Psy szczekają, karawana idzie dalej. Znaczenie „Wyborczej” spada jeszcze szybciej niż jej sprzedaż

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Dwa chrumknięcia, trzy pociągnięcia nozdrzami, żółta, gęsta substancja gotowa do wyplucia w stronę wroga i… Nagle – szok! Czerska zaczyna się dławić, bo w kraju nie został już nikt, kto by jej uwierzył w cokolwiek, a już na pewno nie w kolejne „rewelacje” na temat Macierewicza. To tak jakby zaufać zombie, że tym razem zje obiadek, nie kucharzy.

Na koniec zaś, na placu boju pojawia się tajemniczy Don Pedro, który tylko czekał na taką okazję i rusza z furią, wzywając Macierewicza przed wszystkie sądy świata, a najbardziej sąd koleżeński Platformy Obywatelskiej. Tak, proszę szanownej wycieczki, dziś to nazwisko pewnie nic państwu nie powie, ale to Schetyna Grzegorz, ostatni wódz partii Donalda Tuska z uśmieszkiem w logo - on ci to wespół z „Wyborczą” przeprowadzili ten atak na dwie rury – najpierw błoto z papieru, potem wrzaski, że ktoś jest ubłocony. „Ale to już było…” – odpowiedziało śpiewem społeczeństwo.

Niestety bowiem dla organizatorów całej akcji, wtedy wiosną 2016 roku rzeczywistość okazała się być dużo mniej lepliwa i rozciągliwa niż ich własnej kręgosłupy. Rzecz przeszła do historii mediów jako Samozaoranie Czerskiego Klauna i do dziś budzi politowanie kolejnych adeptów dziennikarstwa i politologii. Żeby jednak nie było tak smutno, nadmienię, że spadek sprzedaży „Gazety Wyborczej” mocno od tamtego momentu przyspieszył. Przemysł pogardy zaczął pożerać swoich kierowników.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.