Partia autorska to zły mechanizm. W odpowiedzi Marcinowi Wikle

fot. PAP/Tomasz Gzell
fot. PAP/Tomasz Gzell

W ten sposób wyborcy przyzwyczajają się, że od tego, „co”, ważniejsze jest „kto”. Nie oczekują konsekwencji ani wyjaśniania meandrów prowadzonej polityki, dziwacznych nominacji czy wątpliwości, bo słowo wodza jest ostateczną wyrocznią, której się nie kwestionuje. Jest to swoista forma jednej z najgorszych, fałszywych metod argumentacji – argumentacji z autorytetu. Przeciwko której, żeby było śmieszniej, przy różnych okazjach wypowiadał się sam Kaczyński.

Drugi fatalny skutek wodzowskiej struktury partii to brak jasnych kryteriów awansu w hierarchii. Nie ma potrzeby uzasadniania żadnych personalnych decyzji i tłumaczenia ich komukolwiek, skoro obowiązuje założenie, że wódz ma zawsze rację. Co gorsza, wyrabia to zgubny nawyk lizusostwa, a u niektórych – wiecznego antyszambrowania u lidera, żeby uzyskać dostęp do jego ucha i móc pognębić dzięki temu rywali. Z czasem tworzy się dwór ze wszystkimi swoimi typowymi dla dworskiej sytuacji konsekwencjami. Toczące się intrygi można spokojnie porównywać do tych z Wersalu czasów Ludwika XIV, a ich natężenie rośnie oczywiście zwłaszcza wtedy, gdy partia jest u władzy i dzięki temu powiększa się zasób konfitur. Ta patologia jest niestety w PiS wyjątkowo dobrze rozwinięta.

Dodatkową konsekwencją takiego stanu rzeczy jest intelektualna miałkość i bierność najważniejszych kręgów w ugrupowaniu. Intelektualny poziom jego członków jest odwrotnie proporcjonalny do ich wpływu na organizację i bliskość wobec lidera. I tak dokładnie jest w PiS (mowa o strukturze partyjnej, z wyłączeniem rządu): najbliższe otoczenie Kaczyńskiego składa się niemal wyłącznie z całkowicie biernych intelektualnie, ale sprawnych wykonawców poleceń. Najciekawsze osobowości znajdują się na peryferiach partii.

Jest wreszcie trzeci skutek, który najkrócej można opisać jako powtórkę z czasu rządów pułkowników po roku 1935. Wódz nie wyznacza sobie następcy, ponieważ taki następca – jako że nie istnieje naturalny mechanizm wymiany lidera – uzyskawszy wystarczającą siłę może zechcieć obalić swojego protektora. Gdy zatem wódz z jakiegoś życiowego powodu musi się wycofać lub po prostu go zabraknie – pozostaje próżnia, a pozbawiona jedynego spoiwa partia wali się w gruzy.

Paradoks polega oczywiście na tym, że jest jak jest i trudno sobie wyobrażać, aby PiS, obecnie partia władzy, miało w przewidywalnym czasie zmienić mechanizm swojego funkcjonowania. Warto jednak mieć świadomość, do jakich patologii ten mechanizm prowadzi i mieć nadzieję, że jeśli na polską scenę będą wkraczały kolejne ugrupowania, będą budowane według innego, nowoczesnego, instytucjonalnego, nie wodzowskiego schematu.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.