Tanju O. wystąpiła do Ambasady Polskiej w Ankarze o wizy dla 174 kierowców, którzy mieli być obywatelami Turcji. Z akt sprawy wiadomo, że część wniosków wizowych została rozpatrzona pozytywnie i osoby te wjechały na teren Unii Europejskiej. Tutaj ślad po nich ginie

— donosi TVP Info, podkreślając że do dziś nikt dziś nie wie, gdzie przebywają ani kim naprawdę były osoby, które wjechały na teren UE dzięki polskiej ambasadzie. Wiadomo tylko, żadna z tych osób nie była kierowcą, nigdy nie szukała pracy na terenie Unii Europejskiej.

TVP Info/mall

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych