POGORZELISKO - dlaczego były prezydent nie odpowiedział dotąd za to, co zrobił

fot. Fratria
fot. Fratria

Przez następne lata funkcjonowałem w tym brudnym świecie, wśród ludzi bez sumienia. Było ich wielu. Na przykład taki Bogusław Bagsik chciał mnie wynająć do zamordowania jednego dziennikarza. Ostrożnie, tak by się nie zdekonspirować, powiadomiłem prokuraturę o zamiarach Bagsika, ale podobnie, jak wiele razy wcześniej, zmarginalizowano tę sprawę. Miesiąc po miesiącu uwiarygadniałem się przed ludźmi ze świata cieni, w którym żyłem, w rzeczywistości zdobywając bezcenną wiedzę, którą przekazywałem Miłoszewskiemu. Po pewnym czasie prokurator zaprotegował mnie w Centralnym Biurze Śledczym. Dalej poszło gładko, choć był to rodzaj służby, w której działanie wiązało się z nieustannym zagrożeniem. Prokurator zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa i pomagał mi jak mógł, a ja dzieliłem się z nim wiedzą. Dostarczyłem mu np. próbki podrobionych dolarów amerykańskich, fantastycznej jakości. Ale potem w sprawie zaczęły się pojawiać nazwiska polityków oraz szefów i wiceszefów służb specjalnych, i wiadomo, co było dalej… Tak działo się w wielu sprawach, którym ukręcano łeb. W tym samym mniej więcej czasie prokurator Miłoszewski wyznaczył dwoje oficerów CBŚ, m.in. komisarz Annę K, do współpracy ze mną. Gdy finalnie rozwiązywaliśmy sprawę baz paliwowych „chronionych” przez ludzi służb specjalnych, komisarz, nagle, zniknęła. Była osobą obowiązkową, która pozostawała ze mną w stałym kontakcie, a tymczasem wszelki ślad po niej zaginął. Kamień w wodę. Dużo czasu minęło, nim dowiedziałem się, że została przeniesiona do archiwum, odsunięta od spraw operacyjnych i zmarginalizowana. Taka była cena zbliżenia się do niewygodnej dla służb specjalnych prawdy – a i tak nie była to cena najwyższa… Podobny los spotkał drugiego oficera, któremu ufał i którego przedstawił mi prokurator Miłoszewski. Oficer ten był komisarzem z krakowskiego CBŚ i nazywał się Marek Brachowicz. Apolityczny, nieprzekupny, sumienny funkcjonariusz. Spotykaliśmy się do czasu, gdy zainteresował się moją wiedzą na temat spraw związanych z wątkami politycznymi. Przełożeni zareagowali natychmiast - i zwolnili go ze służby dyscyplinarnie. Potem straciłem z nim kontakt. Było jeszcze dwóch oficerów ABW, którym zawierzył prokurator Miłoszewski, ale w tym wypadku popełnił błąd, bo tych nie interesowały przestępstwa, a jedynie haki, informacje o sędziach i prokuratorach, ze szczególnym uwzględnieniem Marka Wełny i …Wojciecha Miłoszewskiego, który przecież im ufał i mnie z nimi poznał! Jeżeli funkcjonariusze ABW nie są zainteresowani przestępcami, a tylko hakami, to właśnie tu należy szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego dotąd nie mówiłem o tych sprawach. Ostrożność nie uchroniła mnie przed śmiertelnym zagrożeniem, pomówieniem i zniszczeniem. Szesnastu miesięcy, które spędziłem w „sanatorium”, nie zapomnę do końca życia. Przez tych szesnaście miesięcy zaliczyłem dwanaście cel z najbardziej bezwzględnymi bandytami, mordercami, gwałcicielami, handlarzami narkotyków, handlarzami bronią. Próbowano mnie złamać na różne sposoby, nie żałowano mi „atrakcji”, nikomu nie życzę czegoś podobnego, ale nie złamali mnie. W międzyczasie zastraszano moich obrońców, świadków, bliskich. Zniszczono mnie, zniszczono moją rodzinę. Długo nie rozumiałem, dlaczego stało się to wszystko i komu aż tak bardzo się naraziłem. I dopiero później dowiedziałem się, że za tym wszystkim stał Bronisław Komorowski.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

« poprzednia strona
1234
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.