NASZ WYWIAD. Kazimierz Ujazdowski: "Brexit? W interesie Polski nie jest radość z tego, że Brytyjczycy zagrali na nosie brukselskim elitom"

fot. Fratria
fot. Fratria

wPolityce.pl: Jakie emocje dominowały dzisiaj podczas posiedzenia PE, po decyzji Brytyjczyków ws. opuszczenia Unii?

Kazimierz Michał Ujazdowski, eurodeputowany PiS: Zacznijmy od tego, że PE jest miejscem specyficznym, nie do końca reprezentatywnym co do tego, co się będzie dziać w relacjach UE z Wielką Brytanią. Bo jest instytucją opinii, nie decyzji. Zazwyczaj odgrywa też bardziej prointegracyjną rolę niż inne instytucje, w których zasiadają przedstawiciele państw. A zatem głosu PE nie można brać jako zapowiedzi tego, co się stanie na poziomie decyzyjnym. Ja nie jestem zaskoczony liniom narzuconym przez partie głównego nurtu, które wywierają presję na Wielką Brytanię, by jak najszybciej podjęła decyzję o wyjściu…

A z czego wynika ta presja? Czy to jest taka reakcja emocjonalno-ambicjonalna: chcecie wychodzić to „fora ze dwora”?

Prawdę powiedziawszy jest to nieodpowiedzialność w reakcji na nieodpowiedzialność. Bo w żadnym razie nie podzielam tych opinii, które zakładają całkowitą odpowiedzialność instytucji unijnych za to, co się stało na Wyspach. To było referendum zarządzone przez brytyjski rząd, którego premier chciał pozostania w UE - z ryzykiem wielkiej niewiadomej. Dziś wielu moich kolegów, brytyjskich posłów, uważa, że gdyby obywatele wiedzieli, że referendum przyniesie taki stan niepewności, to głosowaliby inaczej. To nieszczęście jest wywołane przez wiele czynników, a brukselski protekcjonizm nie jest jedynym.

Pojawiają się takie opinie, że w gruncie rzeczy Brexit jest na rękę Niemcom i Francuzom, bo ich rola w UE w tym momencie wzrasta, a idea mocniejszej integracji staje się bardziej realna. Są nawet teorie, że być może specjalnie „podkręcano” atmosferę wokół Wielkiej Brytanii, by do takiego efektu doprowadzić… Podziela je pan?

Absolutnie nie. To nawet nie są poglądy, ale histeria. Nie podzielam tego punktu widzenia dlatego, że te państwa, a szczególnie Niemcy, dopełniły należytej staranności, działały z dobrą wolą, by zbudować porozumienie z Wielką Brytanią. Przypomnę, że to porozumienie zostało zaakceptowane przez brytyjski rząd, więc nie było dla Brytyjczyków szkodliwe. Było dobre. I Polska i Niemcy były za tym porozumieniem. Działaliśmy tu z tą samą intencją i tym samym skutkiem… W każdym razie nie można zarzucać krajom europejskim woli wypchnięcia Wielkiej Brytanii poza Unię Europejską.

Ale stało się. David Cameron zapowiedział honorowo, że poda się do dymisji. Czy sądzi pan, że partnerzy z UE również powinni ponieść odpowiedzialność ? Takie głosy, zwłaszcza w Polsce nie są odosobnione.

Trzeba być precyzyjnym. Komisję Europejską można krytykować w wielu sprawach, ale doprawdy żądanie dymisji szefów instytucji europejskich nie ma podstaw, bo to oni doprowadzili do satysfakcjonującego rząd brytyjski porozumienia. Nie inspirowali też tego referendum. Warto też dostosować retorykę do potrzeb polskiej polityki. Nasz interes polega na zachowaniu Unii jak największej. Być może także na wytworzeniu atmosfery, w której Brytyjczycy będą mogli wrócić do renegocjacji. Oraz na zachowaniu maksimum podmiotowości Polski w Unii zintegrowanej. Nie możemy się zachowywać, jakbyśmy byli opozycją totalną wobec całego świata. Trzeba dostosowywać retorykę do naszych celów. A naszym celem jest podmiotowa Polska w dużej Unii, a nie w Unii, która się samookalecza i podlega wiecznej amputacji. Trzeba prowadzić politykę racjonalną i maksymalizować liczbę sojuszników, a nie ich minimalizować. Dziś głos prezydencji holenderskiej brzmiał bardzo racjonalnie. Ona bynajmniej nie wywierała presji na Wielką Brytanię. Wręcz przeciwnie, ona mówiła, że Wielkiej Brytanii potrzebny jest czas. My powinniśmy animować takie posunięcia, które ocalają Unię Europejską jako wspólnotę dużą, solidarną i jednocześnie elastyczną. Poza tym trzeba podejmować takie kroki, które są skuteczne. Już św. Tomasz mówił: Podejmuj takie działania, które mają choćby szansę, które nie są czczą demonstracją. Traktaty bardzo wyraźnie określają warunki odwołania szefa Komisji Europejskiej.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.