Sędzia Andrzejewski po unieważnieniu wyborów w Austrii: „Polska demokracja ma szereg mankamentów, z którymi należy prowadzić walkę i ją wygrać”. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Moim zdaniem Sąd Najwyższy narusza zasady demokracji, którym ja hołduję i którym wszyscy chcielibyśmy hołdować. Trzeba to zmienić

– mówi portalowi wPolityce.pl mec. Piotr Łukasz Andrzejewski, sędzia Trybunału Stanu.

CZYTAJWNIEŻ: Wybory prezydenckie w Austrii zostaną powtórzone! Trybunał Konstytucyjny zakwestionował wynik drugiej tury

wPolityce.pl: Austriacki Trybunał Konstytucyjny unieważnił wyniki drugiej tury wyborów prezydenckich, co oznacza, że cała procedura musi być powtórzona. W Polsce, mimo wielu skarg zgłaszanych na przestrzeni kilku ostatnich lat, Sąd Najwyższy nie pokusił się o podobny krok. Czy to oznacza, że austriacka demokracja działa lepiej?

Mec. Piotr Łukasz Andrzejewski: Praktyka funkcjonowania trybunałów konstytucyjnych bywa zróżnicowana. Jeżeli chodzi o polską sytuację systemową, interpretacją ordynacji wyborczej i jej naruszeń zajmuje się Sąd Najwyższy, a nie tak jak w Austrii – Trybunał Konstytucyjny. Mamy praktykę dosyć szczególną. Dotychczas wszelkie naruszenia prawa wyborczego, jak fałszerstwa, dorzucanie kart czy podawanie wyników odbiegających od rzeczywistości sąd uznawał za powodujące nieważność tylko wtedy, gdy ma wpływ na ich wynik. Oczywiście każde tego typu fałszerstwo ma wpływ na wynik. Sąd Najwyższy uznał jednak, że jeśli suma tych zarzutów nie zmieniłaby wyników w skali całego kraju albo w zakresie okręgu wyb. którego dotyczy skarga, to nie mamy do czynienia z przesłanką wpływu na wynik wyborów. Aby zilustrować obecną regulację, posłużę się przykładem. Kiedy w 1995 roku Lech Wałęsa przegrał z Aleksandrem Kwaśniewskim jako senator składałem protest wyborczy związany z tym, że w II turze całkowicie pominięto głosy Polaków za granicą.

Jak do tego doszło?

Wszystko za sprawą ordynacji, która została stworzona niezwykle pospiesznie. Niestety to ona sprawiła, że głosy naszych rodaków mieszkających poza krajem zostały pominięte. Sąd Najwyższy uznał, że nawet jeśli chodziłoby o 50 tys. głosów, które odjęto jednemu z kandydatów, to i tak nie wpłynęłoby to na wynik wyborów. Oznacza to, że wystarczy np. 100 tys. głosów różnicy między kandydatami, by 50 tys. sfałszowanych głosów uznać za niewystarczającą przesłankę do unieważnienia wyborów. Moim zdaniem taka interpretacja Sądu Najwyższego powinna spotkać się ze sprzeciwem, a także z regulacją ustawową, która przekreśliłaby taką interpretację. Musimy pamiętać, że każde fałszerstwo ma wpływ na wynik wyborów.

Czy to oznacza, że Austriacy są bardziej pryncypialni, jeśli chodzi o przestrzeganie prawa?

Nie znam orzecznictwa, ale co kraj to obyczaj. Polska demokracja ma cały szereg mankamentów, z którymi należy prowadzić walkę i ją wygrać.

Co musiałoby się stać, aby wybory w Polsce zostały unieważnione?

Problem tkwi nie w zakresie i w charakterze przestępstw, których karalność przewiduje prawo karne, bo tak trzeba nazywać tzw. nadużycia pojawiające się w toku wyborów, ale w tym, czy ewentualne anulowanie określonej liczby głosów zaważy na ostatecznym wyniku. Jest to interpretacja sumaryczna, a powinna być merytoryczna. Sam zakres przestępstw wyborczych powinien powodować powtórne wybory w okręgu czy nawet w skali kraju, jeżeli chodzi o wybory prezydenckie. Niestety nie mamy w kraju do czynienia z takim orzecznictwem. Moim zdaniem Sąd Najwyższy narusza zasady demokracji, którym ja hołduję i którym wszyscy chcielibyśmy hołdować. Trzeba to zmienić. Każde daleko idące zniekształcenie wyników powinno powodować unieważnienie wyników wyborów i ich powtórzenie. Byłoby to oczywiście połączone z pewnymi kosztami, ale proceder przyzwolenia na fałszerstwa i matactwa wyborcze poszedł w naszym kraju za daleko.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych