Przyzna Pan jednak, że trudno mówić o wspólnym polsko-niemieckim stanowisku, gdy dostajemy takie listy od Steinmeiera.
Ale znów wracamy do pytania o to, kto zajmuje się czym w niemieckim rządzie. Politykę europejską prowadzi nie minister Steinmeier, ale Angela Merkel i Wolfgang Schauble – ten ostatni głównie jeśli chodzi o kwestie strefy euro i kwestie fiskalne.
I to duże pole do działania dla polskiego rządu. Musimy wreszcie rozumieć, że pani premier Szydło musi prowadzić aktywną politykę europejską, a tak się w tej chwili nie dzieje. To wymaga dużego zainteresowania ze strony polskiej premier.
Co miałby zawierać taki wspólny polsko-niemiecki pakiet zmian i reform UE?
To trzeba głęboko przemyśleć, a wszystkim, którzy dziś opowiadają, że przewidzieli Brexit gratuluję i mam nadzieje, że wygrali dużo na giełdzie. Jeśli pyta Pan o konkrety, to jedną z propozycji, trochę jako symbol i sygnał, mogłoby być porzucenie rozporządzeń UE – na rzecz dyrektyw. Taka decyzja pokazałaby, że odchodzimy od pewnego centralizmu na rzecz miękkiej integracji. Dyrektywy pozwalają na dużą dowolność państw członkowskich. Ale tak jak mówię, to tylko sygnał.
Na czym konkretnie miałyby polegać zmiany? Minister spraw zagranicznych, na prośbę KPRM, powinien ściągnąć w tym tygodniu ekspertów na zamknięte dyskusje o tym, co powinniśmy zaproponować i dlaczego powinniśmy to robić razem z Niemcami. Bo to, że staniemy ma czele grupy państw Europy Środkowej jest co prawda ważne i miłe, nasze stanowisko powinno być uzgodnione z Grupą Wyszehradzką, ale to dużo za mało.
W Pana scenariuszu po wspólnej refleksji kanclerz Merkel wraz z premier Szydło prezentują pewną wizję reformy UE. Niezbyt utopijne?
Myślę, że nie. Wówczas wciągamy wspólnie te propozycje na agendę UE – wespół zespół. Po pierwsze dlatego, że prezentujemy inne narracje integracyjne – mamy państwo spoza strefy euro i w strefie euro, państwo Europy Środkowo-Wschodniej i Środkowej, państwo założycielskie i to, które dołączyło w 2004 roku i ma inne spojrzenie na UE.
Jeśli nie z kanclerz Merkel, to z kim mamy prezentować zmiany i reformy w UE? Proszę mi wierzyć, że bardziej sprzyjającego Polsce niemieckiego kanclerza i polityka, który jest zdolny do myślenia „out of the box” Polska w najbliższych latach nie dostanie. Nasza siła jest wypadkową zdolności polityczno-gospodarczych, ale także naszego zaangażowania. To dlatego z Warszawy powinien zostać wykonany telefon do kanclerz Merkel z jasnym sygnałem - że szósta gospodarka UE będzie obecna na najważniejszym spotkaniu ws. tego, co dalej po Brexicie. Nie wierzę, by kanclerz Merkel odrzuciła taką propozycję.
Krótko mówiąc, chodzi o ofensywę, a nie tylko reakcję na to, co się dzieje. Sama słuszność nam nie wystarczy – ze słuszności będą nas rozliczać na sądzie ostatecznym, a skuteczność polityki to zupełnie inna sprawa.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przyzna Pan jednak, że trudno mówić o wspólnym polsko-niemieckim stanowisku, gdy dostajemy takie listy od Steinmeiera.
Ale znów wracamy do pytania o to, kto zajmuje się czym w niemieckim rządzie. Politykę europejską prowadzi nie minister Steinmeier, ale Angela Merkel i Wolfgang Schauble – ten ostatni głównie jeśli chodzi o kwestie strefy euro i kwestie fiskalne.
I to duże pole do działania dla polskiego rządu. Musimy wreszcie rozumieć, że pani premier Szydło musi prowadzić aktywną politykę europejską, a tak się w tej chwili nie dzieje. To wymaga dużego zainteresowania ze strony polskiej premier.
Co miałby zawierać taki wspólny polsko-niemiecki pakiet zmian i reform UE?
To trzeba głęboko przemyśleć, a wszystkim, którzy dziś opowiadają, że przewidzieli Brexit gratuluję i mam nadzieje, że wygrali dużo na giełdzie. Jeśli pyta Pan o konkrety, to jedną z propozycji, trochę jako symbol i sygnał, mogłoby być porzucenie rozporządzeń UE – na rzecz dyrektyw. Taka decyzja pokazałaby, że odchodzimy od pewnego centralizmu na rzecz miękkiej integracji. Dyrektywy pozwalają na dużą dowolność państw członkowskich. Ale tak jak mówię, to tylko sygnał.
Na czym konkretnie miałyby polegać zmiany? Minister spraw zagranicznych, na prośbę KPRM, powinien ściągnąć w tym tygodniu ekspertów na zamknięte dyskusje o tym, co powinniśmy zaproponować i dlaczego powinniśmy to robić razem z Niemcami. Bo to, że staniemy ma czele grupy państw Europy Środkowej jest co prawda ważne i miłe, nasze stanowisko powinno być uzgodnione z Grupą Wyszehradzką, ale to dużo za mało.
W Pana scenariuszu po wspólnej refleksji kanclerz Merkel wraz z premier Szydło prezentują pewną wizję reformy UE. Niezbyt utopijne?
Myślę, że nie. Wówczas wciągamy wspólnie te propozycje na agendę UE – wespół zespół. Po pierwsze dlatego, że prezentujemy inne narracje integracyjne – mamy państwo spoza strefy euro i w strefie euro, państwo Europy Środkowo-Wschodniej i Środkowej, państwo założycielskie i to, które dołączyło w 2004 roku i ma inne spojrzenie na UE.
Jeśli nie z kanclerz Merkel, to z kim mamy prezentować zmiany i reformy w UE? Proszę mi wierzyć, że bardziej sprzyjającego Polsce niemieckiego kanclerza i polityka, który jest zdolny do myślenia „out of the box” Polska w najbliższych latach nie dostanie. Nasza siła jest wypadkową zdolności polityczno-gospodarczych, ale także naszego zaangażowania. To dlatego z Warszawy powinien zostać wykonany telefon do kanclerz Merkel z jasnym sygnałem - że szósta gospodarka UE będzie obecna na najważniejszym spotkaniu ws. tego, co dalej po Brexicie. Nie wierzę, by kanclerz Merkel odrzuciła taką propozycję.
Krótko mówiąc, chodzi o ofensywę, a nie tylko reakcję na to, co się dzieje. Sama słuszność nam nie wystarczy – ze słuszności będą nas rozliczać na sądzie ostatecznym, a skuteczność polityki to zupełnie inna sprawa.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/298395-co-oznacza-pismo-steinmeiera-i-ayraula-nasz-wywiad-krawczyk-to-niebezpieczny-balon-probny-na-brexit-potrzebna-jest-wspolna-odpowiedz-polski-i-niemiec?strona=2