Ta historia to wręcz filmowy scenariusz opowiadający o patologii Polski lokalnej, w której przestępczy holding mający związki z włoską kamorrą przez co najmniej dekadę kontrolował sytuację. 130 km od Warszawy zaczynał się inny, rządzący się swoimi prawami świat. A prawa te dyktowali Leszek K., pseudonim „Człowiek z lasu”, i jego gang
— pisze Maja Narbutt w poruszającym artykule na łamach tygodnika „wSieci”.
W artykule dziennikarki czytamy o historii ze Skarżyska-Kamiennego i okolic, które w pewnym momencie były zdominowane przez mafię.
Byli nietykalni, bo stały za nimi wpływowe osoby. Zabijali, dokonywali rozbojów, sprzedawali broń włoskiej mafii, napadali na tiry. Ubiegłotygodniowy wyrok Okręgowego Sądu w Kielcach, który zasądził surowe kary, położył kres groźnemu związkowi przestępczemu o charakterze zbrojnym. Ale sporo pytań pozostaje bez odpowiedzi, a ci, którzy mają istotne informacje, boją się o swoje życie. „Miał władzę absolutną, a moc oddziaływania grupy przestępczej, którą kierował, była tak silna, że część pokrzywdzonych w ogóle nie powiadamiała o przestępstwie” - mówił przed tygodniem w uzasadnieniu wyroku sędzia Tomasz Zieliński. Na sali sądowej nie było już wtedy Leszka K., opuścił ją wcześniej, podobne jak inni gangsterzy. Karę 25 lat więzienia przyjął z beznamiętnym spokojem
— pisze Narbutt.
I dodaje:
„Brudna wspólnota” — mówią o pewnych zbiorowościach socjolodzy, opisując rzeczywistość, w której najważniejsza jest sieć nieformalnych powiązań wynikających ze wspólnych interesów. Ta definicja idealnie pasuje do tego, co działo się w Skarżysku-Kamiennej i jej okolicach. Niektóre sprawy były ukryte, związki lokalnych notabli, a nawet polityków o randze ogólnopolskiej z przestępczym ugrupowaniem zbrojnym — nieoczywiste dla osób postronnych. A jednak brudną wspólnotę, dziwne powiązania widać było też w sytuacjach banalnych i codziennych — miejscowy mecenas i nobliwi biznesmeni nie wahali się kupować skradzionych aut od gangu „Człowieka z lasu”, a policja patrzyła przez palce na to, że jeżdżą nimi po mieście. Jeśli zaś przez przypadek zatrzymywała taki samochód, to grzecznie zwracała nabywcy
— opisuje dziennikarka.
Tajemnicą poliszynela w Skarżysku-Kamiennej było to, że nie ma sensu, by osoby pokrzywdzone przez mafię składały skargę na policji, a tym bardziej sugerowały, kto był sprawcą przestępstwa. W ten sposób mogły jedynie pogorszyć swoją sytuację. Nie bez powodu jeden z gangsterów miał ksywkę „Komendant” - na skarżyskiej komendzie czuł się jak w domu, uczestniczył w odprawach. Dochodziło do niebywałych zdarzeń — kiedy na policję przyszedł młody mężczyzna, który skarżył się, że został pobity, szybko pojawił się tam też przestępca. Policjant dyskretnie wyszedł z gabinetu, mężczyzna został skatowany ponownie, a potem wywieziony z gmachu w bagażniku samochodu
— czytamy.
Całość artykułu na łamach „wSieci” - polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/300756-poruszajacy-tekst-maja-narbutt-we-wsieci-ta-historia-to-wrecz-filmowy-scenariusz-opowiadajacy-o-patologii-polski-lokalnej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.