Jan Pietrzak o liderze Nowoczesnej: "Ryszard Petru nie ma siły politycznej, aby obalić rząd wybrany przez Polaków". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Słowa Petru są elementem rywalizacji w samej opozycji, o to, który z jej liderów jest ważniejszy, Schetyna, Petru czy Kijowski

— mówi Jan Pietrzak w rozmowie z portalem wPolityce.pl.

wPolityce.pl: Ryszard Petru zapowiedział, że idzie na starcie i zderzenie z Jarosławem Kaczyńskim. Ma szansę w zwarciu z szefem PiS?

Jan Pietrzak: Mrzonki. Nie sądzę, poza tym nie należy tego rozpatrywać w kategoriach pojedynku jeden na jeden, nie jesteśmy w średniowieczu, żeby obalać się na koniach. Ryszard Petru nie ma siły politycznej, żeby obalić rząd, wybrany przez Polaków na najbliższe cztery lata. Chyba, że ma jakieś silne poparcie z wschodnich i zachodnich ośrodków dywersyjnych. Marsze KOD nie przekształcą się w prawdziwą rewoltę do czego namawiał inny uczestnik zmowy antyrządowej. Słowa Petru są elementem rywalizacji w samej opozycji, o to, który z jej liderów jest ważniejszy, Schetyna, Petru czy Kijowski. Ścigają się na słowa, rzucają różne pomysły, typu totalna opozycja, walka albo rewolucja. To jest świadome podgrzewanie nastrojów i celowe tworzenie napięcia w kraju, żeby ciągle coś się kotłowało, żeby nic się nie dało w Polsce spokojnie zrobić. Postrzegam takie działania jako element wojny hybrydowej toczonej z Polską przez Putina i różne kręgi zachodnie.

wPolityce.pl: Przed kilku laty podgrzewanie nastrojów zakończyło się zabójstwem Marka Rosiaka, asystenta europosła PiS i ciężkim zranieniem Pawła Kowalskiego przez Ryszarda C.

Podgrzewanie atmosfery służy temu, żeby ludzie słabsi emocjonalnie wykonywali jakieś szaleńcze ruchy. Służy to również temu, aby Polacy nie mogli się porozumieć. Mamy do czynienia z podobną sytuacją jak na Ukrainie, oczywiście tam działo się to w innej formie i w innych wymiarach, ale chodziło o to, aby Ukraińcy nie mogli się ze sobą porozumieć i był tam ciągle stan zapalny. Do podobnego scenariusza dążą w Polsce środowiska, które w mojej ocenie działają pod wpływem różnych zewnętrznych sił. To nie jest normalne, żeby ludzie się tak zachowywali po przegranych wyborach demokratycznych. Zawsze po 1989 r., jak wygrała jakąkolwiek opcja polityczna, nikt nie organizował takich wielkich protestów. Nawet jak wybrano SLD, kładliśmy uszy po sobie i zwycięzcy zaczynali rządzić. Nie było takich awantur, nie było nakłaniania rodaków do zamieszek i rewolty. To absurdalne, nie ma społecznej potrzeby protestów, ani takich problemów, jakie formułuje opozycja.

wPolityce.pl: Co Pan czuł, kiedy widział w sobotę Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego, którzy „bronili demokracji”?

Groteskowe postacie, wstydliwa sprawa, że takim ludziom powierzyliśmy Polskę i nasze rodziny. Mnóstwo naszkodzili, skasowali polską armię, zniszczyli przemysł, wprowadzili korupcję i rządy oligarchii. Są odpowiedzialni za wiele paskudnych zjawisk, a teraz udają, że walczą o demokrację. Nie wiem kto się daje na to nabrać. Być może środowiska, które bronią status quo, tego co ukradli, pieniędzy ukrytych na różnych wyspach. Walka będzie trwać i łatwo się nie skończy. Polacy muszą mieć świadomość, kto w niej bierze udział i o co ona się toczy, dlatego dobrze, że są takie portale jak wPolityce.pl, które o tym piszą. Nasze medialne wysiłki poprawiają świadomość społeczną.

Rozmawiał TP.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych