Demokracja gwiaździsta nad nami, a prawo moralne do rządzenia w Szejnfeldzie

Ileż to już razy byliśmy świadkami budowy albo odnowy, nowego początku czy nowej twarzy partii obywatelskiej? Któż to zliczy. I właśnie niedawno Grzegorz Schetyna zapowiedział budowę zupełnie, ale to zupełnie nowej Platformy, w dodatku „opartej o zupełnie nowy program”.

Przy czym jak zwykle bywa w partii Schetyny, nowy program będzie przedstawiony hen, hen, kiedyś w dalekiej przyszłości.

Ulubiona pora roku PO to jesień (pamiętne jesienne ofensywy legislacyjne), więc pewnie złota polska jesień będzie świadkiem narodzin „zupełnie nowego programu”. Wygląda na to, że będą chcieli ponownie wystąpić w roli młodych liberałów, czy mają inne wyjście, skoro wierni wyborcy w osobie Agnieszki Holland domagają się „żeby było tak, jak było”?

Europoseł Szejnfeld, zapewne z okazji przygotowań do nowego otwarcia, ogłosił dzisiaj, że w Polsce rządzi demokratycznie wybrana dyktatura.

CZYTAJ TEŻ: Odlot Szejnfelda: „W Polsce mamy demokratycznie wybraną władzę i jest to kraj rządzony przez dyktaturę”. „Brał pan dzisiaj tabletki?” - pyta Jaki

Oczywiście, można to dictum uznać za koniec rozumu w Platformie. Jest zresztą analogia do sławetnego „końca historii”, ale chyba zbyt pochlebna dla siermiężnego partyjniaka Szejnfelda. Istnieje jednak pewna tendencja, nawet wyraźna w Platformie i w Unii, żeby podważać fundament demokracji, jakim są niewątpliwie rządy większości.

Dość niezborna opinia europosła doskonale wpisuje się w to kwestionowanie mandatu większości do rządzenia, bo cóż innego można mieć na myśli, kiedy mówi się o demokratycznej dyktaturze? We władzach zarówno Unii jak i PO uważa się, że głosowanie prowadzi do rozłamu w partii i w związku z tym ci na wskroś liberalni demokraci preferują zakulisowe, szemrane uzgodnienia, z dala od oczu i uszu wyborców.

Dał temu wyraz choćby rzecznik rządu Tuska Paweł Graś podczas wyborów władz Unii w 2009 roku, kiedy to ujawnił, że polski rząd sprzeciwiał się głosowaniu - „zabiegał o to, by nie doszło do podziału głosów wewnątrz Europejskiej Partii Ludowej”. Czyli istota wolnych wyborów – tajne głosowanie – jest wedle tych ludzi szkodliwe i należy go unikać. Można być pewnym, że ta tendencja do „demokracji utajonej” będzie się nasilać wśród farbowanych demokratów z Platformy, nie wiedzieć czemu zwanej obywatelską.

Obywatelskość i standardy demokratyczne mają wyłącznie na sztandarach. Najbardziej świeżym dowodem są zeszłoroczne machinacje PO wokół Trybunału Konstytucyjnego, gdy partyjniactwo Platformy znalazło sojusznika w partyjniactwie prezesa Rzeplińskiego i wspólnie dokonali skoku na TK. Tak działa utajona demokracja - na zewnątrz demokratyczne hasła, a w środku machinacja i przekręt.

Najlepiej wyraziła to kiedyś Magdalena Środa: „W sprawach istotnych dla demokracji, dotyczących jej fundamentów nie każdy ma równy głos”. Owszem – twierdzą więc nasi eksportowi demokraci – ludzie są równi, ale wśród nich są  równiejsi i to właśnie my, nikt inny. Po prostu chcą nam zafundować orwellowski folwark zwierzęcy w pełnej krasie. Niebo gwiaździste nad nami, a prawo moralne do rządzenia w Szejnfeldzie. Sama Unia zasłynęła przecież totalniackim procederem powtarzania referendum aż do pożądanego skutku.

Dlatego nie biorąc Szejnfelda do końca poważnie, pamiętajmy, że przekaz Platformy potrafi on doskonale wyartykułować. Platforma bowiem jest, jak nie przymierzając stara babcia Pawlakowa – demokracja demokracją, ale prawo musi być po naszej stronie. Szejnfeld mówi po prostu, że jego partia nie przyjmuje do wiadomości takiej demokracji, w której jest w mniejszości. Taki mają etos wyssany z mlekiem nieboszczki Unii Wolności.