Pożegnalna majówka opozycji przed długim marszem. Długim, bo plan szybkiego obalenia rządu się nie udał

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
 Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Na zdjęciu: _Za tysiące wielkich plakatów i zwiezienie ludzi z całej Polski zapłaciła Platforma Grzegorza Schetyny. A kto, powiedzcie misiaczki, wyszedł najlepiej na zdjęciu? 

Mały Książę, przypomniany niedawno w dość zaskakującej ekranizacji, miał rację: mądry lider wydaje tylko takie polecenia, które i tak będą spełnione. Grzegorz Schetyna też chyba sobie o tym najwyraźniej przypomniał, bo przestał już bajać o Majdanie, o rozlewie krwi, który natychmiast przywróci władzę klientom Sowy, a zaczął mówić o wyborach, i to tych, zgodnych z kalendarzem.

To będzie długi marsz, który doprowadzi nas do wolnej Polski i wolnych wyborów

— ogłosił dzisiaj. Jak wiadomo, Polska od roku jest wolna jeszcze bardziej, więc już pół sukcesu ma. A ten kolejny, wolne wybory, też jest pewny.

Słowem - wszystko o czym marzy pan Schetyna mu się spełni, wszystko o co wołali dziś demonstrujący w Warszawie, jest pewne. Szkoda tylko, że tak potężną, tak szkodliwą dla państwa powyborczą awanturę wywołano, by dojść do oczywistego wniosku, że teraz rządzi Prawo i Sprawiedliwość, a o tym, co dalej, zdecydują wyborcy.

Tak, wiem oczywiście, że cele były dwa. Pierwszy to, wspomniana wyżej i nieudana, próba wywrócenia nowej władzy, doprowadzenia do jakiegoś przesilenia i z pomocą Brukseli i Berlina odzyskania władzy. Ale był też drugi, niejako zastępczy: takie osłabienie tej władzy, by została de facto zdelegitymizowana. By prawo przez nią stanowione nie obowiązywało urzędników, by żołnierze nie wykonywali rozkazów, by świat nie uznawał jej dyplomatów, a media opisujące ją neutralnie były bojkotowane. I tu też wąski krąg celebrytów i obsługujących ich mediów jest sobą zachwycony.

Wszak oni sami i wszyscy ich znajomi, wykrzyczeli najgłośniej na świecie, że to nie ich władza, ze każdy dzień ministrowania Antoniego Macierewicza jest dla nich bólem, każdy uczciwie przeprowadzony konkurs na dotacje ministerialną szokiem, a każdą operację antykorupcyjną odbierają jako osobiste zagrożenie. Ale powiedzieć, że miało to jakikolwiek wpływ na układ sił społecznych - nie można. Każda z tych twarzy mówiła to już dziesiątki razy, a niektóre tygodniki mają gotowe matryce oburzonych, którzy już nie wytrzymują. Raz Frasyniuk, raz Wanat, a potem na dokładkę Michnik. Jaka w tym siła? Żadna. Już żadna.

Była więc sobotnia majówka KOD i okolic majówką pożegnalną. Była widowiskowym rozstaniem z nadzieją na szybki przełom. Pogodzeniem się z faktem, że pisowska ekipa jest tym razem na dużo dłużej niż poprzednio. I była rozpoczęciem rozgrywki o nowy układ sił w gronie opozycji.

I nie jest przypadkiem, że właśnie pan Schetyna tak jasno nam o tym powiedział. Wygląda na to, że dotarło do niego iż zmierza do katastrofy. Jeśli nawet Ewa Kopacz zaczyna się jawić niektórym jako lepszy lider, to jak to świadczy o jej następcy? Jak ma być jednak inaczej, skoro wybrał drogę „totalnej” opozycji. W takiej opozycji znikają zaś wszystkie jego atuty.

Kiedy wszystkie opozycyjne twarze mają na rozkaz Czerskiej stawać w jednym froncie, to lider PO znaczy w nim dokładnie tyle samo ile lider Domu Wszystkich Polska pan Kalisz, zaś niespełna 30-osobowy klubik Ryszarda Petru nabiera tej samej wagi, co niemal 140-osobowy klub PO. Doszło do tego, że zaczęto dyktować Platformie by pokornie i na rozkaz zapisała się do utworzonego poza nią kołchozu „Wolność, Równość, Demokracja”, w którym miałaby być jednym z wielu pionków. To byłby koniec przywództwa Schetyny i musiał odmówić.

W takiej wiecowej wojnie totalnej, którą zresztą sam idiotycznie ogłosił, traci on wszystkie atuty i jest skazany na marginalizację. Jeśli chce zacząć odzyskiwać pole musi sam zacząć dyktować reguły gry. I musi grać w grę, na której się zna: parlamentarno-medialne szachy. I musi to robić samodzielnie, a nie pod dyktando środowiska „Wyborczej”, które - przypomnę - nigdy nie wygrało samodzielnie żadnej dużej kampanii politycznej, a nawet prezydenturę Komorowskiego potrafiło przegrać!

Wyborów w Polsce już od kilkunastu lat nie wygrywają kołchozy, wszyscy razem zebrani do kupy, od liberalnych chłopów z PSL po homoseksualnych aktywistów, ale sprawne i świadome swoich celów, zdecydowanie dowodzone, partie polityczne.

Także z tego względu sobotnia majówka była pożegnaniem. Po wakacjach nic nie będzie już takie samo także po stronie opozycji. Spoiwo w postaci marzenia o szybkim odzyskaniu władzy już pękło, obóz pisowski coraz mocniej siedzi w siodle władzy, sondaże nie wróżą szybkiej zmiany. Opozycja - chcąc wyjść z defensywy - będzie musiała się przegrupować i wyłonić dominujący ośrodek polityczny, sięgnąć po nowe twarze i inne niż prosty sprzeciw hasła. Słowem - będzie musiała zrobić dokładnie to samo, co zrobił PiS po roku 2011. Na to potrzeba czasu, normalnej polityki, a nie ciągłych wieców pod wodzą człowieka znikąd - Mateusza Kijowskiego.

A na razie, jak celnie określił w „Salonie Dziennikarskim Floriańska 3” Piotr Zaremba, pochodzili, poszli na sushi i pojechali na wakacje. Na zdrowie!

PS. Czy tylko mnie szokuje, że władze Warszawy maszerują w demonstracji, a potem bezwstydnie nadymają jej liczebność jako rzekomo neutralni obserwatorzy?

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych